Chcę popełnić morderstwo.
Chcę popełnić morderstwo na jednej irytującej dziewczynie.
Gdyby w sądzie dowiedzieli się, dlaczego to zrobiłem, to od razu by mnie uniewinnili i do tego dali jakieś odszkodowanie.
-A mogłem teraz siedzieć nawalony i zaliczać jakieś gorące laski. - powiedziałem, patrząc przez przednią szybę na drogę, która będzie śniła mi się w najgorszych koszmarach.
-Typowe. - mruknęła. - Cały jesteś taki typowy.
-Gdybyś była mądrą osobą, to przeczytałabyś poprawianie nazwę tego zadupia. - warknąłem.
Właściwie to robiliśmy to od początku naszego pobytu tutaj. Czyli od jakiejś pierdolonej godziny. Warczeliśmy na siebie. Jedno zrzucało winę na drugie i tak w kółko.
-Gdybyś był dobrym kierowcą, to nie zjeżdżałbyś w jakieś polne drogi z autostrady. - prychnęła, a ja zacisnąłem ręce na kierownicy.
-Jestem bardzo dobrym kierowcą, a ty nie zwalaj na mnie tej pierdolonej winy. - warknąłem, w końcu odwracając się w stronę dziewczyny.
-Po prostu się nie odzywaj. - burknęła, podziwiając to pierdolone pole kukurydzy, które było po prostu fantastycznym widokiem.
Gdyby nie to, że jest tak cholernie ciemno i nie widać drogi, to już dawno szedłbym do stacji benzynowej, która znajduje się dwanaście mil stąd.
Chociaż...
Otworzyłem drzwi i szybkim ruchem wysiadłem z samochodu. Trzasnąłem drzwiami i założyłem kaptur swojej bluzy na głowę. Włożyłem ręce do kieszeni i zacząłem iść, co było na razie łatwe, bo drogę oświetlały reflektory auta. Później będzie gorzej.
-Gdzie ty idziesz!? - usłyszałem krzyk Amber, więc z głośnym westchnięciem, zatrzymałem się i odwróciłem w jej stronę. Blondynka stała obok otwartych drzwi i patrzyła na mnie z lekką obawą.
-A gdzie mam niby iść? Na stację benzynową. Wezmę w kanister paliwa i tu przyjdę! - wyjaśniłem. W dupie mam to, że nie posiadam kanistra.
Zaczynam nienawidzić życia.
-Nie możesz mnie tu zostawić!
-Chyba lepiej będzie, jeśli coś zrobimy, tak? - i nie czekając na odpowiedź znów się owróciłem. Nie przeszedłem nawet dwóch kroków.
-William! - teraz krzyknęła i była bardziej zdenerwowana.
-Co!? - wrzasnąłem już całkowicie zdenerwowany, odwracając się w stronę blondynki.
Zmarszczyłem brwi, widząc jak z naprzeciwka nadjeżdża jakiś mały bus. Nim się zorientowałem, Amber stała już za mną i nie zamierzała się pokazywać.
-Widziałam to w jednym horrorze. - zaczęła, a ja chciałem się odwrócić, aby na nią spojrzeć. Niestety nie udało mi się to, bo dziewczyna mocno trzymała za materiał mojej bluzy.
-Co? - zapytałem, nie wiedząc o co jej chodzi.
-Paczka znajomych zatrzymała się w takim lesie, a później zaczęły wyłazić z niego jakieś mutanty, które ich zabijały, a potem zjadały. - wyjaśniła, a ja otworzyłem lekko usta.
-Dziewczyno. Jesteś nienormalna. - skomentowałem, przez co dostałem cios w łopatki.
Samochód zatrzymał się obok nas, a po chwili wysiadł z niego mężczyzna. Gdy stał już na drodze, zauważyłem, że to po prostu starszy facet, który miał może z sześćdziesiąt lat.