-Chcę to powtórzyć. - mruczała Soph, leżąc pod kołdrą, gdy ja nakładałem spodnie.
-Nie dzisiaj. - powiedziałem i zacząłem szukać mojej czarnej bluzki.
-No weź. - zachichotała, podpierając się na łokciach i patrząc na mnie z przymróżonymi oczami. - A, zapomniałam. - opadła z powrotem na poduszki, a ja zmarszczyłem brwi i w końcu nałożyłem t-shirt.
-Co masz na myśli? - przeczesałem ręką włosy i czekałem, aż odpowie.
-Nigdy dwa razy z jedną dziewczyną tego samego wieczoru.
-Dobrze, że pamiętasz. - chwyciłem swoją granatową bluzę i spojrzałem na dziewczynę, która też zaczęła się zbierać.
Wyszedłem z pokoju, zarzucając bluzę na bark i strzelając kostkami u rąk.
Impreza dalej trwała w najlepsze z czego się cieszyłem, bo mam ochotę się jeszcze czegoś napić.
Nie zdążyłem nawet zejść ze schodów, gdy na kogoś wpadłem.
-Josh? - mruknąłem i spojrzałem na totalnie zjaranego chłopaka.
-Will! Co się nie odzywasz! Od wczoraj cię nie widziałem, ale Cam wytłumaczyła mi, że Amber się źle poczuła, a ty zawiozłeś ją do domu. Dzięki. - klepnął mnie w ramię, a ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nawet do niego nie napisałem po tym wczorajszym incydencie. - A tobie to co się stało? - wskazał na moją twarz.
Był pierwszą osobą, która się mnie o to zapytała, ponieważ on chyba jako jedyny się nie bał. Wszyscy wiedzieli, że od czasu do czasu zdarzały mi się bójki, ale nikt nie miał prawa zadawać mi pytań i robić wyrzutów. Nikt, prócz niego.
-Uderzyłem się w ścianę. - mentalnie strzeliłem sobie w łeb.
Will, jesteś kretynem.
-Ta. Mam nadzieję, że cię nie poniosło, jak kiedyś, prawda? - spojrzał na mnie już zupełnie poważnie.
-Wiesz, że już tego nie robię. Wyszedłem z tego ścierwa. - warknąłem. Nie jestem już taki jak kiedyś, a on powinien mi wierzyć
-Tak, wiem. A teraz przepraszam, ale piwo czeka. - wyszczerzył się i pomknął do pokoju zabaw.
Zszedłem ze schodów, w międzyczasie zakładając swoją bluzę. Na parterze było jeszcze więcej ludzi, niż na początku. Włożyłem ręce do kieszeni, a gdy moje palce spotkały się z paczką Marlboro uśmiechnąłem się sam do siebie.
Przeciskając się przez tłum ludzi, wyszedłem w końcu na duży taras. Różne osoby stały przy basenie, a niektóre nawet się w nim kąpały, co mnie kurewsko zdziwiło, bo jest listopad i jest zimno.
Poszedłem za budynek, bo tu zawsze było najmniej ludzi. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę fajek, po czym wyciągnąłem jednego papierosa i wsadziłem go między zęby. Już się bałem, że nie mam zapalniczki, ale na szczęście była w tylnej kieszeni jeansów.
Uniosłem głowę, a wzrokiem natrafiłem na Amber, która przechodziła niedaleko.
-A gdzie zgubiłaś swojego chłoptasia? - zapytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
Nie poszła dalej, ale zatrzymała się obok mnie i odwróciła w moją stronę.
-Co? - zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie jak na debila i okej, ta jej bluzka była naprawdę obcisła.
-No Parker. - wydmuchałem biały dym i czekałem na jej odpowiedź.
-Natan? - zapytała, a ja prychnąłem. Już są po imieniu? Ojej jakie to słodkie.