7

174 24 3
                                    

Następnego ranka obudził mnie budzik. Nastawiłam go na ósmą, bo miałam pomóc w stajni i przygotować konie do podróży. Tego dnia przewoziliśmy je do innej stajni. Chciałam też wybrać się z siostrą na poszukiwania Star. Była to izabelowata klacz rasy connemara. Miała około 6 lat. Star to jeden z koni z naszej hodowli i należy do mojego młodszego brata, który właściwie jest jedyna osobą, po za moją mamą, której ta klacz pozwala się dosiąść. Od początku była niezależna, nieufna i trudna do okiełznania. 

Po ubraniu się, zjedzeniu śniadania itp, udałam się do stajni. Tam stajenni byli w trakcie wykonywania swoich obowiązków, więc nie chcąc im przeszkadzać, wzięłam uwiąz i wyprowadziłam ze stajni pierwszego konia. Był to gniady wałach rasy angielskiej. Przywiązałam go do barierki i przygotowałam do wyjazdu. Najpierw wyczyściłam i wyszczotkowałam, a później owinęłam go jasnozielonymi bandażami. Najpierw nogi, a na końcu ogon. Po nim, tak samo przygotowałam też kucyka, o imieniu Gratka, po czym mama wprowadziła te dwa konie do przyczepy i odjechała. Ja w międzyczasie przyprowadzałam następne zwierzęta. Pod koniec pomogła mi tez siostra. Po wprowadzeniu do przyczepy ostatnich koni, wsiadłam do samochodu i pojechałam do stadniny, w której osiem naszych koni będzie przez jakiś czas mieszkać.

Na miejscu pomogłam mamie wyprowadzić ostatnie dwie klacze i wprowadzić je do wyznaczonych boksów. Wcześniej tata przywiózł tam słomę, paszę i siano, więc boksy były już przygotowane. Mama poszła do gabinetu za siodlarnią, żeby porozmawiać z właścicielem stajni, a ja w tym czasie przywitałam się z Maksem. Widzieliśmy się dość niedawno, ale wydawało mi się, że jest jakiś wyższy. Był o kilka centymetrów wyższy ode mnie. Jego włosy podobno były ciemne blond, ale dla mnie to był jasny brąz. 

- Cześć . - powiedział, kiedy do mnie podszedł, a po chwili zamknął mnie w uścisku.

- Hej. Co słychać? Jak początek wakacji? - zapytałam.

- Dobrze. Chyba spędzę w tej stajni całe lato. Na razie nie mam żadnych planów, więc postanowiłem, że dosiądę większość koni tutaj i pomyślę, na którym jeździło się najlepiej. Wiem, trochę nudne mam plany, ale co poradzić.

-Jak chcesz, to dzwoń. Możemy pojeździć razem. W teren, czy gdzieś. Też nigdzie nie jadę.

- Fajnie. Wtorek nadal aktualny?

- Tak. A tak w ogóle, to gdzie idziemy? 

- Możemy pojeździć konno, albo pójść na lody, do kina, czy gdzieś. - odpowiedział. - Pokazać ci stajnię?

- Pewnie.

Maks oprowadził mnie po terenie stajni i przedstawił większość koni. Nie zdążyłam zobaczyć wszystkich, bo mama zawołała mnie do samochodu. Pożegnałam się z przyjacielem i wróciłam do domu.

Wysiadłam z samochodu i poszłam z mamą do kuchni, żeby pomóc jej zrobić obiad. Później ja, moje rodzeństwo i mama zjedliśmy naleśniki. Tacie odłożyliśmy osobno, bo miał wrócić późno z pracy. Nie miałam co robić, więc osiodłałam jednego z koni i wybrałam się na przejażdżkę. Chciałam zadzwonić do Mary, jednak przypomniałam sobie, że wyjechała. Do jazdy wybrałam karego ogiera rasy angielskiej o imieniu Nero. Kiedy już siedziałam w siodle, ruszyłam stępem na pola. Jechałam powoli na poboczu drogi, a chłodny wiatr rozwiewał grzywę konia. Było ciepło, mimo, że niebo było zachmurzone. Po kilkunastu minutach skręciliśmy w prawo, tym samym wjeżdżając na wąską ścieżkę prowadzącą między zbożem, a kukurydzą. Popędziłam konia do kłusa. Droga nie była zbyt długa, więc po chwili znowu byliśmy przy ulicy. Nero zwolnił do stępa, ale po tym krótkim odcinku kłusa widziałam, że ma ochotę pogalopować. Kiedy wróciliśmy do domu, postanowiłam jeszcze pojeździć na ujeżdżalni. Pozwoliłam Nero pogalopować, bo po jeździe miał wrócić do boksu. Po galopie pokłusowałam z nim jeszcze, rozstępowałam go i wróciłam z nim do stajni. Koń wyglądał, jakby chciał się jeszcze wyszaleć, ale pastwiska i padoki były pełne. Po rozsiodłaniu go, przypięłam mu do kantara lonżę i poszłam na okólnik. Kiedy uznałam, że już się wybiegał, zaprowadziłam go do boksu, a lonżę zaniosłam do siodlarni. Był wieczór, więc zmieniłam opatrunki Karmelowi, dałam mu parę marchewek i chwilę z nim posiedziałam, po czym wróciłam do domu, zjadłam kolację i zasnęłam. Tego dnia byłam bardzo zmęczona.






Dziękuję wam za komentarze i gwiazdki pod ostatnim rozdziałem.

Do następnego :)

ZmianyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz