11

94 15 6
                                    

Pojechaliśmy kłusem. Kłus Ateny był bardzo wygodny. Jechaliśmy przez las, nad głową miałam gałęzie, przez które przebijały się pojedyncze promienie słońca. Mimo to, drzewa dawały przyjemnie chłodny cień. W pewnym momencie ścieżka zaczęła się zwężać, więc zwolniłam trochę, żeby Maks mógł pojechać przodem. Kłusowaliśmy przez kilkanaście minut, po czym zwolniliśmy do stępa, żeby konie mogły chwilę odpocząć. Im dalej jechaliśmy, tym węższa była ścieżka, a wokół było więcej drzew. Po dłuższej chwili wydeptana droga skończyła się, a konie weszły na trawę. Po lewej stronie nie było już drzew, ale woda. Zatrzymaliśmy się przy brzegu małego jeziora. Maks rzucił swój telefon telefon na trawę i kazał Rubinowi wejść do wody. Koń bez problemu wykonał polecenie i po kilku krokach jego kopyta już były pod wodą.

- Idziesz? - zawołał do mnie Maks.

Pokiwałam głową, odłożyłam telefon, obok telefonu chłopaka i przyłożyłam łydki do boków Ateny. Po kilku sekundach klacz weszła do chłodnej wody.

- Jak głębokie jest to jezioro? - zapytałam.

- Nie martw się. Nie idź dalej, niż w to miejsce. Tu woda nie sięga nawet do strzemion.

Konie wyglądały na zrelaksowane, kiedy powoli chodziły w wodzie. Trochę czasu to trwało, a później zdjęliśmy im siodła i pozwoliliśmy paść się na trawie przy brzegu. Sami usiedliśmy obok. Rozmawialiśmy ze sobą bardzo długo, na wiele różnych tematów. Zaczynając od śmiesznych sytuacji z końmi, przez wakacyjne plany, na ulubionych filmach kończąc. Co jakiś czas spoglądaliśmy na konie, ale one nie wyglądały, jakby miały ochotę uciec. Maks powiedział, że był tu z nimi już nie raz, więc nie mieliśmy, o co się martwić. Po dość długim czasie spojrzałam na telefon. Na wyświetlaczu przeczytałam, że było po godzinie siedemnastej. Razem z Maksem uznaliśmy, że pora już wracać. Otrzepaliśmy czapraki pod spodem, osiodłaliśmy konie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Nie jechaliśmy zbyt szybko, a kłusem zaledwie przez 10 minut. Dużo rozmawialiśmy. Tematy nam się nie kończyły. Kiedy byliśmy już na miejscu, zdziwiłam się, że czas tak szybko upłynął. Zdawało mi się, że dopiero co tam przyjechałam. Rozsiodłałam Atenę, uczesałam, wyczyściłam jej kopyta i wprowadziłam do boksu. Chciałam zająć się jej sprzętem, ale Maks powiedział, że to zrobi, więc poszłam z nim do siodlarni po swoje rzeczy.

- Dobrze się bawiłam. Musimy to kiedyś powtórzyć. - powiedziałam, idąc w stronę wyjścia ze stajni.

- Ja też świetnie się bawiłem. Zadzwonię niedługo, to może się jeszcze kiedyś umówimy.

- To, do usłyszenia. - pożegnałam się.

- Do usłyszenia.

Poszłam na przystanek autobusowy, gdzie sprawdziłam rozkład. Czekałam tylko dwie minuty, aż autobus przyjechał. Wsiadłam do pojazdu, skasowałam bilet i usiadłam przy oknie. Kiedy dojechałam na miejsce, wyszłam z autobusu i udałam się w stronę domu. Kiedy weszłam do środka, przywitałam się z mamą siedzącą w salonie i pobiegłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę i zjadłam kolację. Później obejrzałam na komputerze film i poszłam spać.

Wiem, że ten rozdział był trochę krótki, ale ostatnio straciłam wenę. Przepraszam, jeśli nie odpiszę na któryś komentarz, często czytam je, kiedy akurat nie mam zbyt dużo czasu, a później zapominam coś odpowiedzieć. Dziękuję wam za komentarze i gwiazdki :)
Do następnego

ZmianyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz