Część 4

232 14 5
                                    


Przy wieszakach stał on Jefferson we własnej osobie, czy to dziwne że nie nazywam go tatą czy nawet ojcem otóż nie dla mnie stracił prawo do tego mienia. Próbował nie udolnie powiesić kurtkę ale dla niego to było trudne bo mając w jednej ręce wódkę a tylko jedną wolną to przecież prawie nie wykonalne. Pewnie stała bym tam dłużej i patrzyła na jego poczynania ale chciałam już iść spać, ten dzień do krótkich w końcu nie należał, zanim jednak odwróciłam się i poszłam na górę spojrzałam na niego jeszcze raz i to był mój błąd patrzył on prosto na mnie najpierw tak jakby był wyprany z uczuć a następnie z gniewem jak bym ukradła mu najcenniejszy skarb. Obróciłam się i zaczęłam jak najszybciej wspinać się po schodach, kiedy myślałam już że jestem wystarczająco daleko od tego pijaka zostałam pociągnięta za nogę i uderzyłam głową w schody nim jednak zapadła ciemność zobaczyłam nogi kierujące się na górę za co dziękowałam w duchu sobie, że kazałam rodzeństwu pozamykać drzwi.

Czułam że ktoś szarpie mnie za ramię i coś do mnie mówi jednak było to dla mnie niezrozumiałe jakby zza szyby czy tafli wody, z czasem zaczęłam wyłapywać różne słowa aż w końcu całe zdania. Otworzyłam pomału oczy jednak wszystko było zamazane, zamknęłam je z powrotem żeby się przystosować i po chwili już widziałam normalnie. Spojrzałam na osobę, która kucała przede mną i patrzyła zmartwiona była to Mia. Chciałam wstać z tych cholernych schodów bo mój kręgosłup dawał się we znaki ale gdy tylko się podniosłam zakręciło mi się w głowie na co automatycznie usiadłam i czekałam aż to uczucie przejdzie.

-Co się stało.- Widząc moją minę dodała -Nie próbuj wymyślać wiem kiedy kłamiesz.- Westchnęłam

-Porozmawiamy później jestem tym wszystkim już na prawdę zmęczona a ty pewnie domyślasz się co tu naprawdę robię.- Pokiwała głową, pomogła mi wstać i zaprowadziła do łazienki. W lustrze dostrzegłam powód mojego wciąż lekkiego bólu, miałam rozcięte czoło i zaschniętą krew. Przemyłam twarz i dałam siostrze odkazić ranę i zakleić plastrem bo szycie było nie potrzebne rana nie była głęboka ani niebezpieczna więc obejdzie się bez tego. Zeszłyśmy na dół do naszej prowizorycznej jadalni gdzie śniadanie jadł Leo który poinformował mnie że Jego niema w domu, Mia dołączyła do niego z płatkami tak samo jak ja po zażyciu tabletek na ból.

Ubrana w czerwoną koszulę w kratę i spódniczkę zeszłam na dół gdzie ubrałam czarne butki na grubszym obcasie z zamkiem z boku, moją ramoneskę i wyszłam przed dom gdzie czekała na mnie moja rodzinka. Rzuciłam kluczyki do kuzynki informując ją o tym że dziś nie prowadzę i usiadłam na miejsce pasażera opierając wciąż lekko bolącą głowę o zimną szybę, nie wsłuchiwałam się nawet o czym rozmawiają liczyła się tylko błoga przyjemność którą daje mi zimno.Pod szkołą rozstałyśmy się z rodzeństwem i udałyśmy się w stronę klasy

-Powiesz co ci się stało że masz plastry?-

Wiedziałam że nie warto zmyślać i tak by mi nie wierzyła więc opowiedziałam jej całą historię słucha w milczeniu kiedy skończyłam wciąż milczała, w końcu co miała powiedzieć, już nie raz słyszała tego typu wydarzenia z mojego życia. Najbardziej uwielbiałam ją za to że nie litowała się nade mną, nie mówi że wszystko będzie dobrze bo wie że tak nie będzie po prostu podchodzi do mnie i przytula ale słysząc dzwonek odsuwa się i biegnie do sali w której mamy lekcję a ja śmieje się z niej no tak nasza wzorowa uczennica jeszcze nigdy się nie spóźniła.

Przed ostatnia lekcja i dzwonek w końcu można iść się załatwić dziękuje dzwonku ruszam do toalety na naszym piętrze i załatwiam swoje potrzeby jednak kiedy myję ręce do środka wpada Sindy z kapitanem drużyny piłkarskiej no jakże by inaczej. Nawet nie zauważyli że ktoś tu stoi od razu wparowali do jednej z kabin w której wiadomo co robili nie chcąc słyszeć ich jęków wyszłam z tam tond jakby się paliło i odnalazłam kuzynkę z którą zaczęłam rozmowę.

Tajemnice PrzeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz