... a to przecież tylko rak.
Obudziłem się na idealnie białej sali czując ostry zapach odkażaczy. Czułem się nieco dziwnie, ale powoli dochodziła do mnie świadomość, że żyję. Obudziłem się. Powoli kształty zaczynały być coraz bardziej wyraźne i zobaczyłem nade mną sylwetkę doktora.
– Witamy wśród żywych, Panie Piórecki. Wszystko poszło dobrze. Będą konieczne jeszcze dodatkowe badania, ale rokowania są dobre. Oczywiście nie unikniemy naświetlań, ale proszę się tym na razie nie martwić. Wszystko zmierza ku lepszemu. – Uśmiechnął się mój lekarz. Mówił bardzo powoli, ale mimo to miałem delikatne problemy ze zrozumieniem.
– Dz... k... e... – Próbowałem wydukać podziękowanie, jednak moje ciało odmawiało mi stu procent posłuszeństwa. Nie bardzo wiedziałem, co się dzieje.
– Spokojnie, wszystko w swoim czasie. Proszę się nie przejmować, to tylko przejściowe. Będzie konieczna rehabilitacja, ale jest Pan młody, więc możemy się spodziewać szybkiego rezultatu. – Ponownie zostałem zapewniony przez mojego doktora.
– M... h... a... u. – Uparcie próbowałem dalej wypowiedzieć chociaż jedno słowo. Lekarz popatrzał na mnie chwilę, a przez jego twarz przemknął cień niezrozumienia, jednak po chwili zastanowienia potarł podbródek w zamyśleniu i niedługo po tym zrozumiał, o co może mi chodzić.
– Ach! Pan Michał, tak? Jest na korytarzu przed salą. Dopóki jest Pan na sali pooperacyjnej, nie możemy go wpuścić. Dopiero jutro planujemy przeniesienie Pana na normalną salę. Ten jeden dzień jeszcze się Panowie jakoś przemęczą. Trzeba przyznać, że szczęściarz z Pana. Czekał przez całą operację i nie dał się od tamtego czasu ani na chwilę wygonić ze szpitala. Przez cały czas czeka tu pod salą, najczęściej tuż przy szybie. Prywatnie się przyznam, że tylko pozazdrościć. – Doktor Rabczyński puścił mi oczko.
Nie próbowałem już nic więcej mówić, ale myślę, że moje oczy powiedziały lekarzowi wszystko, co miałem w tamtym momencie do powiedzenia. Doktor bez homofobicznych zapędów – cud. Praktycznie cały czas, gdy byłem przytomny tego dnia, spędziłem wpatrując się w szybę i widniejącą za nią, wciąż średnio wyraźną, sylwetkę. Gdy obudziłem się następnego dnia leżałem już na zupełnie innej sali, a obok mnie na stołeczku siedział Michał, ubrany w zielony szpitalny kitel i głaskał mnie po ręku.
– Dzień dobry, Kochanie – szepnął widząc, że się obudziłem. – Już tu jestem i wołami mnie stąd nie ruszą.
– Mychas... – Znów próbowałem wyseplenić chociaż jedno słowo. Czułem, że idzie mi to nieco lepiej niż dnia poprzedniego, ale wciąż nie byłem w stanie wymówić choćby imienia mojego partnera. Podobnie było z uściśnięciem jego dłoni. Czułem, że zaciskam palce, jednak uścisk ten nie był tak mocny, jak powinien być.
– Nie przemęczaj się, Tobi – mówił bardzo spokojnie i bardzo powoli. To do niego aż nie podobne. – Najważniejsze, że żyjesz, a reszta sama się ułoży.
Byłem w pozycji, w której, chociaż bym bardzo chciał, nie mogłem z nim dyskutować, kłócić się, zadawać pytań ani nawet wyrazić jakiegokolwiek swojego zdania i było mi to wybitnie nie na rękę.
– Nic się nie martw. Rozmawiałem z lekarzem i mówił, że wszelkie zmiany będą tymczasowe. Guz był kłopotliwie umiejscowiony. Nic nie naruszyli, ale wciąż możesz mieć małe problemy z komunikacją. Ośrodek odpowiedzialny za mowę i rozumienie ze słuchu znajdował się zdecydowanie zbyt blisko. – Słysząc to, nie mogłem się powstrzymać i postanowiłem podjąć znów wysiłek wypowiedzenia czegoś.
![](https://img.wattpad.com/cover/69582429-288-k483739.jpg)
CZYTASZ
Zostać do rana
General FictionSeria: Czas na Wyczerpaniu Część I http://byledobrzegu.pl https://bucketbook.pl/pl/producer/B.D.B./30 "(...) Rozejrzałem się po pokoju, mój wzrok zatrzymał się na lustrze. Wpatrując się tępo w swoją własną sylwetkę rozważałem przez chwilę, kiedy sta...