5. Ogród

107 20 23
                                    

- Żegnaj mamo!

Wykrzyczał Amadeusz machając ręką w stronę odjerzdzającej karocy. Gdy karoca znikła władca odetchnął z ulga i powiedział do swojego skryby z szaleńczym uśmiechem.

- Pora się zrelaksować przyjacielu.

Skryba spojrzał pytająco na władcę który dodał.

- Dzień w ogrodzie dobrze mi zrobi.

- Tak mój panie.

Odpowiedział skryba mając nadzieję że Amadeusz nie powie mu że ma iść z nim.

- Skrybo szykuj sprzęt i weź się ubierz normalnie, przecież nie pójdziesz w garniturze do pracy w ogrodzie.

Skryba zasmucił się i rzekł.

- Tak mój panie.

- Głowa do góry będzie tak fajnie jak ostatnim razem.

Powiedział Amadeusz i pobiegł do swojej komnaty. Skryba przypomniał sobie ostatnie prace w ogrodzie i rzekł do siebie po cicho.

- Oby nie.

Amadeusz wbiegł do swojej komnaty tak głośno trzaskając drzwiami, że przestraszył sprzątaczkę która właśnie myła podłogę. Władca niefortunnie wbiegł do wiadra z mydlinami i padł na podłogę.

- Nic się nie stało panie?

Spytała sprzątaczka pochylając się nad władcą.

- Nie to normalka. Lubie poleżeć twarzą do podłogi z wiadrem na nodze.

Władca polizał podłogę i powiedział z zachwytem.

- Wow z tej podłogi można jeść! Masz podwyżkę.

Po czym wstał i z wiadrem na nodze wbiegł do swojej garderoby. Po chwili władca wykrzyczał.

- PO CHUJ MI WIADRO NA NODZE DO OGRODU!?

Wtem z garderoby wyleciało wiadro. W tym samym czasie do komnaty wszedł skryba ubrany w typowy strój ogrodnika.

-Panie już ...

Skryba nie dokończył bo wiadro uderzyło go prosto w głowę. Z garderoby wyszedł Amadeusz ubrany w koszule, słomiany kapelusz i rybaczki na szelkach. Podszedł do skryby i rzekł.

- W sumie wiadro może się na coś przydać.

Gdy Amadeusz wyszedł z komnaty skryba wstał obolały i powiedział pod nosem.

- Za mało mi płaci.

Amadeusz zachwycał się pięknem ogrodu. W momencie w którym skryba przyszedł to władca leżał na trawie z zamkniętymi oczami i uśmiechem.

- Wspomnienia z dzieciństwa.

Wyszeptał Amadeusz. W stronę leżącego władcy pełznął wąż. Skryba w panice krzyknął.

- PANIE!

Amadeusz podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał pytająco na skrybę. Wtem owinęła go gadzina.

- Nagini co ty tu robisz?

Powiedział władca przytulając węża który tylko zasyczał. Amadeusz spojrzał w oczy Nagini i powiedział.

- Sasaja hassszijes.

Wąż popełzł w głąb ogrodu.

- Co władca jej powiedział?

- By wracała do swojego pana. No to pierwszy punkt to podlewanie ogrodu. Skrybo przynieś mi węża ogrodowego.

Skryba poszedł do małej szopki po węża. Gdy otwarł drzwi z wnętrza wyleciały nietoperze.

- Skąd tu się wzięły ...

Z wnętrza szopy wyłoniła się postać w czarnej pelerynie i przemówiła mrocznym głosem.

- Kto śmie zakłócać mój odpoczynek?

- Ja po węża ogrodowego.

Postać wzięła do ręki węża i rzuciła go skrybie mówiąc już zwyczajnym głosem.

- A teraz spieprzaj. Przerwałeś mi grę w pokera z robakami.

Po tych słowach postać trzasnęła drzwiami. Skryba podłączył węża do kranu i podał jeden koniec władcy.

- Skrybo puść moc wody.

Skryba odkręcił kran. Amadeusz czekał na wodę po kilku sekundach spojrzał w węża.

- Co jest?

- Pan nadepnął na węża.

Władca spojrzał pod nogi i zdjął je z węża. Po tym woda pod ogromnym ciśnieniem wyleciała prosto w twarz Amadeusza. Siła była tak ogromna że władca piekieł wyleciał w głąb ogrodu, a nieujarzmiony wąż ogrodowy lał wodą we wszystkie strony. Po chwili z ogrodu wyszedł Amadeusz w włosach miał gałąź na której było małe gniazdo.

- Dość podlewania na dzisiaj.

Powiedział władca podnosząc palec do góry. Skryba zakręcił wodę, a Amadeusz spojrzał na listę i powiedział z uśmiechem.

- Pora na posadzenie przeklętych drzew. Skrybo!

- Wiem panie nawóz i łopata.

Skryba poszedł do szopy, a władca w tym czasie szukał miejsca na posadzenie nowych roślinek.

- To będzie idealne miejsce. Idealne warunki dla drzewek.

Amadeusz patrzył na czarną ziemie na której nic nie mogło urosnąć. Gdy skryba wrócił z łopatą władca rzekł.

- To ty wykop dziury a ja pójdę po nasiona.

Amadeusz odwrócił się na piecie i ruszył w stronę zamku, niefortunnie natrafiając na leżące grabie którymi dostał między oczy i padł na ziemie. Zanim zemdlał usłyszał słowa skryby.

- No to się porobiło.

Gdy władca otworzył oczy zorientował się że leży w swoim łóżku. Zauważył służkę która wymieniała kwiaty w wazonie.

- Ej ty ile spałem?

Zapytał Amadeusz na co służka odpowiedziała ze spokojem w głosie.

- Trzysta lat.

- CO!?

Amadeusz się obudził obok siedział skryba.

- Miałeś zły sen panie?

- Ile spałem!?

Zapytał pośpiesznie.

- Trzy, cztery godziny.

Odpowiedział skryba dodając.

- Przynieść coś panie?

- Tak szklankę wody.

***
Naprawdę nie mam pojęcia jak wam spodoba się ten rozdział więc proszę o napisanie w komentarzu jak się wam podoba. Pozdrawiam.

Amadeusz - Dzień Jak Co DzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz