16. Jednak jasna strona

1.8K 89 3
                                    

Po kilku minutach zaczęły pojawiać się ciemne chmury dymu.

Minęło pięć minut i byli już wszyscy.

- Nie zabijajmy nikogo! Przejmijmy Hogwart i Ministersto, ale żądźmy łagodnie, normalnie. Nie musimy być tacy jak Czarny Pan. Czy my wogóle chcemy? Nie!, no właśnie - głosiłam przemowę.

- Ja chcę! - wtrąciła się Bellatrix.

- Cicho! - krzyknęłam.

- Bo co? Trafisz mnie cruciatusem? Mamy być łagodni - zaczęła się śmiać, a z nią większość śmierciożerców.

- Cisza!!! Będziemy rządzić Hogwartem i Ministerstwem, ale nie tak jak Voldemort. Sami ustalimy prawa. Dzięki nowym ustawą nie pójdziemy do Azkabanu, a zabicie kogoś nie będzie karalne, ale sami staramy się nie torturować i nie zabijać - ciągnęłam.

- A co z tego będziemy mieć? - zapytał jeden z nich.

- Nic..., ale wolicie być ścigani przez aurorów i zginąć za sprawą demętora? - nadal przekonywałam.

- Nie łatwiej samemu napaść te dwie instytucje, a rządzić surowo i bezlitośnie! - wtrąciła Bella.

Na jej słowa rozgległy się okrzyki wiwatu, a mnie i Snapa wygwizdano i zamierzano torturować.

- Zwijajmy się - zaproponał Severus.

- Nie, muszę wiedzieć co z uczniami!
- oznajmiłam surowo.

- Gdzie uczniowie? - zapytałam.

- W Riddle Manor - odpowiedział ojciec Draco.

Szybko teleportowałam się tam ze Snapem.

- Kobieto czy ty masz okres?! Na początku chcesz rządzić i zabijać, później ustalać nowe prawa, a na końcu ratujesz uczniów, zdecyduj się!
- oburzył się.

- Nie, najpierw trzeba ostrzec szkołę przed ich atakiem, później uratujemy młodych - nie zwarzałam na słowa profesora.

Ten tylko teatralnie przewrócił oczami i machnął ręką. Już byliśmy przed wrotami zamku.

- Co z aurorami? - zwątpił.

- Nic, musimy po prostu uwarzać.

Przeszliśmy przez mosiężne drzwi i pognaliśmy do gabinetu dyrektora.

- Czekoladowe żaby - krzyknęłam.

Przeszliśmy przez drzwi, przy biurku siedział zakłopotany Dumblerdor najwyraźniej poszukując eliksirów. Gdy tylko nas zobaczył, wycelował różdżką w naszą stronę. Był spanikowany. Nie spodziewałam się tego po nim, zazwyczaj był opanowany.

- Nie zblizajcie się! Bezemnie Hogwart i wiele uczniów zginie! - krzyknął.

- Chcemy tylko pana ostrzec, śmierciożercy są coraz bliżej Hogwartu i Ministerstwa - wyjaśniłam.

- Nie wierzę wam, zdrajcy! - wrzeszczał.

- Trzeba bronić zamek! Musimy wspólnymi siłami utworzyć barierę ochronną - wtrącił się Severus.

Ogłoszono alarm. Wszyscy zebrali się dookoła budynku i zaczęli tworzyć barierę.
Po kilku minutach była gotowa. Wszyscy byli gotowi do obrony z wyjątkiem piątych klas. Nauczyciele stwierdzili, że są za młodzi na walkę o smierć i życie.

- Idziemy pomóc młodym - zwróciłam się do Snapa.

- Teraz? Musimy zostać i bronić zamku. Oni są bezpieczni, uwierz
- spojrzał na mnie z politowaniem.

- Patrz! - krzyknęłam.

W naszym kierunku zaczęła zbliżać się ciemna strona. Było ich o wiele więcej od nas.

Teraz najważniejsze osoby to:
Harry (przedewszystkim),
Ja, Dumblerdor i najwyżej Granger. Jeszcze wcześniej teleportowali się do nas rodzice niektórych uczniów. Przede wszystkim Wesleyowie.
Lubiłam ich, to bardzo mili ludzie, ale za Ronem nie przepadałam.
Z Ginny trochę wcześniej się pogodziłam. W ataku spostrzegłam również najprawdopodobniej sławnych bliźniaków! Byli strasi odemnie o rok. Niezłe przystojniaczki!

Stop! Co ja robię?! Myślę sobie o chlopakach w czasie trwania wojny?! Ależ jestem mądra!
O matko zaraz przebiją barierę!

Córka Czarnego PanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz