Rozdział 26

133 16 2
                                    

Lou's POV

Budzi mnie rano dźwięk dzwonka do drzwi i łamiący ból pleców. Wczoraj udało mi się jakoś przetrwać kolację z rodzicami aczkolwiek odeszłam wcześniej od stołu, bo miałam dość tego dystansu pomiędzy nami.

Ktoś pod drzwiami chyba ma coś nie tak z ręką bo dzwonek nie przestaje przeraźliwie dzwonić.

Zaspana zwlekam się z łóżka i ledwo schodzę po schodach wypuszczając z siebie ogromną ilość przekleństw. Kogo znowu niesie o tej porze!?

Patrzę przelotnie na zegar.

7:15

No to chyba jest jakiś żart.

Naciskam rozeźlona klamkę, otwieram drzwi na oścież. Nagle moja głowa styka się z czyjąś piersią. Podnoszę wzrok do góry i staję jak wryta.

Pierwsze co rzuca mi się w oczy to blond włosy, niesamowicie niebieskie oczy i ten zadziorny uśmiech, który mam ochotę zetrzeć mu z twarzy.

-James... - wzdycham i marszczę brwi - Co ty tutaj robisz? - mówię już ostrzejszym tonem.

Chłopak uśmiecha się bez pośpiechu ukazując rząd równych białych zębów.

-Widzę, że nie przeszkadzam - komentuje mój wygląd.

Dopiero teraz orientuję się, że nadal jestem w piżamie z nierozczesanymi włosami i nie świeżym oddechem.

-Nie zmieniaj tematu- mówię mróżąc oczy.

Chłopak krzyżuje ręce, przez kurtkę widać zarys jego mięśni.

-Mam list do twojego ojca.

-Ty? - dziwię się - Do mojego ojca? A przepraszam bardzo co was łączy?

Blondyn śmieje się krótko.

-Daj mu to poprostu - mówi i odchodzi w stronę swojego samochodu uśmiechając się pod nosem.

Gdy chłopak odjeżdża ja nadal stoję w drzwiach. W końcu otrząsam się z szoku i ruszam się z miejsca. Zamykam drzwi i idę do sypialni rodziców.

Jednak w środku nikogo nie zastaję. Marszczę brwi. Już wyszli? No trudno. Kładę białą kopertę na szafce nocnej i wychodzę.

Idę do pokoju na górę i zastanawiam się nad dzisiejszym dniem. Nie mam siły iść do szkoły, ale może zrobię coś pożytecznego i pójdę na zakupy, bo większość moich rzeczy byłam zmuszona zostawić w poprzednim domu.

Ubieram więc czarne rurki, bordową bluzę, a na to zarzucam jeans'ową kurtkę.

Schodzę na dół po schodach i zakładam timberlandy. Po chwili zastanowienia biorę jeszcze szalik, bo pomimo tego, że jest kwiecień, jest chłodno, a do tego leje.

Biorę klucze do samochodu z szafki w przedpokoju, a telefon oraz portfel chwytam w rękę i wychodzę.

Gdy już siedzę w samochodzie czekam chwilę, żeby samochód się nagrzał i dopiero wtedy ruszam. Włączam radio, żeby nie było zbyt nudno podczas podróży do centrum handlowego.

Włączyłam się do ruchu i zatrzymuję na światłach bo właśnie zapaliło się czerwone.

Zaczęłam myśleć o końcu roku szkolnego. Nareszcie mogłabym stąd wyjechać i oderwać się od wszystkiego.

Moje rozmyślania przerywa głośny dźwięk klaksonu. Otrząsam się z szoku i zdaje sobie sprawę z tego, że już jest zielone od kilku sekund, a ja nadal stoję.

Szybko naciskam podał gazu i skręcam w najbliższą ulicę.

Po dziesięciu minutach drogi jestem już na miejscu. Parkuję samochód na parkingu podziemnym i ruszam na zakupy.

________

Po godzinnym łażeniu po sklepach nogi mi już odpadają, a ręce bolą mnie jak nie wiem od nadmiaru toreb. Idę w kierunku samochodu.

Jakimś cudem udaje mi się otworzyć bagażnik i wrzucić tam moje zakupy. Wykończona padam na siedzenie kierowcy i dobre dziesięć minut tak siedzę z zamkniętymi oczami.

