Rozdział 19

144 19 6
                                    

Matt's POV

Budzi mnie przeraźliwy dźwięk mojego budzika. Jęczę w poduszkę i zwlekam się z łóżka. Zmieniam bieliznę i zaczynam się ubierać. Zakładam na siebie czarne rurki i białą luźną bluzkę. Na to narzucam czarną skórzaną kurtkę. Biorę w rękę mój telefon i resztę potrzebnych mi rzeczy. Schodzę po schodach na dół i w biegu łapię dwa batony oraz butelkę wody. Nie mam czasu na śniadanie.

Wychodzę przed dom i idę do mojego samochodu. Wsiadam na miejsce kierowcy, przekręcam kluczyki i ruszam. Spoglądam na zegarek.

10:59

Znowu spóźniony na wykłady. Świetnie.

Równo 15 minut później wbiegam zdyszany do sali i kieruję się na tyły by móc w spokoju nie słuchać. Wykładowca patrzy na mnie z wyrzutem, ale obdarzam go spojrzeniem "hej, i tak mi nic nie zrobisz. Mam argumenty, kwadrans studencki i te sprawy także wyluzuj ziomek i kontynuuj te bzdety".

Chyba odczytał moje spojrzenie bezbłędnie, bo od razu zaczął kontynuować. Usiadłem na samym końcu odprowadzony chyba wszystkimi możliwymi spojrzeniami dziewcząt tu obecnych. Nie to, że mi to przeszkadzało, ale nie byłem specjalnie zainteresowany w tym momencie żadną z nich.

Usiadłem obok jakieś blondynki z niebieskimi oczami. Kojarzyłem ją z uniwersytetu. Camilla? Cara?

-Bella - powiedziała podajac mi rękę i uśmiechając się nieskazitelnym uśmiechem - a ty?

-Niezainteresowany - uśmiechnąłem się krzywo. Blondynka zrobiła kwaśną minę i już więcej nic nie powiedziawszy odwróciła się.

Tak jak wspominałem, nie jestem chętny, ale chyba nie do wszystkich to dociera.

Opieram się wygodniej na krześle i wyciągam telefon. Zaczynam przeglądać moje social media, ale po chwili mi się to nudzi dlatego postanawiam napisać do Lou.

Ja: Hej mała

Nie muszę czekać nawet minuty, żeby przyszła odpowiedź.

Lou: Mała to jest twoja pała. Nie nazywaj mnie tak.

Uśmiecham się pod nosem.

Ja: Pyskata

Ja: No dobrze już dobrze

Ja: Co robisz?

Lou: Próbowałam poskromić pudła w moim pokoju dopóki jakiś natrętny idiota mi nie przeszkodził

No tak. Lou się właśnie przeprowadziła do Californii. To znaczy, że dzieli nas 12 godzin...

Ja: Ja mu dam... Daj mi tylko jego nazwisko, a stłukę go porządnie

Lou: Matt

Ja: Lou

Lou: Co takiego robisz, że musisz mi przeszkadzać?

Ja: Jestem na wykładzie i jest bardzo nudno *robi minę zbolałego pieska* dlatego postanowiłem popisać z tobą

Lou: Skąd wiesz, że ja chcę pisać z tobą?

Ja: Zaufałem intuicji

Lou: Dupek

Lou: No dobra, chociaż ciekawy ten wykład?

Ja: Kochanie, a myślisz dlaczego piszemy?

Lou: Bo jesteś taki napalony?

Ja: ...

Lou: O jezu, no już przestań się tak ślinić do ekranu

Ja: Nie mam twojego zdjęcia

Ja: Gdybym je miał, napewno miałbym co robić

Lou: I lepiej niech tak na razie zostanie

Lou: Nadal nie mam pewności, że nie jesteś 40- letnim zboczeńcem

Ja: NIE JESTEM! JAK MAM CI TO UDOWODNIĆ

Lou: NIE WIEM

Ja: DLACZEGO PISZEMY CAPS LOCKIEM?

Lou: TY ZACZĄŁEŚ

Ja: Okej

Ja: Przyjadę do ciebie

Lou: Co?

Ja: No przyjadę do ciebie

Lou: Nie sądzisz, że to trochę za daleko, żeby mówić o tym od tak?

Ja: Jaka z ciebie pesymistka

Ja: Ja na wszystko znajdę rozwiązanie

Lou: Oby

Po tym sms blokuję telefon i uśmiecham się sam do siebie. Niebieskooka z boku przygląda się mi jakbym był jakimś dziełem sztuki. Przewracam oczami i ją ignoruję.

Dwadzieścia minut oraz milion nudnych słów wypowiedzianych z ust profesora i nareszcie mogę wyjść z sali. Akurat dzisiaj miałem dwa wykłady, z czego na jeden zaspałem, a na drugi się spóźniłem, także teraz mogę z czystym sercem jechać w świat.

Postanawiam jechać do kumpli, bo mówili ewentualnie o jakiejś małej imprezie, a dzisiaj nie mam już specjalnie nic do robienia.

Idę na parking i widzę, że ktoś już czeka obok mojego auta. Boże...

-Bella, mówiłem Ci już. N i e z a i n t e r e s o w a n y - literuje jej.

-Chciałam Ci tylko powiedzieć, że jakbyś akurat chciał iść gdzieś z kimś, a nie miałbyś z kim to tutaj masz mój numer - podaje mi jakiś kawałek papieru z zapisanymi na niej liczbami. Próbuje pocałować mnie w policzek lecz szybko się odsuwam. Dziewczyna nie zbita z tropu uśmiecha się i odchodzi.

-Jezu... - wzdycham i wsiadam do auta. Niepotrzebny świstek papieru wrzucam do skrytki i ruszam. Po drodze wystukuje rytm i podśpiewuję pod nosem słowa piosenki "Can't Pretend". Przypominam sobie, że Lou mi wspominała, że to jej ulubiona piosenka i uśmiecham się delikatnie. Dzisiaj cały dzień szczerzę się jak jakiś debil. Chyba coś jest ze mną nie tak.

Po dwudziestu minutach jazdy jestem już w domu Isaaca. Parkuję samochód i wchodzę przez główne drzwi. Już od wejścia słyszę głośną muzykę i śmiechy. Wchodzę do salonu, a tam... Chyba jakaś dżungla. To miała być mała impreza a tu jest chyba ze sto osób.

Wzdycham. No tak. Imprezy u Isaaca nigdy nie kończą się tak jak się zapowiada.

Ogłaszam swoje przyjście, a gospodarz podaje mi browar i daje się porwać tłumowi już nieźle pijanych ludzi na parkiecie.

Biorę łyka z butelki. To będzie długa noc...

***

Kochani, dziękujemy za tyle gwiazdek i wyświetleń! Jesteście najlepsi! Czekamy na wasze opinie :D
Do napisania

Can't PretendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz