Nie zawsze wracamy do tego...

130 12 0
                                    

... co spodziewaliśmy się zastać.




        Patrzałem na Michała przez dłuższy czas, jak chodzi w tę i we w tę po kuchni, z telefonem komórkowym kurczowo przyciśniętym do ucha. Odkąd odebrał telefon, nie mógł się uspokoić. Mówił przyciszonym głosem i wyraźnie pobladł. Wodziłem za nim wzrokiem, patrząc, jak przemierza pomieszczenie, zmieniając tempo ze spokojnego na gwałtowne i odwrotnie. Nie potrafił się opanować. Obserwowałem go z salonu. Czekałem aż odłoży słuchawkę i przyjdzie powiedzieć, co się stało. On jednak, po zakończeniu rozmowy, pozostał w pomieszczeniu, w którym się znajdował. Podszedł do okna i oparł się o ścianę obok patrząc przed siebie zamglonymi oczami. Zdążyłem się już przyzwyczaić, że momenty, w których rozmawiając wychodzi do drugiego pokoju, nie należą do najlepszych. Stojąc tam przez dłuższą chwilę, nawet się nie poruszył. Wstałem więc i podszedłem do niego, przytulając się. Dopiero po chwili zauważył moją obecność i przylgnął do mnie bez słowa.

– Tobiasz, ja po prostu nie wiem, jak ja mam się czuć... – powiedział cicho.

– O co chodzi? Co się stało? – Odgarnąłem mu włosy z twarzy tak, by móc go dobrze widzieć.

– Nie wiem, powinienem być zły, smutny albo cokolwiek. Albo wręcz przeciwnie! Powinienem nie przejąć się tym kompletnie, ale mimo to mnie to dotknęło. Tylko ja wciąż nie wiem, jak ja mam się z tym wszystkim czuć – mówił, pomijając moje pytania i błądził oczami po ścianach.

– Michaś, uspokój się. No, Michaś, proszę... – zacząłem mówić do niego spokojnie. To jednak nie podziałało, więc szybko zmieniłem ton na stanowczy. – Michał, do cholery, spójrz na mnie!

Spełnił moją prośbę. Przez chwilę patrzał się na mnie i na przemian otwierał, i zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł lub nie chciał tego z siebie wydobyć. W końcu westchnął i oparł głowę o moje ramię.

– Nie wiem, co mam teraz zrobić i jak się zachować. – Wciąż mówił cicho, jednak tym razem bardziej przytomnie. – Moja matka zmarła.

          Nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Nie byłem w stanie wykrzesać z siebie żadnego „przykro mi". Obaj mieliśmy mieszane uczucia. W moich oczach ta kobieta narobiła tylko zamieszania i do samego końca nie chciała znać własnego dziecka i nie przeszło jej przez myśl, że On też może mieć jakieś zastrzeżenia do jej osoby, ba! Nawet własne uczucia! Co to, to nie! Nie odzywała się do niego nawet, jeżeli jej mąż czasem dzwonił. Jednak nie zmieniało to faktu, że dała Michałowi życie. Gdyby nie ona, nie byłoby też jego. Teraz, tu, w moich ramionach. Musiał mieć choć jedno miłe wspomnienie z dzieciństwa. Poza tym, nawet, jeżeli ich relacje układały się w ten sposób, to i tak pozostawał jej synem. Nie mogło go to nie ruszyć całkowicie.

– Nie wiem, co mam Ci powiedzieć, Michaś – szepnąłem i pocałowałem go w czoło głaszcząc go delikatnie po włosach. Przytulił się mocniej i staliśmy tak chwilę, milcząc. W końcu mój partner wziął głęboki oddech i odsunął się trochę.

– Dzięki. – Uśmiechnął się słabo. – Sam nie wiem, co tu można powiedzieć, więc się nie przejmuj. Wiem, że nie powinno mówić się źle o zmarłych, więc chyba lepiej po prostu nie mówić nic. Muszę tam pojechać, ojciec mnie o to prosił. Błagam, pojedź tam ze mną.

– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. To i tak jest trudna chwila, więc chyba lepiej nie podnosić napięcia jeszcze bardziej – zauważyłem przytomnie.

– Proszę Cię, sam nie dam rady znów tam wejść. Wciąż nie umiem przez to przebrnąć. Potrzebuję Cię tam. Cała rodzina zjedzie się dopiero pojutrze, a przynajmniej tak mówił ojciec, więc dziś możemy spokojnie być tam razem. Błagam Cię, zrób to dla mnie. Wiem, że proszę o wiele. – Coś w jego oczach kazało mi ulec natychmiast. Gdy patrzał na mnie w ten sposób, nie umiałem mu odmówić.

Zostać do ranaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz