Tego ranka jak zwykle ociężale zwlokłam się z łóżka. Praktycznie po omacku dotarłam do niewielkiej łazienki. Przemyłam twarz wodą, żeby następnie wytrzeć ją puchatym ręcznikiem. Jak zwykle starałam się zakręcić wodę w taki sposób aby żadna kropla nie mogła się ulotnić, ale upierdliwy kurek jak zwykle nie chciał ulec i do zlewu wlatywały pojedyncze kropelki. Westchnęłam i cicho opuściłam pomieszczenie.
Gdy wreszcie znalazłam się w równie małej kuchni, klapnęłam na krześle i spojrzałam w stronę kuchenki z ogromną niechęcią. Nigdy nie byłam jakąś zjawiskową kucharką, dlatego też myśl o posiłku zrobionym przez pryzmat przymusu była dla mnie tragiczna. Zazwyczaj w domu jadłam tylko śniadania, a resztę w centrum Gotham City. Czasami gdy nachodziła mnie ochota, wybierałam się na desery do Metropolis.
Jak już mówiłam, siedziałam na krześle z ogromnym rozgoryczeniem i niechęcią do życia gdy nagle zadzwonił mój telefon.- Halo? Harleen? - usłyszałam dobrze znajomy mi głos.
- Cześć Bruce ! Jak leci ? - zapytałam z uśmiechem.
- Ugh... Może być, wszystko ok. Jesteś już może w wariatkowie? - w jego głosie usłyszałam nutkę nadzieji i frustracji.
- Jeszcze nie, a co? Czy coś się stało?
- Przed chwilą udało mi się złapać jednego z gorszych zbirów Gotham City. Joker. Kojarzysz może? Chciałbym osobiście dostarczyć go do Arkham i koniecznie pod twoją opiekę. Jest zdrowo rąbnięty także ten - odparł Bruce.
- Um... Niestety jeszcze mnie nie ma, ale za jakieś pół godziny powinnam być na miejscu. Jeżeli chodzi o gościa to nigdy o takim nie słyszałam. Chyba dużo jeszcze nie wiem o kryminalnym świecie - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ehh niech będzie. Tylko szybko Harleen
- Jasne Bruce. Do zobaczenia - odłożyłam telefon i szybko zabrałam się za śniadanie.
Płatki musli i sok pomarańczowy okazały się być jedynym rozwiązaniem. Z przymrużeniem oka na ten defekt zjadłam posiłek.
W prędkości jakiej z pewnością nie osiąga kobieta, zdążyłam się ubrać, umalować i nawet trochę ogarnąć mieszkanie.
Z pośpiechem opuściłam przytulny domek i popędziłam w stronę stacji metra.30 minut później
Pewnym siebie krokiem przeszłam przez drzwi Arkham. Wypatrywałam dookoła Brueca, ale nigdzie go nie było.
- Witaj Harleen - miła sekretarka wesoło mi pomachała.
- Cześć Natalie. Czy był tu może Wayne? Jestem z nim umówiona - zapytałam.
- Tak był. Czeka na Ciebie w twoim gabinecie - odparła i przeczesała włosy palcami.
- Super, dzięki - posłałam jej pełen życzliwości uśmiech i ruszyłam do mojego biura.
***
Uchyliłam drzwi do pokoju, a po chwili cicho do niego weszłam.
- Harleen nareszcie! - Bruce przywitał mnie poprzez podanie ręki.
- Gdzie ten koleś? - zapytałam gdyż nie było go z nami.
- Zaraz go przyprowadzą. Bądź ostrożna Quinzel. To szaleniec i psychopata
- Jasne. Dam sobie z nim radę, bądź dobrej myśli Zdarzało mi się pracować z takimi jak on
- Wiem, ale Joker to nie typ Deadshoota, czyli w zasadzie nie tak porypany goguś. Ten facet jest zdrowo powalony, Harleen
- Dam radę Bruce. Jestem twarda
- Wiem i mam nadzieję, że go okiełznasz. Idę już. Powodzenia
CZYTASZ
Uprowadzona przez Pączusia
Фанфик"Byłam najzwyczajniejszą lekarką, która poza pracą nie znała się na. prawdziwym życiu. Nigdy nie miałam okazji nad tym pomyśleć i zastanowić, a on już przy pierwszej wizycie dał mi do zrozumienia, że tego potrzebuję, że muszę się zmienić, żeby coś z...