Niewygodnie spało się na materacu, przez co wstałam wcześnie i byłam niewyspana. Szybko się ogarnęłam, zjadłam śniadanie i wyszłam na zewnątrz. Góry od dziecka bardzo mi się podobały. Zawsze było tam takie świeże powietrze i piękne widoki. Najchętniej wybrałabym się tego dnia na przejażdżkę z Karmelem po okolicy. Zamiast tego, Rose zauważyła że wychodzę z domu, więc przyłączyła się do spaceru. Przez pierwsze kilka minut panowała między nami cisza. W końcu, kiedy skręciłyśmy w prawo i weszłyśmy między drzewa, Rose się odezwała.
- Jak mijają ci wakacje?
- W miarę dobrze. Nie licząc kilku spraw, jest w porządku. Tylko nudno trochę.
- A co to za sprawy?
- O pożarze pewnie słyszałaś. - kuzynka kiwnęła głową na potwierdzenie. - Oprócz tego, mój chłopak przeprowadza się do Anglii.
- Współczuję. To musi być dla ciebie ciężkie. Ile jesteście razem?
- Ponad pół roku. Może się wydawać, że to krótki czas, ale i tak jest mi z tego powodu przykro.
- Rozumiem cię. Myślę, że wszystko się ułoży.
- Może tak. A co słychać u ciebie?
- Nic ciekawego. Narazie jest mi nudno, ale w sierpniu ja i Lily jedziemy na obóz taneczny. Nie mogę się doczekać.
- Odwiedzicie nas któregoś dnia? Mogłybyśmy pojeździć razem konno.
- Porozmawiam z rodzicami, ale myślę że się zgodzą.
Przez chwilę znów nastała cisza. Wsłuchiwałam się w odgłosy lasu. Słyszałam ćwierkanie ptaków i szelest liści, poruszanych przez wiatr.
Nagle Rose się zatrzymała. Podążyłam za jej wzrokiem, aż zobaczyłam małe zwierzątko ukrywające się w trawie przy ścieżce. Kuzynka podeszła bliżej, ale ptak nawet nie próbował uciekać. Dziewczyna dokładnie obejrzała zwierzę z każdej strony, po czym stwierdziła, że ma coś nie tak ze skrzydłem. Podejrzewała że jest złamane. Jeśli przyszedłby tam jakiś drapieżnik, ten ptak pewnie by zginął. Prawdopodobnie był też głodny i spragniony. Nie ruszał się, ale widziałam, że oddycha. Rose powoli i delikatnie podłożyła rękę pod zwierzątko, które było już tak zmęczone, że nie stawiało oporu. Nie znam się na ptakach, ale ten wyglądał mi na wróbla. Jego pióra były w różnych odcieniach brązu. W niektórych miejscach pojawiał się też kolor czarny.Wróciłyśmy do domu, gdzie odrazu poszłam po mamę. Siedziała w salonie z wujkiem, ciocią i babcią. Dziadek właśnie wchodził do pomieszczenia, niosąc herbatę. Wytłumaczyłam im, co się stało. Wujek był weterynarzem, więc wiedział co trzeba zrobić. Z pomocą cioci, zrobił wróblowi takie jakby usztywnienie. Babcia przyniosła mu wodę i trochę karmy dla ptaków. Dziadek kocha ptaki, więc ma wiele pudełek ptasiego jedzenia, które wsypuje do własnoręcznie robionych karmników. W tej sytuacji bardzo się to przydało.
- Nazwiemy go jakoś? - zapytała Lily
- A masz jakiś pomysł? - odpowiedziała pytaniem ciocia.
W tym momencie do pomieszczenia wszedł tata i moje rodzeństwo. Kuzynki wytłumaczyły im, co się stało. Po chwili każdy dał swój pomysł na imię.
- To może Ptak? - zaproponował mój tata.
- A coś bardziej kreatywnego? - powiedziała mama.
W końcu wybraliśmy pomysł mamy i nazwaliśmy go Saturn. Moim zdaniem to imię nie pasuje do niego, ale już po głosowaniu.
Dowiedziałam się, że któregoś dnia ciocia, Lily i Rose przyjadą do nas na kilka dni. Prawdopodobnie pod koniec lipca. Wujek też miał z nimi jechać, ale nie mógł wziąć urlopu.Po obiedzie wszyscy poszliśmy na spacer do lasu, a wieczorem obejrzeliśmy film w telewizji. Nawet nie pamiętam tytułu, bo już na początku zasnęłam. Kiedy film się skończył, siostra mnie obudziła, więc przeniosłam się na materac.

CZYTASZ
Zmiany
Novela JuvenilDruga część książki pt."Karmel" Szesnastoletnia Lisa Johns mieszka na skraju miasta z rodzicami i dwójką rodzeństwa. Jej tata pracuje w biurze, a mama Lisy prowadzi hodowlę koni pełnej krwi angielskiej i kuców connemara. Lisa opiekuje się koniem o i...