Wróciłem poddenerwowany do domu, nawet nie mówiąc nic na przywitanie z chłopakiem, który właśnie wychodził z salonu. Zatrzymał się wtedy i zaczął mierzyć mnie uważnym spojrzeniem, gdy ja zdejmowałem buty i pustym wzrokiem wgapiałem się w przestrzeń.
- Ej, żyjesz? - Zostałem zapytany, a zaraz potem poczułem ciepłe ramiona obejmujące mnie w pasie i wilgotne wargi, sunące po mojej szyi. Westchnąłem ciężko, przekrzywiając głowę w bok i przymykając oczy.
- Tak. Jestem tylko... Zmęczony. - Wyjaśniłem, za co zostałem ugryziony. Prychnąłem tylko i wydobyłem się z spod jego uścisku, a ten tylko warknął coś niepocieszony pod nosem. Przeszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę. Już miałem sięgać po puszkę piwa Murtagha, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem, zaciskając dłoń w pięść. Alkoholu nie wolno pić podczas ciąży. Wziąłem więc jedynie colę i podreptałem do salonu, gdzie czekał na mnie Sady ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Popatrzyłem na niego niepewnie, siadając na kanapie.
- O co chodzi?
- O co tobie raczej chodzi! - Krzyknął na mnie, a ja wystawiłem mu faka. Usiadł przy mnie, zabierając mi od buzi butelkę coli, tym samym sprawiając, że się oblałem. Warknąłem i sprzedałem mu z liścia, obrażony idąc do pokoju. A ten debil oczywiście za mną.
- O nic mi nie chodzi. Jestem zmęczony. - Wymamrotałem, zmieniając koszulkę na sweterek w kotki.
- Nie kłam. Widzę, że coś ma się na rzeczy. - Warczał na mnie dalej, a ja tylko pokręciłem głową, siadając na łóżku. Zakryłem twarz dłoni, oddychając ciężko. Murtagh widząc, że coś jest bardziej nie ten teges, usiadł obok mnie.
- O co chodzi? - Zapytał nieco łagodniej, niepewnie mnie obejmując. Zaśmiałem się histerycznie i popatrzyłem na niego.
- Pamiętasz, jak mówiłem ci o tym, że jestem bezpłodny? Byłem dzisiaj u lekarza i dowiedziałem się, że to normalne. Takie zaniki. No i... Jako że nie mam teraz ruj, zrobiła mi lekarka USG. I wyszło na to, że...
- Że?
- Że spełnię swoje marzenie, bo jestem w ciąży. - uśmiechnąłem się słabo, wyczuwając nagłe napięcie.A potem poczułem mocne uderzenie.
Jęknąłem żałośnie, podnosząc się do siadu po wylądowaniu na podłodze. Popatrzyłem zszokowany na Murtagha, który patrzył na mnie jak na ostatnią szmatę. Potarłem sobie twarz dłonią, czując, że puchnie już teraz.
- Wypierdalaj i nie wracaj. Nie obchodzi mnie, co stanie się z tobą i pasożytem.
Zachłysnąłem się powietrzem, mrugając szybko oczami, aby nie uronić niechcianych łez. Szybko wstałem z podłogi, zataczając się jednak. Wyciągnąłem walizkę i w pośpiechu zacząłem się pakować.
- Szybciej pizdo! - Kolejne uderzenie. Tym razem w plecy. Załkałem i potykając się o włazne nogi, pobiegłem do przedpokoju, zakładając buty.
- Nigdy więcej masz nie wchodzić mi w drogę. - Usłyszałem jeszcze, zanim wybiegłem z domu.Czy gdybym powiedział mu o chorobie, pozwoliłby mi zostać?