3

718 139 51
                                    

*Joker's POV*
Po nocy spędzonej w tejże oto dziurze, miałem ponownie odbyć rozmowę z tą całą Harleen. Ugh... Pieprzony Batman...
Musiał wkopać mnie w to gówno, cholerny Wayne jak zwykle musiał wpaść na jeden z tych swoich "idealnych pomysłów". Pozer.
Dlaczego ze wszystkich możliwych opcji wybrał akurat wariatkowo? Rozumiem, że gdzieś tam musi mnie umieścić bo taka jego rola, ale niekoniecznie w takim miejscu. Co on myśli, że ja powalony jestem? Phi...
Wolałbym już gnić w kiciu gdzie przynajmniej nie musiałbym znosić trucia tej idiotki. W sumie całkiem ładna z niej babeczka. Nie skorzystałbym jednak, bo pomimo iż niezła z niej sztuka to i tak bardzo upierdliwa.
Ehh... Wydaje się być łatwą laską, ale w rzeczywistości nie byłaby skłonna pójść do łóżka albo wypić lampkę wina. Ciekawe czy ona w ogóle wie czym jest seks? Ocho, przylazła nasza psychocnotka.

- Dzień dobry panie Jokerze! Jak pan się dzisiaj miewa? - zapytała z aż za bardzo optymistycznym uśmiechem na gębie.

- A jak ma mieć się ktoś zamknięty w więzieniu dla psychopatów? - spojrzałem na nią z politowaniem. Cóż za tępa idiotka, czy ona naprawdę jest tak głupia czy tylko udaje?

- Um... Nie chcę, żeby poczuł się pan w jakikolwiek sposób urażony, ale skoro sam Bruce Wayne twierdzi iż powienien pan tu przebywać to chyba nie jest z panem jakoś szczególnie dobrze - powiedziała z zawstydzeniem, a jej twarz oblała purpura.

- Czy ty uważasz, że JA jestem chory psychicznie? Czemu słuchasz tego pieprzonego Wayna? Przecież on nie wie nic o mnie i o moich problemach, których z resztą wcale nie mam pni...

- Wydaje mi się, że jednak wie. Ufam mu bo on w odróżnieniu od Pana nie krzywdzi ludzi i przed wszystkim jest godnym zaufania człowiekiem, który chce pomagac innym i nie myśli wyłącznie o sobie i swoich własnych potrzebach

- Przgiełaś suko. Ale jedno w tym się zgadza. Nie mam zamiaru kwapić się do ratowania ludzi i robić z siebie sztucznego lalusia. Nie ma sensu pomagać tym słabeuszom, którzy i tak nic do mojego życia nie wniosą - warknąłem. Co ona sobie myślała? Głupia szmata. Argumentacja typu "bo on pomaga ludziom " jest naprawdę żałosna. Nie trzeba pomagać, żeby zdobywać uznanie. Wystarczy mieć dobry plan i odrobinkę klasy. No i oczywiście tak zwane "coś".

- Przepraszam, że co? Jak pan w ogóle śmie mnie tak nazywać? - zdenerwowana psychiatra podniosła się z krzesła i z surową miną wbiła we mnie swój wzrok.

- O widzisz jakoś daję radę. To nie jest takie trudne. Wystarczy mieć tylko dobrego osobnika do ciskania wyzwiskami. To tak jak z plastikową butelką. Jeśli już jej nie potrzebujesz to z pełną premedytacją wrzucasz ją do kosza nie martiwąc czy będzie jej smutno czy nie, Harleen

- Jakoś tak nie przypominam sobie żebyśmy przeszli na "ty" - skrzyżowała ręce na piersi.

- Ojej, a to pech - odparłem z sarkazmem w głosie. Dodatkowo zrobiłem jeszcze minę pozorującą współczucie. Idealne zestawienie do wkurzania.

- Ugh... Do chuja niech się pan wreszcie ogarnie! - krzyknęła i uderzyła dłonią o stół powodując tym samym głośną wibracje. To się nazywa mieć bicka.

- Do czyjego chuja? Masz jakąś propozycję, bo w końcu zbyt wielu to ty chyba nie widziałaś. Ba, nie boję się stwierdzić, że żadnego na oczy nie zobaczyłaś - odparłem niewzrusozny złością, która się w niej zebrała. Przyjemnie było patrzeć jak wykańczją ją nerwy. Wyprowadzanie z równowagi powinno być moim hobby.

- Ty perfidny kutasiarzu!

- Harleen uważaj na słowa. Cnotka nie powinna naginać reguł i nie myśleć ciągle o takich rzeczach. Wiem, że chciałabyś, ale no widzisz nie ma na to bata, to się po prostu akceptuje, no cóż

Uprowadzona przez PączusiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz