-Will! WILL! WILLIAM! - głośny krzyk wybudził mnie z mojego mocnego snu. Ktoś zaczął szarpać mnie za ramię.
-Jeśli nie przestaniesz, to ja przestanę być miły. - mruknąłem, z twarzą ukrytą w poduszce.
-A co ty niby możesz mi zrobić?
Wiele.
Wiedziałem, że siedzi obok mnie, więc w jednej sekundzie podniosłem się z leżenia do siadu, lekko popychając dziewczynę na materac. Gdy zszokowana już na nim leżała, położyłem swoje ręce po obu stronach jej głowy i zawisnąłem nad nią tak, że nasze nosy prawie się ze sobą stykały.
-Dwie sprawy. - szepnąłem, no co hardo uniosła brwi. - Pierwsza jest taka, że nie powinnaś mnie podpuszczać, bo to kiepski pomysł. Druga to, to, iż nie radziłbym ci mnie budzić w taki sposób. A i jeszcze jedno. Radzę ci nie mówić do mnie William. - cały ten czas patrzyłem jej prosto w oczy, a lekki uśmiech błąkał się na mojej twarzy.
-Dobrze. - mruknęła, spoglądając na mnie z przymróżonymi oczami. - William. - dodała z uśmiechem podobnym do mojego.
Właśnie to zachwycało mnie w Amber Livin. Jej umiejętność pyskowania i dobierania słów tak, że potrafią zdenerwować, ale i rozbawić.
-Zawsze musisz mieć ostatnie słowo? - mój wzrok cały czas przeskakiwał z jej oczu, na usta.
Cóż, mogę to zrobić, ale nie wiem, czy chcę.
-W końcu jestem Amber Livin. Powinieneś się przyzwyczaić. - z tymi słowami, umieściła swoje ręce na moim torsie i odepchnęła mnie od siebie. Oczywiście, że jej siła była nawet nieporównywalna z moją, ale chciała mi przekazać, abym się odsunął, co zresztą uczyniłem.
-Jest już po dziesiątej. Urodziny Josh'a zaczynają się o dwudziestej, a pewnie nic nie jest jeszcze przygotowane. - wstała z łóżka, a ja dopiero teraz zauważyłem, że jest już ubrana i pomalowana.
Nigdy nie zrozumiem dziewczyn i tych ich torebek. Ja noszę w kieszeniach tylko telefon i portfel, a ta ładowarkę, kosmetyki, lusterko i milion innych rzeczy.
-Black! Wstawaj! - tupnęła nogą, na co się zaśmiałem pod nosem, ale posłusznie wstałem i skierowałem w stronę łazienki, zabierając ze sobą ubrania, które po wczorajszym nocnym incydencie, położyłem obok szafki nocnej.
Idąc przez pokój czułem, jak mi się przygląda.
-Wiem, że jestem przystojny, ale teraz to już czuję się pod presją. - parsknąłem śmiechem, nawet nie odwracając się w jej stronę.
-Oj, weź się przymknij. - burknęła. Uniosłem lewy kącik ust, zatrzaskując za sobą drzwi.
Przez cały czas, w którym się ubierałem, myślałem o zajściu z wczoraj. To wszystko tak mnie zmęczyło, że zasnąłem jak zabity. Postanowiłem, że nie będę już o tym myśleć, bo mi to niepotrzebne, a ja nie lubię myśleć o niepotrzebnych rzeczach.
Dzisiaj będzie zajebista impreza, więc to jedyne, o czym teraz powinienem myśleć.
Wyszedłem z łazienki i zobaczyłem Amber, która zawzięcie pakowała jakieś pierdoły do torebki.
-Jedziemy? - zapytałem, zakładając swoją bluzę.
-Tak, chodź. - sprawdziłem czy mam telefon oraz portfel w kieszeniach i wyszedłem za dziewczyną, zamykając drzwi.
W ciszy zeszliśmy po schodach do wielkiego salonu i recepcji w jednym. Kilka osób stało przy oknach lub siedziało na kanapach, a jeszcze inne przebywały na tarasie, co widziałem przez przeszkolne, duże drzwi.