Powoli podnoszę powieki przekręcam kluczyki i ruszam w kierunku domu. Przez myśl przechodzi mi, by pojechać do kawiarni, ale niemal od razu rezygnuję z pomysłu, ponieważ jestem tak zmęczona.

Gdy już stoję przed garażem biorę do ręki małego pilota i otwieram drzwi. Wjeżdżam do środka i wysiadam z auta. Otwieram bagażnik i wyciągam zakupy. Zamykam klapę i otwieram drzwi łączące garaż z domem.

Z trudem wchodzę o schodach, a kiedy w końcu jestem w pokoju rzucam wszystkie torby na łóżko. Opadam na krzesło stojące przy biurku i zastanawiam się jak to wszystko rozpakuję.

Po kilku minutach niechętnie wstaję i patrzę na moje zakupy. Najchętniej bym je tam zostawiła, ale nie będę miała gdzie spać, więc jestem zmuszona coś z nimi zrobić.

Chyba przez tą chorobę jestem taka osłabiona i cholernie zmęczona. Muszę się udać do apteki po jakieś leki, żeby nie być cały czas przykutą do łóżka. Nudzi mi się już okropnie w domu. Może bym gdzieś wyszła z Jaden'em? Pewnie by mnie zaciągnął do jakiegoś klubu.

Kładę się w ubraniu na łóżku wśród toreb i od razu zasypiam.

_____________

Budzę się cała oblana potem.

Znowu ten sam koszmar? Nie... Ten był jakiś inny. Nie było tej fabuły co zawsze.

Podnoszę rękę i rozczesuję włosy palcami. Całe się skołtuniły.

Patrzę na wyświetlacz w telefonie.

16.48

Na szczęście jeszcze nie jest bardzo późno. Idę do garderoby po czystą bieliznę i kieruję się do łazienki. Biorę szybki prysznic i ubrana wracam do pokoju. Zaczynam rozpakowywać zakupy.

Zabieram wszystkie torby w których są ubrania do garderoby. Rozkaładam wszystko na miejsca co zajmuje mi z 15 minut.

Wracam do reszty zakupów i zaczynam wyjmować dekoracje i dodatki do pokoju. Na ścianie wieszam zegar i obraz, a na biurku stawiam kilka, jak na razie pustych ramek. Do szafki poniżej wkładam długopisy, ołówki i inne głupoty potrzebne do szkoły.

Na szczęście mam ich teraz spory zapas, bo nie uśmiechają mi się w najbliższym czasie kolejne tego typu zakupy. Wyjmuję resztę rzeczy, w tym okulary przeciwsłoneczne, bo przecież idą wakacje, no i ciepłe puchate kapcie, bo ostatnio cały czas mi zimno.

Na koniec zbieram wszystkie torby i znoszę je na dół gdzie wyrzucam je do kosza na śmieci. Gdy już jestem w pokoju siadam na miękkim dywanie i biorę do ręki telefon.

Wybieram numer Jaden'a. Odbiera po pierwszym sygnale.

- Halo?

- Hej Jaden, tu Lou.

- Hej, nie zdążyłem spojrzeć kto dzwoni. Jak się czujesz?

- Już lepiej, dzięki. Chciałam zapytać, czy masz jakieś plany na wieczór?

- Chciałem pójść na jakąś imprezę i trochę się rozerwać, ale nie mam z kim, a co?

Skąd ja to wiedziałam? Byłam niemal pewna, że mój przyjaciel gdzieś się wybiera, no i proszę.

- To się dobrze składa, bo ja też chciałam gdzieś wyjść. Mam dość bezczynnego siedzenia w domu.

-Naprawdę!? Lou to super! Będę u ciebie o 19.00, pasuje ci?

- Jasne, do zobaczenia.

- Do zobaczenia.

Odładam telefon na biurko i zaczynam się szykować. Na szczęście kupiłam sobie nową sukienkę. Świetnie się składa. Idę do łazienki i robię sobie makijaż.

To będzie długa noc.

***

Hej hej :)) I jak wam się podoba? Czekamy na wasze opinie i oczywiście liczymy na większą aktywność ;)
Do napisania

Can't PretendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz