I-podsumowanie jesieni

57 6 1
                                    

*Claudia*

Na początek, skrucę całą jesień, bo po incydencie z miotłą nie działo się wiele ciekawych rzeczy.

Po pierwsze:

Cały czas łaziła za nami ta cała Marry... Nie odpędzałyśmy jej bo za każdym razem jak próbowałyśmy to Su się wściekała... Nie wiem, co ona w niej widzi, ja tam za nią nie prepadałam ale teraz to wydaje mi się nie taka zła... Miła nawet.

Po drógie:

Odkąd Susan spadła, Huncwoci nazywaja ją ,,Królową mioteł". Od tego czasu można powiedzieć, że ze sobą 'rywalizujemy'. Oni są dość popularni w szkole, toteż my stałyśmy się troszkę sławne. Zwłaszcza, gdy kiedyś siedzieli na drzewie Olga podkradła się do nich od tyłu i dotknęła rogacza długim patykiem. Cała szkoła- zwłaszcza my miałyśmy polewkę gdy James wrzasnął przerażony i zeskoczył, a zaskoczeni Syriusz i Peter za nim. Tylko lunatyk śmiał się z innymi machając nogami. ( drzewo było niskie, spokojnie, nikomu nic się nie stało)


Poza tym trafiło się jeszcze kilka okazji, ale też im. Na przykład następnego dnia w zemście Syriusz i James, za nimi Peter, oraz znudzony Remus,  biegali za nami z różdżkami prubując rzucić na nas zaklęcie łaskotające, byśmy przez cały dzień niemiłosiernie śmiały się czując się, jakby łaskotało nas miliony piórek. No i znowu cała szkoła ( niestety łącznie z dyrektorem przechadzającym się po błoniach) miała ubaw po pachy patrząc, jak uciekamy. Na szczęście ( dla nas oczywiście) Hagrid wpuścił nas do siebie, nie zwracając uwagi na hłopaków.


Przeczekałyśmy tam do wieczora a gdy wychodziłyśmy okazało się, że na nas tam czekali. Popędziłyśmy w stronę szkoły  i zgubiłyśmy gdy Łapa wypiepszył się na którymś zakręcie, wykrzykując formułkę zaklęcia. Reszta Huncwotów się o niego potknęła i pościg się zakończył, ale Oldzię trafiło zaklęcie i śmiała się przez całą drogę, a potem w dormitorium przez co całą noc nie mogłyśmy zasnąć.


Następnego dnia, zamiast na lekcje poszłyśmy do skrzydła szpitalnego bo ona tak rechotała, że aż ją brzuch bolał xD

Po trzecie:

Huncwoci znęcają się nad takim jednym chłopakiem z ich roku, ze slytherinu. Nie wiem jak ma na imię, wołają na niego Smarkeus. Kilka razy go dopadli, raz udało nam się go uratować. Chcieli mu skopać dupę, zawiesili za kołnierz na drzewie i zaczęli rzucać jabłkami, ale ty wkroczyłyśmy my: za karzdym razem, gdy rzucali, różdżkami przekierowywałyśmy owoce tak, by rzucali w siebie nawzajem. Potem podeszła do nich Viki i przemówiła do całej szkoły:

- Widzicie, ci idioci chcą skopać mu tyłek niepotrafiąc nawet celnie rzucać jabłkami a - jak masz na imię? - dodała ściszknym głosem

- Severus.

- A Sev nawet nie otwierając ust potrafi ich... Jak to się mówi? Ch tak... ROZCZAROWAĆ!!! Pokażmy im, jak się rzuca jabłkami.

Inni pomogli nam przywiązać ich do drzew. Zaczęliśmy rzucać, a Severus dostał pierwsze jabłko. Po tym podszedł do nas.

- Dzięki.

- Nie ma za co. Lubimy skopywać im tyłek.

- Zaraz... Sev?

- Taak. To fajne zdrobnienie, możesz go używać.

Chłopak uśmiechnął się, pomachał i odszedł.

I po czwarte ( ostatnie):

Wczoraj dyrektor poinformował nas, że niedługo wigila i mamy zgłosić się, czy zostajemy, czy wracamy do domów. Okazało się, że wszystkie wracamy, więc chyba zrobimy u mnie w domu imprezę w sylwestra.


INNE(Harry Potter Fanfiction)Where stories live. Discover now