... z tym, co o sobie wiemy.
Był środek lata. Wreszcie upragnione ciepłe dni. Od pogrzebu minął niecały rok. Niesamowicie spokojny, nieobfitujący w żadne dramaty, rok. Wreszcie nasz związek miał czas, aby się ustabilizować, a my mogliśmy odetchnąć i wrócić do szarej rzeczywistości, która nie wydawała się już taka zła, po wszystkim, co w międzyczasie zdążyło się wydarzyć. Pogoda dopisywała, więc postanowiliśmy w końcu z Michałem zrobić coś, żeby bardziej udzielać się towarzysko, a mianowicie zorganizowaliśmy grilla u nas w ogrodzie. Lista zaproszonych dyplomatycznie została zaakceptowana przez obie strony, chociaż nie byłem szczególnie zadowolony z obecności Tomka. Na jedno szczęście, przyszedł ze swoim obecnym chłopakiem. Dodatkowo do kompletu był Kuba – kolega z pracy Michała, ze swoją dziewczyną Anią oraz moje dwie dawne znajome z poprzedniej pracy – Kasia i Ola, obie z mężami. Pomijając ten drobny szczegół, że zaoferowałem się, że zostanę kierowcą i po skończonej imprezie odwiozę wszystkich do domu, wszystko było idealnie. W końcu mieliśmy sposobność, by odpocząć, wziąć głęboki oddech i poprzebywać trochę w innym towarzystwie niż własne. Atmosfera była luźna i, mimo że początkowo nieco się stresowałem, jak to wszystko wypadnie, to ludzie dobrze się dogadywali i całościowo imprezę można było zaliczyć do raczej udanych. Mój partner został mianowany naczelnym „grillowym" i odpowiadał za to, by wszyscy się najedli. Ja natomiast zająłem się muzyką i ogólnie gośćmi.
Zabawa trwała w najlepsze, gdy nagle znacznie się ściemniło, a po jakiejś chwili nie byłem w stanie zobaczyć już nic. Przez tę gęstą ciemność byłem w stanie tylko usłyszeć krzyki dziewcząt, jednak na próżno starałem się dostrzec ich twarze. Po chwili usłyszałem głos Ani dobiegający jakby z daleka:
– Boże, przecież on nie oddycha. Kuba dzwoń po pogotowie! Kuba, zróbże coś!
Potem nie pamiętam już nic. Kiedy się obudziłem panował półmrok, doświetlony jakąś słabą lampką. Specyficzny, intensywny zapach podpowiadał mi, że nie znajduję się we własnym, wygodnym łóżku, a w szpitalu. Chociaż początkowo nie powiązałem tego w ogóle z nagłym zaciemnieniem, to po chwili powoli zaczynałem wiązać fakty i niepewnie rozejrzałem się po pomieszczeniu czując rosnący napad paniki. Nie wiem, czemu, ale ogarnął mnie dziwny strach i coraz bardziej gorączkowo starałem się wyszukać jakiegoś znajomego punktu zaczepienia. W pewnym momencie moje oczy napotkały na twarz Michała, a lęk momentalnie uleciał w niepamięć.
– Cześć Michaś. Co się stało? Gdzie reszta? – zapytałem, wciąż będąc jeszcze średnio przytomnym.
– Wszyscy pojechali już do domu. Jak się czujesz, Kochanie? – odpowiedział cicho i szybko wziął moją rękę, głaszcząc mnie delikatnie kciukiem po wierzchu dłoni. Nigdy wcześniej nie słyszałem u niego takiego tonu, tak, jak nigdy dotąd nie nazwał mnie „kochaniem". To naprawdę źle wróżyło. Ściągnąłem na chwilę brwi i przyjrzałem mu się uważniej.
– Jest okej, a u Ciebie? Wszystko w porządku? Bo nie wydaje mi się... – zagadnąłem chcąc rozładować powstające napięcie, ale zamiast tego zobaczyłem tylko, jak mój partner, z mokrymi od łez oczami, pośpiesznie kiwa głową.
– Michaś, co się stało? Czemu tu jesteśmy? – zapytałem spokojnie kładąc mu rękę na przedramieniu i delikatnie gładząc go, w nadziei, że taki kontakt pozwoli mu się chociaż trochę rozluźnić. Momentalnie wziął moją dłoń i ściskając ją mocno, przycisnął ją sobie do policzka. Po chwili ciszy powiedział tylko:
CZYTASZ
Zostać do rana
General FictionSeria: Czas na Wyczerpaniu Część I http://byledobrzegu.pl https://bucketbook.pl/pl/producer/B.D.B./30 "(...) Rozejrzałem się po pokoju, mój wzrok zatrzymał się na lustrze. Wpatrując się tępo w swoją własną sylwetkę rozważałem przez chwilę, kiedy sta...