Ourell Nyeste #2

246 20 4
                                    

(Ta jest z perspektywy Ourella!!)
Była chłodna noc, około 2 nad ranem gdy wybrałem się na spacer. Nie mogłem zasnąć. Myślami wciąż błądziłem do Evy. Jej rudych włosów i pięknych, dużych oczu. Nie mogłem się pogodzić z tym że wybrała Mattiego. Czemu? Czemu nie mnie?! Łzy spływały mi po policzkach. Nawet nie zauważyłem gdy moja ręka zetknęła się z twardą ścianą pozostawiając w niej nie małą dziurę. Między moimi palcami spłynęła strużka szkarłatnej cieczy, ale nie czułem bólu. Oh jak bardzo w tej chwili chciałbym czuć palące uczucie łamanych kości, skupić się na czymś innym niż rudej dziewczynie. Nie wiedząc co ze sobą zrobić szedłem dalej wzdłuż ceglanej ściany z wzrokiem wbitym w szary asfalt. W pewnym momencie usłyszałem lekkie westchnięcie. Zdezorientowany zacząłem się oglądać za siebie. Byłem niemalże pewien że jestem tu sam. Spojrzałem w prawo słysząc cichy chichot dochodzący z tamtej strony. Tam na trawie leżała dziewczyna. Wspierała się lekko na ramionach i przyglądała mojemu zakłopotaniu. Nie widziałem jej twarzy, a mimo to czułem na sobie jej wzrok.
-Hahah, aż tak cię wystraszyłam?-zapytała najwidoczniej rozbawiona moim zachowaniem.
-Nie, wcale- odpowiedziałem śpiesznie- po prostu nie spodziewałem się zastać tu nikogo o tej porze.
-Rozumiem- powiedziała zamyślona po czym dodała- czemu nie usiądziesz tu obok mnie?
Dziewczyna poklepała łagodnie miejsce obok siebie. Przez chwilę się wahałem, jednak myśląc z powrotem o sytuacji w jakiej się znajdowałem uznałem to za dobre rozwiązanie. Nie miałem najmniejszej ochoty wracać do rezydencji, nie chciałem spojrzeć Evie w oczy wiedząc że nie mam u niej szans. Podeszłem bliżej nieznajomej. Dopiero teraz zobaczyłem twarz dziewczyny z którą rozmawiałem. Jej oczy pod zasłoną długich czarnych rzęs obserwowały moje ruchy. Na jej twarzy zagościł niewinny uśmieszek. Jej długie włosy opadały kaskadą wzdłuż jej okrytych przydużą, szarą bluzą pleców. Usiadłem obok niej na nieco mokrej trawie, wyprostowałem nogi i opierając się na ramionach spojrzałem po raz kolejny tego wieczoru w gwieździste niebo. Ona zrobiła to samo. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy spoglądając na gwiazdy. Zawsze się zastanawiałem czy gwiazdy są samotne. To dziecinne ale gdy byłem mały razem z bratem przyglądaliśmy się gwiazdom które były tak daleko od siebie. Ja i mój bliźniak za to zawsze razem. Sądziłem że gwiazdy też powinny błyszczeć parami.
-To wielka niedźwiedzica- wyszeptała moja towarzyszka.
-Co?- spytałem zdziwiony.
-Ten gwiazdozbiór. Tam jest mała niedźwiedzica. Tam perseusz, a tam ryś- wyszeptała wskazując na poszczególne konstelacje. Jej wiedza mnie zafascynowała. Przez dłuższą chwile nie potrafiłem oderwać od niej wzroku co ona zauważyła. Zaskoczyło mnie to jak dużo wie o gwiazdach.
-Zawsze gdy byłam mała razem z mamą oglądałyśmy gwiazdy. Opowiadała mi o bogach gwiazd, historie o panu księżycu i o różnych planetach. Była marzycielką, a ja jako dziecko wierzyłam we wszystko co mi opowiedziała-wyszeptała nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Uśmiechnąłem się słysząc jej historie. Nie pamiętałem kiedy ostatnio widziałem się z matką czy z ojcem. Już od wielu lat nie żyli. Lekki grymas zagościł na mojej twarzy gdy zdałem sobie sprawę z tego że nie pamiętam wyglądu własnych rodziców. Dziewczyna zdała się to zauważyć gdyż ścisnęła lekko moją dłoń.
-Ja też nie mam mamy, już nie-wyszeptała spoglądając na nasze złączone dłonie.
Szybko puściła moją rękę. Jej twarz ukazała zszokowaną minę. Wzrokiem błądziła między swoją a moją dłonią. Wpierw nie zrozumiałem o co jej chodzi, dopiero po chwili przypomniałem sobie wypadek z przed dziesięciu minut.
-Ty krwawisz- powiedziała w końcu, a jej oczy zaszkliły się lekko.
-Nie, wszystko w porządku, nie boli.
-Ale musisz jechać do szpitala! Ktoś musi cię opatrzyć!
-Nie.
