*Joker's POV*
Po nocy spędzonej w tejże oto dziurze, miałem ponownie odbyć rozmowę z tą całą Harleen. Ugh... Pieprzony Batman...
Musiał wkopać mnie w to gówno, cholerny Wayne jak zwykle musiał wpaść na jeden z tych swoich "idealnych pomysłów". Pozer.
Dlaczego ze wszystkich możliwych opcji wybrał akurat wariatkowo? Rozumiem, że gdzieś tam musi mnie umieścić bo taka jego rola, ale niekoniecznie w takim miejscu. Co on myśli, że ja powalony jestem? Phi...
Wolałbym już gnić w kiciu gdzie przynajmniej nie musiałbym znosić trucia tej idiotki. W sumie całkiem ładna z niej babeczka. Nie skorzystałbym jednak, bo pomimo iż niezła z niej sztuka to i tak bardzo upierdliwa.
Ehh... Wydaje się być łatwą laską, ale w rzeczywistości nie byłaby skłonna pójść do łóżka albo wypić lampkę wina. Ciekawe czy ona w ogóle wie czym jest seks? Ocho, przylazła nasza psychocnotka.- Dzień dobry panie Jokerze! Jak pan się dzisiaj miewa? - zapytała z aż za bardzo optymistycznym uśmiechem na gębie.
- A jak ma mieć się ktoś zamknięty w więzieniu dla psychopatów? - spojrzałem na nią z politowaniem. Cóż za tępa idiotka, czy ona naprawdę jest tak głupia czy tylko udaje?
- Um... Nie chcę, żeby poczuł się pan w jakikolwiek sposób urażony, ale skoro sam Bruce Wayne twierdzi iż powienien pan tu przebywać to chyba nie jest z panem jakoś szczególnie dobrze - powiedziała z zawstydzeniem, a jej twarz oblała purpura.
- Czy ty uważasz, że JA jestem chory psychicznie? Czemu słuchasz tego pieprzonego Wayna? Przecież on nie wie nic o mnie i o moich problemach, których z resztą wcale nie mam pni...
- Wydaje mi się, że jednak wie. Ufam mu bo on w odróżnieniu od Pana nie krzywdzi ludzi i przed wszystkim jest godnym zaufania człowiekiem, który chce pomagac innym i nie myśli wyłącznie o sobie i swoich własnych potrzebach
- Przgiełaś suko. Ale jedno w tym się zgadza. Nie mam zamiaru kwapić się do ratowania ludzi i robić z siebie sztucznego lalusia. Nie ma sensu pomagać tym słabeuszom, którzy i tak nic do mojego życia nie wniosą - warknąłem. Co ona sobie myślała? Głupia szmata. Argumentacja typu "bo on pomaga ludziom " jest naprawdę żałosna. Nie trzeba pomagać, żeby zdobywać uznanie. Wystarczy mieć dobry plan i odrobinkę klasy. No i oczywiście tak zwane "coś".
- Przepraszam, że co? Jak pan w ogóle śmie mnie tak nazywać? - zdenerwowana psychiatra podniosła się z krzesła i z surową miną wbiła we mnie swój wzrok.
- O widzisz jakoś daję radę. To nie jest takie trudne. Wystarczy mieć tylko dobrego osobnika do ciskania wyzwiskami. To tak jak z plastikową butelką. Jeśli już jej nie potrzebujesz to z pełną premedytacją wrzucasz ją do kosza nie martiwąc czy będzie jej smutno czy nie, Harleen
- Jakoś tak nie przypominam sobie żebyśmy przeszli na "ty" - skrzyżowała ręce na piersi.
- Ojej, a to pech - odparłem z sarkazmem w głosie. Dodatkowo zrobiłem jeszcze minę pozorującą współczucie. Idealne zestawienie do wkurzania.
- Ugh... Do chuja niech się pan wreszcie ogarnie! - krzyknęła i uderzyła dłonią o stół powodując tym samym głośną wibracje. To się nazywa mieć bicka.
- Do czyjego chuja? Masz jakąś propozycję, bo w końcu zbyt wielu to ty chyba nie widziałaś. Ba, nie boję się stwierdzić, że żadnego na oczy nie zobaczyłaś - odparłem niewzrusozny złością, która się w niej zebrała. Przyjemnie było patrzeć jak wykańczją ją nerwy. Wyprowadzanie z równowagi powinno być moim hobby.
- Ty perfidny kutasiarzu!
- Harleen uważaj na słowa. Cnotka nie powinna naginać reguł i nie myśleć ciągle o takich rzeczach. Wiem, że chciałabyś, ale no widzisz nie ma na to bata, to się po prostu akceptuje, no cóż

CZYTASZ
Uprowadzona przez Pączusia
Fanfictie"Byłam najzwyczajniejszą lekarką, która poza pracą nie znała się na. prawdziwym życiu. Nigdy nie miałam okazji nad tym pomyśleć i zastanowić, a on już przy pierwszej wizycie dał mi do zrozumienia, że tego potrzebuję, że muszę się zmienić, żeby coś z...