-Jutro robię imprezę. Będziesz, prawda? - zapytała Ally, gdy siedziała na fotelu, bawiąc się moim skórzanym paskiem do spodni.
-Pewnie tak. - odparłem znudzony.
Na ton mojego głosu, głośno prychnęła i wstała ze swojego miejsca. Poszła do mojej sypialni, a ja dalej siedziałem przy wyspie i piłem wodę. Byłem dzisiaj nieobecny i nie mam pojęcia dlaczego. Głowę miałem w chmurach i nie reagowałem na nic.
-Odprowadzisz mnie? - pretensjonalny głos Ally dobiegł mnie zza pleców. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, ubraną już w swoje ciuchy, dziewczynę
-Wiesz gdzie są drzwi. - mruknąłem, odwracając się w stronę blatu. Znudzony wpatrywałem się w szklankę przede mną, która teraz wydawała się ciekawsza niż cokolwiek innego.
Już nic innego nie usłyszałem, tylko stukot szpilek i trzask drzwi frontowych. Jej foch zapewne potrwa ze dwa dni, więc nie mam się czym przejmować.
Co się ze mną dziś dzieje? Jestem taki... znudzony. Nawet seks z Ally nie był taki jak zawsze. Nie lubię tego uczucia. Uczucia, że czegoś mi brakuje.
Tylko czego?
***
-Już jadę. - mruknąłem, poprawiając telefon przy uchu.
-Ty się szykujesz dłużej niż baba. - jęknął Jasper, przez co przewróciłem oczami.
-Dzwoniła moja siostra. - odpowiedziałem krótko.
-O stary, to przepraszam. - parsknął śmiechem, na co cicho się zaśmiałem, stając na światłach. - Oj, dzisiaj popijemy.
-A właśnie. Jutro jest impreza u Ally. Idziemy, nie? - było zielone, więc znowu ruszyłem.
-Czy kiedykolwiek zrezygnowaliśmy z jakiejkolwiek imprezy? - przewróciłem oczami na jego pretensjonalny ton głosu.
-Dobra, zaraz będę. Zajadę tylko po Josh'a i Amber i jesteśmy w klubie. - mruknąłem.
-Ja z Mike'iem, Cam i Lily będziemy za jakieś dwadzieścia minut.
-Dobra.
-Cześć. - rozłączyłem się, a telefon rzuciłem na siedzenie obok.
Zaparkowałem pod domem Livinów i nawet nie musiałem wychodzić z samochodu, bo po kilku sekundach, drzwi budynku się otworzyły, a przez nie wyszedł Josh. Myślałem, że zaraz po nim pojawi się jego siostra, ale nic takiego się nie stało.
-Cześć. - rzucił chłopak, wsiadając do mojego samochodu.
-Siema. Gdzie Amber?
-Nie jedzie z nami. Źle się czuje. - wyjaśnił.
-Ok. - mruknąłem i bez zbędnych słów, ruszyłem w stronę klubu.
***
-Jeszcze po jednym! - zawołałem głośno do barmana.
-Gdzie wy to magazynujecie? - zaśmiał się, nalewając do kieliszków napój bogów.
-Nie. Będziem pić! - bełkotał Jasper, uwieszony na moim ramieniu. Pokiwałem szybko głową, w której zaczęło mi się trochę kręcić.
-Dobra. - dał za wygraną, na co uśmiechnęliśmy się niczym psychopaci. Po krótkiej chwili czułem już smak czystej wódki.
Mieszałem dzisiaj wiele rzeczy i gdzieś w mojej podświadomości dociera do mnie, że jutro nie będę w stanie się podnieść.
Cóż, bywa.
-A dzie są nasi ludzie? - zapytał mnie Jasper, który miał już nieprzytomny wzrok.