Zapadła krótka cisza podczas której patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Jej spojrzenie ukazywało wielkie zdeterminowanie. Było w nim też coś pociągającego. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku, z każdą sekundą zaskakiwała mnie coraz bardziej.
-Skoro nie chcesz iść do szpitala, pozwól że sama cię opatrzę. Mieszkam niedaleko.
Bez wachania kiwnąłem głową zgadzając się. Dziewczyna wstała po czym wyciągnęła rękę w moją stronę. Z przyjaznym uśmiechem wymalowanym na twarzy chwyciłem jej małą dłoń i wstałem z mokrej trawy. Gdy tak na nią patrzyłem zdawała się dość niska. Nie sięgała mi do ramion co mnie nieco rozbawiło. Wolnym krokiem ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
-Tak właściwie to nawet nie zapytałam jak się nazywasz...
-Ourell Nyeste, a ty?
-[Twoje Imię i Nazwisko].
-[T/I]... śliczne imię, w sam raz dla ślicznej dziewczyny.
Dziewczyna zachichotała słysząc komplement. Przez resztę drogi nie rozmawialiśmy. Zapanowała błoga cisza. Ona patrzyła na gwiazdy podczas gdy ja nie potrafiłem oderwać wzroku od niej. Gdy dotarliśmy do budynku w którym jak mi się zdawało mieszkała dziewczyna po raz ostatni spojrzałem w gwieździste niebo. Nie wiem co chciałem tam zobaczyć. Być może szukałem jakiegoś znaku? Chciałem wiedzieć czy tym razem powinienem się angażować, czy będzie podobnie jak z Evą. Nie jestem pewien czego szukałem, ale dostałem odpowiedź. Spadająca gwiazda.
-Idziesz?- zapytała przekrzywiając lekko głowę.
Pokiwałem na tak po czym weszliśmy do środka. Jej miejsce zamieszkania było skromne, lecz dość przytulne. Zaprowadziła mnie do salonu i kazała usiąść na miękkiej sofie w odcieniu pomarańczy po czym sama poszła czegoś poszukać. Rozejrzałem się po pokoju. Był on mały, o miętowych ścianach. Wszędzie wisiały zdjęcia rodzinne lub obrazy ukazujące konstelacje gwiazd. Ciemne panele przykrywał różowy dywanik. Nie było tu telewizora, za to w kącie stała sztaluga przykryta kawałkiem szarego materiału. Na jednej ze ścian wisiał duży zegar w najróżniejszych kolorach. Wszystko tu było takie inne... Czułem się jakbym trafił do króliczej nory.
-Obudź się Alicjo- wyszeptałem do siebie zamykając na chwilę powieki.
Gdy tylko je otworzyłem przede mną stała [T/I] z apteczką oraz dwoma filiżankami herbaty. Podała mi jedną ze zdobionych filiżanek, a drugą odłożyła na szklany stolik. Wyjęła z czerwonego pudełeczka bandaż, waciki i buteleczkę z jakimś przeźroczystym płynem.
-Może zaboleć- jej słodki głos sprawił że poczułem dziwne uczucie w brzuchu.
Posmarowała mi rękę po czym owinęła ją bandażem. Ani przez moment nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Nie bolało. Zauważając mój brak reakcji zaczęła mnie wypytywać o moje samopoczucie. Opowiedziałem jej o mojej chorobie. Hsan. Wydała się zaintrygowana. [T/I] słuchała uważnie moich opowieści o chorobie i pytała dosłownie o wszystko chcąc znać każdy najmniejszy szczegół. Jednak rozmowa nie poprzestała na tym. Jej ciekawość sprawiała że wyglądała jak pięcioletnie dziecko. Małe iskierki w jej oczach tańczyły radośnie w skąpym oświetleniu pokoju.
Miała w sobie to coś co mnie zmieniało, powoli i bezboleśnie. To coś co sprawiało że miałem ochotę być szczęśliwy, jak głupi uśmiechać się bez powodu. Ale powód istniał. I choć wtedy jeszcze tego nie rozumiałem, teraz już to wiem. Bo teraz po tak długim życiu spędzonym razem z nią, wraz z miłością mojego życia... czuję. Nie czuję bólu ani temperatury, ale czuję miłość, którą otaczała wszystkich wokół i czuję żal, bo straciłem ją na zawsze.
Nie zapomnij proszę [Twoje Imie], że zawsze będę ciebie kochał.
The End

-*-*-*-*-

Hello!
Ugh! Nie przepadam za pisaniem o Ourellu. To nie tak że go nie lubię, ale strasznie trudno pisać o kimś kto nie czuje ciepła, zimna, dotyku... ale się staram!
Nabazgrałam coś o Raffie i Mattim ale muszę jeszcze zrobić poprawki więc nie wiem kiedy wyjdą nexty.
Pytanie: Kto jest waszym ulubieńcem, a kogo najbardziej nie lubicie? Oczywiście z dowolnego tomu exitusa ;p
XxAlex

Exitus Letalis short storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz