Rozdział 17

226 6 0
                                    

Kiedy dotarliśmy pod mój dom od razu zorientowałem się, że coś jest nie tak, chociaż niczego nie wyczułem. Coś niedobrego działo się z moim węchem. To było niepokojące. Ale teraz moją głowę zaprzątało coś zupełnie innego.

Puściłem dłoń Belli i szybko wszedłem na korytarz. Teraz już byłem pewien co się stało.Wiedziałem, po co Tanya i jej świta nas zatrzymała.

Pobiegłem na górę i wszedłem do sypialni rodziców. Wszystko wokół mnie zniknęło. Zostałem tylko ja i dwa trupy leżące przede mną. Moi rodzice byli martwi i bardzo dobrze wiedziałem, kto był winien ich śmierci. Osunąłem się na podłogę i załkałem żałośnie. Nie. Oni nie posunęliby się do czegoś takiego. Jednak to zrobili.

Poczułem czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu.Odwróciłem się i zobaczyłem Bellę. Z jej wielkich,brązowych oczu płynęły łzy. Nie odezwała się, tylko stała tam, patrząc na nieruchome postacie.

Ja byłem współwinny ich śmierci. Gdybym się wyprowadził nie naraziłbym ich na niebezpieczeństwo. Nigdy nie byłem z nimi blisko, ale mimo wszystko kochałem ich. Podniosłem się gwałtownym ruchem i jednym kopnięciem rozwaliłem toaletkę mojej mamy. Nie mogłem znieść tego poczucia winy i bólu. To wszytko moja wina!

-Edwardzie proszę, uspokój się – krzyknęła Bella, kiedy biegłem po schodach. Nie słuchałem.

Dobiegła do mnie w kilka sekund i chwyciła za rękę, kiedy miałem otwierać drzwi i wyjść na zewnątrz. Warknąłem, odwróciłem ją i przycisnąłem do ściany, chwytając ją za ramiona. Mocno.

-Zobacz do czego się posunęli – wyplułem, potrząsając nią. -Co jeszcze wymyślą? Nie mogę już dłużej czekać. Muszę coś zrobić do cholery. Muszę coś zrobić... – wyszeptałem, zwalniając uścisk i usłyszałem jak stopy dziewczyny dotykają podłogi.Nieświadomie podniosłem ją do góry.

- Tak bardzo mi przykro – powiedziała Bella, przyciskając moją głowę do swojego galopującego serca. – Ale nie wygrają. Uwierz mi. Na początek musimy zadzwonić do Carlisle' a . – szarpnąłem się, a ona wplątała palce w moje włosy, nie pozwalając mi się odsunąć.Sięgnęła do kieszeni moich spodni i wyjęła telefon, nie przestając mnie uspokajająco głaskać.

Po kilku sekundach usłyszałem w słuchawce głos Emmett' a .

- Wiemy co się stało – zaczął. – Przylecimy dzisiaj wieczorem. Wszyscy –powiedział, zanim Bella zdążyła się odezwać. – Niech Edward nie robi nic do naszego przyjazdu. Niech nie zawiadamia policji, musi poczekać na nas.

- Dobrze.

- Pilnuj go, aby nie zrobił niczego głupiego. Proszę – jego głos nie był taki jak zwykle. Był przygaszony i smutny.

- Nie zrobi, obiecuję.

- Trzymaj się, Edwardzie – powiedział, będąc pewien, że go słyszę.

Dziewczyna rozłączyła się i włożyła telefon na swoje miejsce.

- Słyszałeś co powiedział Emmett. Na razie nie możemy nic zrobić. Zabieram cię do siebie – chwyciła moją głowę w dłonie i podniosła do góry bym na nią spojrzał.

- Ale... – zacząłem.

- Nie możemy tutaj zostać. Proszę cię Edwardzie.

Wpakowała mnie do volvo i sama zajęła miejsce za kierownicą.

- Chodź – wyciągnęła mnie z auta, praktycznie siłą. Zachowywałem się jak wielka kukłą.Z każdą upływającą chwilą coraz bardziej uświadamiałem sobie,że nie tylko czuję się odpowiedzialny za ich śmierć. Dochodzi do tego moje zachowanie. Bylem podły i nigdy nie wybaczę sobie tego,że odnosiłem się do nich w ten sposób. Nawet przed przemianą byłem trudnym dzieciakiem. Z premedytacją krzywdziłem ich swoim zachowaniem. Chociaż nie byli idealni, ja nie miałem prawa zachowywać się tak, jak to robiłem. Gdybym tylko miał okazję ich przeprosić...

I belive I can loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz