Oliver Morke #2

149 13 12
                                    

Nadszedł wieczór, a ty stałaś na skromnej werandzie waszego rodzinnego domu. Oglądałaś zachód słońca. Już od dobrej godziny wyglądałaś swego najlepszego przyjaciela, który dzisiejszego dnia miał udać się do miasta wraz ze swoją siostrą po zapas mąki. Powinni już wrócić, ale po rodzeństwie ani śladu. Czułaś narastający niepokój. Martwiłaś się o Olivera, w końcu to twój przyjaciel, a takich jak on nie było wielu. Uprzejmy, inteligentny, zabawny i bardzo pracowity chłopak, który kochał swoje życie. Nie potrafiłaś zaprzeczyć, iż był on także niezwykle atrakcyjny jak na tak młody wiek. 
Odkąd pare lat temu rodzina Morke wprowadziła się do sąsiedniej chaty nie potrafiłaś oderwać wzroku od najmłodszego członka ich rodziny. Chłopak był w twoim wieku i świetnie się rozumieliście, jednak twoi rodzice byli zdecydowanie przeciwko tej znajomości. Nie raz obrażali waszych jedynych sąsiadów podczas obiadu czy kolacji. Czasami, późno w nocy gdy powinnaś była spać słyszałaś jak szeptali o wojnie i o niemieckich wojskach zbliżających się w stronę pobliskiej, niewiele znaczącej wioski. Wspominali jak to państwo Morke uciekali przed nazistami, czymkolwiek oni są. Nie rozumiałaś do końca o co im chodzi, ani co wspólnego z tym ma rodzina Olivera, ale nie podobał ci się gardzący ton głosu ojca gdy wypowiadał to nazwisko. 
Morke. Wyplute niczym najgorsze świństwo. Nie podobała ci się ta nienawiść ze strony rodziców, ani te sztuczne uśmiechy. Tym bardziej, iż uwielbiałaś tą rodzinę. Przemili ludzie, którzy mimo, iż nie mieli wiele zawsze chętnie dzielili się chociażby najmniejszym szczęściem. Najbardziej jednak imponował ci niebieskooki szatyn. Mimo tak młodego wieku zwiedził już tyle miejsc oraz poznał tylu niesamowitych ludzi, a wciąż mu było mało... Jego historie cię fascynowały. Dla kogoś kto mieszkał w jednym miejscu przez całe swoje życie były takie nierzeczywiste. Uwielbiałaś ten entuzjazm w jego głosie gdy opowiadał o zwiedzonych miejscach, ale przede wszystkim uwielbiałaś wspólne spędzanie czasu z przyjacielem. Najlepszym przyjacielem.
I gdy tak rozmyślałaś o Oliverze nagle go ujrzałaś. Jego szczupła sylwetka niosąca wór mąki na plecach na tle zachodzącego słońca. Nie potrafiłaś oderwać od niego wzroku i chociaż był tak daleko od ciebie mogłabyś przysiąc, że wasze spojrzenia się spotkały. Jeszcze przez chwilę stałaś na werandzie, obserwowałaś z uśmiechem na ustach jak Oliver przepycha się ze swoją bliźniaczką, jak się śmieje z czegoś co powiedziała. Zawsze chciałaś mieć rodzeństwo. Liczyłaś, że bylibyście ze sobą równie zżyci co Oliver i Maria. Twoi rodzice uważali jednak, że jedno dziecko im wystarczy.
Gdy rodzeństwo było już dość blisko, zaledwie parędziesiąt metrów od waszych sąsiadujących drewnianych chałup, wybiegłaś im na spotkanie. Twoje bose stopy uderzały o mokrą od deszczu glebę. Oliver przystał na chwilę, odłożył ciężki worek na bok i otarł pot z czoła. Dzieliło was zaledwie pare kroków gdy nagle poślizgnęłaś się i wylądowałaś na zaskoczonym szatynie. Zaczerwieniłaś się nieznacznie, mogłaś wręcz przysiąc, iż twoja twarz w tym momencie przypominała dojrzałego pomidora. Nim się jednak zdążyłaś zastanowić nad tym co byłoby stosowne do powiedzenia w tejże sytuacji, usłyszałaś dziewczęcy śmiech tuż nad waszymi głowami. Białowłosa dziewczyna chichotała nieustannie, wskazując na ciebie swoim szczupłym palcem. Po chwili i wasza dwójka dołączyła się do ledwo stojącej Marii. W końcu śmiech był najlepszym sposobem na rozluźnienie atmosfery.
Leżeliście tak przez chwilę, ty i Oliver. Wasze klatki piersiowe niemal się stykały. Miałaś ochotę go pocałować, pokazać mu że jest dla ciebie ważny. Mimo waszego młodego wieku zaczynałaś pojmować, że to co czujesz za każdym razem gdy trzyma twoją rękę oraz za każdym razem gdy się do ciebie uśmiecha to nie coś co się czuje do przyjaciela. To coś więcej. Motyle wypełniające cię od środka i łaskoczące twój brzuch gdy cię dotyka. Dreszcze przechodzące po twoich plecach gdy czujesz jego oddech na karku za każdym razem podczas jak cię przytula. Łzy, które cisnął się do oczu za każdym razem gdy rodzice grożą wam rozłąką. Wszystkie te chwile gdy jest ci źle, a on sprawia, że życie staje się lepsze. Chociaż na chwilę. Pragnęłaś mu to pokazać, ale nie zrobiłaś tego. Zeszłaś z Olivera, twoja twarz wciąż czerwona ze wstydu.
Gdy pan Morke przywołał do siebie swoje dzieci słońce już zaszło. Szatyn podniósł się z zielonej łąki, podobnie jak i jego bliźniacza siostra. Przez długi czas wspólnie rozmawialiście oglądając przy tym różowo-pomarańczowe chmury. Dzieliliście się ze sobą przeczuciami, tymi dobrymi jak i tymi złymi. Opowiedziałaś im o tym jak twoi rodzice nieustannie wspominają o nadchodzącej wojnie. Nie raz tak właśnie robiliście. Dzieliliście się swoimi obawami co do przyszłości, skrycie licząc, iż będziecie ją dzielić.
Chłopak wyciągnął dłoń w twoją stronę. Pomógł ci wstać, jednak jeszcze przez chwilę nie puszczał twojej dłoni. I znowu czułaś te przyjemne mrowienie oraz  te wschodzące wypieki na twarzy. Spojrzałaś w jego oczy i po raz kolejny pomyślałaś, że mogłabyś w nich utonąć. Ten przepiękny morski błękit prześladował cię nawet w snach. Tylko raz w życiu rodzice zabrali cię nad Polskie morze, jednak wciąż dokładnie pamiętałaś promienie słoneczne mieniących się na tafli wody. Magiczny widok. W oczach Olivera ujrzałaś dokładnie to samo. Małe iskierki na tle błękitnych tęczówek. 
W trójkę ruszyliście w stronę ojca bliźniąt. Oliver i Maria razem nieśli ciężki wór i chociaż próbowałaś im pomóc to wcale nie wydawało ci się, aby twoja siła cokolwiek zdziałała. Jednak liczą się chęci. Tak w każdym razie stwierdziła mama twojego przyjaciela. Wszyscy troje dostaliście po kawałku świeżo upieczonej drożdżówki, którą wręcz uwielbiałaś. Poprosiłaś o jeszcze jeden kawałek, który zawinęłaś w chusteczkę po czym wraz z Oliverem postanowiliście udać się na wspólny spacer. 
Ciemną noc rozświetlały tańczące świetliki. Usiedliście nieopodal małego jeziorka pod wierzbą płaczącą. Twoja biała sukienka powiewała spokojnie, twoje bose stopy rysowały kręgi na wciąż mokrej trawie. Trzymałaś rękę Olivera i słuchałaś jak to opowiada ci kolejną ze swych licznych przygód. Tym razem wspominał o górach, owcach oraz pewnym psie, dużym owczarku podhalańskim wabiącym się Touka. 
-Spodobałby ci się. Duży i biały, a za zadanie ma pilnowanie owiec. Kiedyś cię tam zabiorę i wszystko ci pokarze!
Zarumieniłaś się słysząc te słowa. Oliver doskonale wiedział, iż twoim marzeniem jest podróż dookoła świata. Sama myśl, że pojechałby razem z tobą sprawiała, iż twoje serduszko zaczęło bić nieco mocniej i nieco szybciej. Pragnęłaś tego. Chciałaś z nim być na zawsze, tak jak dziewczyny w książkach, o których czytał ci ojciec. I żyli długo i szczęśliwie.
Gdy chłopak zaprzestał swojej opowieści przez chwilę trwaliście w ciszy. Przypatrywaliście się księżycowi, wasze ręce wciąż złączone. Nagle Oliver przyciągnął cię bliżej siebieprzez co momentalnie wydałaś z siebie stłumiony odgłos zaskoczenia. Jego dłonie spoczęły na twojej talii. Obejmował cię pewnie, a zarazem nazbyt delikatnie. Patrzyliście sobie w oczy, zapominając zupełnie o otaczającym was świecie. Liczyła się tylko wasza dwójka. Nie zastanawiając się zbytnio nas tym co robisz zaczęłaś się nad nim nachylać by następnie złączyć wasze usta w czułym pocałunku. Jego miękkie wargi na twoich i uczucie fajerwerków w brzuchu były na swój sposób przyjemne. Niestety całus nie trwał dłużej niż pare sekund, ale mogłaś poprzysiąc, iż był to najlepszy pierwszy pocałunek jaki mogłaś sobie wymarzyć. 
Przez chwilę jeszcze patrzyliście na siebie nawzajem nie do końca rozumiejąc co się właśnie stało. Dotknęłaś opuszkami palców swoich ust nie spuszczając wzroku ze speszonego Olivera. Jego twarz oblał blady rumieniec. Chłopak błądził wzrokiem po twojej twarzy jakby szukał jakichkolwiek oznak niezadowolenia. Gdy twoja dłoń spoczęła na jego poliku szatyn przygryzł dolną wargę, spuszczając przy tym zawstydzone spojrzenie.
-[Twoje Imię]!? Gdzie jesteś?!- przerwało wam wołanie twojego ojca.
Odwróciłaś się by ujrzeć tatę stojącego na drewnianej werandzie nawołującego twoje imię. Poczułaś nagły ucisk w brzuchu. Czy musiał przyjść akurat teraz? Po raz ostatni już zwróciłaś wzrok na Olivera. Uśmiechnęłaś się do niego szczerze i nim się podniosłaś cmoknęłaś jego wargi. Zachichotałaś widząc jego zdziwioną minę i pobiegłaś w stronę domu.
-Widzimy się jutro Oliś!- krzyknęłaś na odchodne.
The End

-*-*-*-*-

Hello! Zbliża się Boże Narodzenie więc będzie jakiś świąteczny specjał... jeszcze nie wiem z kim. Jakieś pomysły? A może jakież króciutkie opowiastki ze wszystkimi chłopakami? Nie więcej niż 500 słów, ale za to więcej?

Jestem w pełni świadoma tego, iż publikuję rozdziały niezwykle rzadko. Jest to spowodowane brakiem czasu jak i weny. Kiedy tylko znajdę czas piszę, jednak żaden z 10 one shotów nie jest skończony. Pracowałam też nad innym projektem, który teraz już jest skończony więc postaram się poświęcić czas na tych oto chłopaczków. 
XxAlex 💗

Exitus Letalis short storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz