4

171 26 2
                                    

Następnego dnia obudziłam się z myślą, że był tylko sen. Niestety patrząc przez okno, przekonałam się że to rzeczywistość.

Szybko się zebrałam i wyszłam z domu. Stajnia była w okropnym stanie. Dookoła rozstawiono słupki i rozklejono taśmę policyjną. Policja była już na miejscu. Przeszłam obok niej i zawołałam mamę, która rozmawiała z jakimś policjantem. Kiedy skończyła rozmawiać, podeszła do mnie.

- Jak się czujesz? - spytała.

- Dobrze. Wiesz, co wywołało pożar?

- Jeszcze nie, ale policjanci prowadzą śledztwo. Przeszukują teraz cały teren.

- Aha.

- Mam złe wieści. Karmel ma wiele poparzeń, - powiedziała, jednak widząc moją minę od razu dodała - ale nie jest tak źle jak myślisz. Był już tu weterynarz i powiedział, że Karmel wyzdrowieje. Tylko nie wiem, jak będzie ze skokami. Próbował wywarzyć drzwi i zrobił sobie wiele ran.

- Idź może na spacer, albo weź któregoś konia na przejażdżkę. Na przykład Karego. Dobrze mu to zrobi. Jak chcesz, możesz zaprosić Mary i pojedziecie razem.

- Dobry pomysł. Wezmę siodło Utopii.

Utopia i Kary to nasze jedyne konie fryzyjskie. Są rodzeństwem i mają taką samą budowę, więc siodło Utopii powinno na Karego pasować. Na szczęście Utopia ma boks w drugiej stajni, bo siodlarnia w pierwszej pewnie spłonęła. Wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do Mary. Ona jednak nie miała czasu, więc zadzwoniłam do Jaspera. Kiedy skończyłam rozmowę, poszłam do mojego konia, sprawdzić jak się czuje.

Karmel miał się jednak dobrze. Miał zabandażowaną lewą, przednią nogę i widać było, że próbował na niej nie stawać. Pogłaskałam go i wyszczotkowałam mu sierść. Później jeszcze przyniosłam sobie krzesło, posiedziałam z nim i głaskałam go po szyi. Kiedy zaczął przysypiać, odsunęłam się od boksu i po cichu wyszłam ze stajni odstawiając krzesło do komórki przy stajni, gdzie mieliśmy siodlarnię. Później wróciłam do domu, zjadłam śniadanie i spięłam włosy, po czym poszłam na pastwisko. Kary pasł się przy bramie, więc wzięłam uwiąz wiszący na płocie i przypięłam mu do katara. Był trochę niespokojny i płochliwy, ale nie dziwiłam mu się. Taka luźna przejażdżka powinna go trochę zrelaksować. Zaprowadziłam go do barierki, gdzie go wyszczotkowałam i wyczyściłam kopyta. Po pielęgnacji Karego poszłam do siodlarni po osprzęt, po czym położyłam go na barierce przy Karym. Najpierw założyłam mu siodło, a następnie ogłowie. Wyglądał prześlicznie w czarnym ogłowiu, czarnym siodle, białymi wodzami i miętowym czaprakiem. Do kompletu założyłam mu też miętowe nauszniki i ochraniacze w tym samym kolorze.

Kiedy Kary był już gotowy; poszłam po konia dla Jaspera. Chłopak dawno nie jeździł, więc wybrałam mu do jazdy Arpeggia. Kilka dni wcześniej przenieśliśmy go do drugiej stajni, więc powinien być bardziej spokojny niż Kary. Ten siwy wałach to był idealny koń dla nowicjuszy i niespokojnych jeźdźców. Przyniosłam osprzęt i przyprowadziłam Arpeggia do barierki. Wyczyściłam go i osiodłałam. Miał niebieski czaprak, brązowe siodło i tego samego koloru ogłowie. Kary i Arpeggio bardzo się lubili. Zauważyłam to już kiedy przywieźliśmy tu Karego. Siwy koń był starszy i miał zupełnie inny charakter, ale i tak się polubili. Później Arpeggio przeniósł się do drugiej stajni, więc trochę czasu się nie widzieli.

Kiedy zakładałam na głowę kask, przyszedł Jasper, więc przywitałam się z nim i dałam mu drugi regulowany toczek. Po chwili oboje byliśmy już gotowi, wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy stępem po ścieżce. Tym razem nie jechaliśmy do lasu, tylko na pola. Najpierw jechaliśmy przez jakiś czas na poboczu po ulicy, a później skręciliśmy na drogę prowadzącą na pola. Było tam tak cicho i spokojnie, a my rozmawialiśmy i śmialiśmy się, jakbyśmy nie mieli się rozdzielić. To była taka chwila zapomnienia o rzeczywistości. Było cudownie. Kary parę razy się spłoszył, ale udało mi się go uspokoić.

Kiedy oddaliliśmy się od ulicy, przeszliśmy do kłusa. Na początku jechaliśmy obok siebie, jednak później ścieżka zaczęła się zwężać, przez co wyprzedziłam trochę Jaspera i Arpeggia. W pewnym momencie ścieżka znowu łączyła się z ulicą, więc zwolniliśmy konie do stępa i znowu jechaliśmy poboczem.

W końcu dojechaliśmy do domu. Nie było nas około dwóch godzin. Konie nie wydawały się zbyt zmęczone, jednak uznałam, że tyle jazdy im wystarczy. Po rozsiodłaniu ich, wprowadziłam Arpeggia do boksu, a Karego na pastwisko. Arpeggio miał już swoje lata i potrzebował dużo więcej odpoczynku od naszych innych koni. Mary na nim trenowała, ale po każdym treningu zasypiał. Nie był aż tak stary, to zmęczenie mogło być też częściowo spowodowane jego spokojnym i leniwym charakterem.

Po ogarnięciu koni, Jasper pomógł mi jeszcze przy kilku stajennych obowiązkach. Zaproponowałam mu, żeby został na obiad, jednak spieszył się do domu. Po wyjściu ze stajni przebrałam się, umyłam ręce i poszłam na obiad. Wyjątkowo cała rodzina na obiedzie była w domu. Po zjedzeniu, zadzwoniłam na Skypie do mojej drugiej przyjaciółki - Sary. Wyjechała na wieś na wakacje, więc rozmawiałyśmy przez internet. Opowiedziałam jej wszystko, co się ostatnio wydarzyło. Kiedy się rozłączyłam, wróciłam znowu do stajni odwiedzić Karmela.





Jak wam się podobał ten rozdział? Muszę przyznać, że fajnie mi się go pisało. Przepraszam, że tak późno go wstawiam, ale nie miałam wcześniej czasu. Mam nadzieję, że się za to nie obraziliście, bo następny zamierzam dodać jeszcze w tym tygodniu ;)

 Dziękuję wam za komentarze i gwiazdki.

Do następnego :)

ZmianyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz