13

88 11 1
                                    

Niewygodnie spało się na materacu, przez co wstałam wcześnie i byłam niewyspana. Szybko się ogarnęłam, zjadłam śniadanie i wyszłam na zewnątrz. Góry od dziecka bardzo mi się podobały. Zawsze było tam takie świeże powietrze i piękne widoki. Najchętniej wybrałabym się tego dnia na przejażdżkę z Karmelem po okolicy. Zamiast tego, Rose zauważyła że wychodzę z domu, więc przyłączyła się do spaceru. Przez pierwsze kilka minut panowała między nami cisza. W końcu, kiedy skręciłyśmy w prawo i weszłyśmy między drzewa, Rose się odezwała.

- Jak mijają ci wakacje?

- W miarę dobrze. Nie licząc kilku spraw, jest w porządku. Tylko nudno trochę.

- A co to za sprawy?

- O pożarze pewnie słyszałaś. - kuzynka kiwnęła głową na potwierdzenie. - Oprócz tego, mój chłopak przeprowadza się do Anglii.

- Współczuję. To musi być dla ciebie ciężkie. Ile jesteście razem?

- Ponad pół roku. Może się wydawać, że to krótki czas, ale i tak jest mi z tego powodu przykro.

- Rozumiem cię. Myślę, że wszystko się ułoży.

- Może tak. A co słychać u ciebie?

- Nic ciekawego. Narazie jest mi nudno, ale w sierpniu ja i Lily jedziemy na obóz taneczny. Nie mogę się doczekać.

- Odwiedzicie nas któregoś dnia? Mogłybyśmy pojeździć razem konno.

- Porozmawiam z rodzicami, ale myślę że się zgodzą.

Przez chwilę znów nastała cisza. Wsłuchiwałam się w odgłosy lasu. Słyszałam ćwierkanie ptaków i szelest liści, poruszanych przez wiatr.
Nagle Rose się zatrzymała. Podążyłam za jej wzrokiem, aż zobaczyłam małe zwierzątko ukrywające się w trawie przy ścieżce. Kuzynka podeszła bliżej, ale ptak nawet nie próbował uciekać. Dziewczyna dokładnie obejrzała zwierzę z każdej strony, po czym stwierdziła, że ma coś nie tak ze skrzydłem. Podejrzewała że jest złamane. Jeśli przyszedłby tam jakiś drapieżnik, ten ptak pewnie by zginął. Prawdopodobnie był też głodny i spragniony. Nie ruszał się, ale widziałam, że oddycha. Rose powoli i delikatnie podłożyła rękę pod zwierzątko, które było już tak zmęczone, że nie stawiało oporu. Nie znam się na ptakach, ale ten wyglądał mi na wróbla. Jego pióra były w różnych odcieniach brązu. W niektórych miejscach pojawiał się też kolor czarny.

Wróciłyśmy do domu, gdzie odrazu poszłam po mamę. Siedziała w salonie z wujkiem, ciocią i babcią. Dziadek właśnie wchodził do pomieszczenia, niosąc herbatę. Wytłumaczyłam im, co się stało. Wujek był weterynarzem, więc wiedział co trzeba zrobić. Z pomocą cioci, zrobił wróblowi takie jakby usztywnienie. Babcia przyniosła mu wodę i trochę karmy dla ptaków. Dziadek kocha ptaki, więc ma wiele pudełek ptasiego jedzenia, które wsypuje do własnoręcznie robionych karmników. W tej sytuacji bardzo się to przydało.

- Nazwiemy go jakoś? - zapytała Lily

- A masz jakiś pomysł? - odpowiedziała pytaniem ciocia.

W tym momencie do pomieszczenia wszedł tata i moje rodzeństwo. Kuzynki wytłumaczyły im, co się stało. Po chwili każdy dał swój pomysł na imię.

- To może Ptak? - zaproponował mój tata.

- A coś bardziej kreatywnego? - powiedziała mama.

W końcu wybraliśmy pomysł mamy i nazwaliśmy go Saturn. Moim zdaniem to imię nie pasuje do niego, ale już po głosowaniu.
Dowiedziałam się, że któregoś dnia ciocia, Lily i Rose przyjadą do nas na kilka dni. Prawdopodobnie pod koniec lipca. Wujek też miał z nimi jechać, ale nie mógł wziąć urlopu.

Po obiedzie wszyscy poszliśmy na spacer do lasu, a wieczorem obejrzeliśmy film w telewizji. Nawet nie pamiętam tytułu, bo już na początku zasnęłam. Kiedy film się skończył, siostra mnie obudziła, więc przeniosłam się na materac.

ZmianyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz