14

107 13 0
                                    

W niedzielę wstałabym pewnie późno, gdyby nie pobudka, którą urządził nam tata. Po obiedzie mieliśmy wracać do domu, więc uznał, że nie możemy spać do południa. Po śniadaniu i porannej toalecie zagrałam z wujkiem w szachy. Po dość krótkiej grze, którą przegrałam, zagrała ze mną jeszcze Lily, babcia, ciocia i Tom. Wygrałam tylko z babcią, a cała reszta mnie ograła. Po tych wszystkich porażkach zaproponowałam grę w kalambury. Podzieliliśmy się na drużyny i losowaliśmy hasła z internetu. Graliśmy na filmy i książki. Ja byłam w drużynie z mamą, ciocią i babcią. Grupa druga składała się z taty, dziadka, wujka i Toma, a w drużynie trzeciej były Kayla, Lily i Rose. Ja losowałam pierwsza. Miałam pokazać Króla Lwa. Nie było to zbyt trudne, ale moja drużyna i tak miała problemy ze zgadnięciem. Udało nam się w ostatnich sekundach zdobyć punkt.
Gra nie trwała długo. Po obiedzie pożegnaliśmy się z rodziną i wróciliśmy do domu.

W poniedziałek wstałam, kiedy rodzice zbierali się do wyjścia.

- Wychodzimy. Śniadanie masz na stole w kuchni. Pa.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, a oni już wyszli. Udałam się do kuchni, gdzie na talerzu leżały kanapki z serem i ketchupem, a obok stał kubek z herbatą. Kiedy kończyłam jeść, do pomieszczenia weszła Kayla. Miała na sobie spodnie do jazdy konnej i wygladała na trochę zmęczoną, więc domyśliłam się, że właśnie skończyła trening.

- Wiesz, gdzie poszli rodzice? - zapytałam.

- Mówili coś o jakimś prawniku, czy czymś. Wyglądali, jakby szli do sądu.

- A po co? - zaskoczyła mnie ta odpowiedź.

- Pewnie chcą odszkodowanie za zniszczenie stajni. Stajenni widzieli jakiegoś człowieka z papierosem i zapałkami zaraz przed pożarem. Dzięki kamerom policja ustaliła, że przechodził obok, zapalił papierosa i wyrzucił na nasz teren niedopaloną zapałkę, która upadła na resztki siana, które nie zostały jeszcze posprzątane. Watpię, żeby ten człowiek dostał jakąś ciężką karę, bo nawet nie zauważył, że coś takiego miało miejsce. Kiedy usłyszał, co się stało, sam zgłosił się na policję.

- Uczciwie z jego strony.

- Ale i tak musi zapłacić za szkody. Przynajmniej sprawa jest już załatwiona.

- Jak trening? - spytałam po chwili ciszy. Musiałam ułożyć sobie w głowie to, czego się dowiedziałam. Od dłuższego czasu ta niewiedza nie dawała mi spokoju.

- Dobrze. Diament jest w świetnej formie. Bardzo się z tego cieszę, bo jadę z nim dzisiaj na zawody. Chcesz jechać ze mną?

- Zamierzałam spotkać się dziś z Jasperem. Jutro wyjeżdża.

- Może jechać z nami. Nie ma problemu. Wyjeżdżam przed dwunastą.

- Zaraz do niego zadzwonię i zapytam.

Pobiegłam do swojego pokoju po telefon i szybko wybrałam numer Jaspera. Po kilku sygnałach chłopak odebrał.

- Cześ Lisa. Co słychać?

- Cześć. Chciałbyś dzisiaj pojechać ze mną i z moją siostrą na zawody?

- Bardzo chętnie. O której mam być?

- Przyjedziemy po ciebie około dwunastej.

- Ok, będę czekał. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia.

Rozłączyłam się, po czym poszłam do Kayli.

- Jedziemy z tobą. - powiedziałam.

- To super. Coś tam wymyślę na obiad po drodze, żebyście nie byli głodni. Napiszę tylko sms'a do mamy, żeby się nie martwiła, jak wróci.

ZmianyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz