Pytania, które pozostają bez odpowiedzi...

116 12 0
                                    

... nie pomagają utrzymać równowagi.




           Od momentu wypisania go ze szpitala minęło nieco ponad dwa miesiące, a Michał zaczynał naprawdę dochodzić do siebie. Już od trzech tygodni ma do dyspozycji obie ręce, a niedawno zdjęli mu gips również z nogi, także mógł się względnie swobodnie poruszać. Chociaż wciąż musiał chodzić na rehabilitację i często jednak podpierał się kulami, ponieważ pozbawiona wsparcia kończyna była po złamaniach zdecydowanie słabsza, to muszę przyznać, że doskonale sobie radził.

– Michał! Mógłbyś chociaż swoje skarpetki sprzątać! – Wściekałem się.

– Oj, co Ty ode mnie chcesz? Jestem w trakcie rekonwalescencji, nie mogę się przemęczać – odpowiedział z uśmiechem na twarzy, leżąc na kanapie. Rzuciłem w niego jego skarpetkami podniesionymi chwilę wcześniej z podłogi, na co na co sapnął, zirytowany. – A to, co ma być?

– Jak to, co? Twoje skarpetki. Już nie musisz się przemęczać i podnosić ich z ziemi. Ciesz się – powiedziałem obojętnym tonem, a zdziwienie na jego twarzy było bezbłędne.

– No weź, co dzisiaj z Tobą? – jęknął z przesadnym umęczeniem w głosie.

– Co ze mną? To ja ostatnio znowu wiecznie chodzę i wszystko sprzątam, gotuję, piorę, prasuję, a Ty nie jesteś w stanie nawet dupy ruszyć! Wcześniej jakoś twierdziłeś, że to świetne ćwiczenia rehabilitacyjne. Widzę, że nagle poczułeś się gorzej. – Nie byłem w stanie ukryć swojej irytacji.

– No wiesz... Tak jakoś... Ostatnio nie najlepiej się czuję – powiedział od niechcenia i tutaj musiałem wziąć głęboki oddech. Zawsze w takich momentach robił słodkie oczy i uśmiechał się kusząco. Wtedy wszystko uchodziło mu na sucho, ale tym razem nie dam mu się w to wrobić.

– Skoro tak, to nie pozwolę Ci się przemęczać. Przez najbliższy tydzień seksu nie będzie. Może wtedy dojdziesz do siebie – powiedziałem tak chłodno, jak tylko umiałem i wyszedłem z pokoju, śmiejąc się w duchu.

– Co?! Ale jak to? – Zerwał się na równe nogi, przez co o mało się nie przewrócił.

– O, widzę, że ozdrowiałeś w cudowny sposób. Uważaj na siebie. – Wsadziłem głowę do pokoju i uśmiechnąłem się perfidnie.

– Tobiasz, Ty sobie teraz kpisz? – Tym razem, to On się wściekał, a ja byłem całą sytuacją niesamowicie rozbawiony.

– Nie. Jakbym mógł? Michaś, uspokój się, musisz odpocząć i nabrać sił. Siadaj wygodnie, przyniosę Ci herbatkę. – Bawiłem się coraz lepiej.

– Tobiasz, co to ma znaczyć? Nie rób sobie ze mnie jaj! – Był bliski uderzenia mnie. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, padłbym trupem na miejscu. Podszedłem więc do niego i pocałowałem go, po czym szepnąłem mu do ucha:

– Jeden – zero, skarbie. – Gdy odsunąłem się trochę od niego i spojrzałem mu w oczy, nie byłem pewien czy mnie zaraz faktycznie nie uderzy, jednak, na szczęście, nic się nie stało. Staliśmy tak chwilę, po czym on westchnął przeciągle.

– Dobra, co jest do zrobienia? – zapytał nie patrząc mi w oczy. Przegrał tę bitwę.

– No, no, no. Grzeczny chłopiec. – Uśmiechnąłem się. – Byłbym wdzięczny, gdybyś mógł poodkurzać. Ja tymczasem zrobię nam jakąś kolację, okej?

– Okej, niech Ci będzie. – Poddał się, po czym spojrzał się na mnie i przymrużywszy oczy, wycelował we mnie palec. – Ale kolację poproszę do łóżka.

Zostać do ranaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz