Po kilku minutach zaczęły pojawiać się ciemne chmury dymu.
Minęło pięć minut i byli już wszyscy.
- Nie zabijajmy nikogo! Przejmijmy Hogwart i Ministersto, ale żądźmy łagodnie, normalnie. Nie musimy być tacy jak Czarny Pan. Czy my wogóle chcemy? Nie!, no właśnie - głosiłam przemowę.
- Ja chcę! - wtrąciła się Bellatrix.
- Cicho! - krzyknęłam.
- Bo co? Trafisz mnie cruciatusem? Mamy być łagodni - zaczęła się śmiać, a z nią większość śmierciożerców.
- Cisza!!! Będziemy rządzić Hogwartem i Ministerstwem, ale nie tak jak Voldemort. Sami ustalimy prawa. Dzięki nowym ustawą nie pójdziemy do Azkabanu, a zabicie kogoś nie będzie karalne, ale sami staramy się nie torturować i nie zabijać - ciągnęłam.
- A co z tego będziemy mieć? - zapytał jeden z nich.
- Nic..., ale wolicie być ścigani przez aurorów i zginąć za sprawą demętora? - nadal przekonywałam.
- Nie łatwiej samemu napaść te dwie instytucje, a rządzić surowo i bezlitośnie! - wtrąciła Bella.
Na jej słowa rozgległy się okrzyki wiwatu, a mnie i Snapa wygwizdano i zamierzano torturować.
- Zwijajmy się - zaproponał Severus.
- Nie, muszę wiedzieć co z uczniami!
- oznajmiłam surowo.- Gdzie uczniowie? - zapytałam.
- W Riddle Manor - odpowiedział ojciec Draco.
Szybko teleportowałam się tam ze Snapem.
- Kobieto czy ty masz okres?! Na początku chcesz rządzić i zabijać, później ustalać nowe prawa, a na końcu ratujesz uczniów, zdecyduj się!
- oburzył się.- Nie, najpierw trzeba ostrzec szkołę przed ich atakiem, później uratujemy młodych - nie zwarzałam na słowa profesora.
Ten tylko teatralnie przewrócił oczami i machnął ręką. Już byliśmy przed wrotami zamku.
- Co z aurorami? - zwątpił.
- Nic, musimy po prostu uwarzać.
Przeszliśmy przez mosiężne drzwi i pognaliśmy do gabinetu dyrektora.
- Czekoladowe żaby - krzyknęłam.
Przeszliśmy przez drzwi, przy biurku siedział zakłopotany Dumblerdor najwyraźniej poszukując eliksirów. Gdy tylko nas zobaczył, wycelował różdżką w naszą stronę. Był spanikowany. Nie spodziewałam się tego po nim, zazwyczaj był opanowany.
- Nie zblizajcie się! Bezemnie Hogwart i wiele uczniów zginie! - krzyknął.
- Chcemy tylko pana ostrzec, śmierciożercy są coraz bliżej Hogwartu i Ministerstwa - wyjaśniłam.
- Nie wierzę wam, zdrajcy! - wrzeszczał.
- Trzeba bronić zamek! Musimy wspólnymi siłami utworzyć barierę ochronną - wtrącił się Severus.
Ogłoszono alarm. Wszyscy zebrali się dookoła budynku i zaczęli tworzyć barierę.
Po kilku minutach była gotowa. Wszyscy byli gotowi do obrony z wyjątkiem piątych klas. Nauczyciele stwierdzili, że są za młodzi na walkę o smierć i życie.- Idziemy pomóc młodym - zwróciłam się do Snapa.
- Teraz? Musimy zostać i bronić zamku. Oni są bezpieczni, uwierz
- spojrzał na mnie z politowaniem.- Patrz! - krzyknęłam.
W naszym kierunku zaczęła zbliżać się ciemna strona. Było ich o wiele więcej od nas.
Teraz najważniejsze osoby to:
Harry (przedewszystkim),
Ja, Dumblerdor i najwyżej Granger. Jeszcze wcześniej teleportowali się do nas rodzice niektórych uczniów. Przede wszystkim Wesleyowie.
Lubiłam ich, to bardzo mili ludzie, ale za Ronem nie przepadałam.
Z Ginny trochę wcześniej się pogodziłam. W ataku spostrzegłam również najprawdopodobniej sławnych bliźniaków! Byli strasi odemnie o rok. Niezłe przystojniaczki!Stop! Co ja robię?! Myślę sobie o chlopakach w czasie trwania wojny?! Ależ jestem mądra!
O matko zaraz przebiją barierę!
CZYTASZ
Córka Czarnego Pana
FanfictionSuzan Riddle to zła czarownica. Mści się na wszystkich. Śmierć jednej osoby to tak jak dla człowieka śmierć muchy. Nic nie warta. Jednak czego naprawdę potrzebuje? Miłości, zrozumienia? Czy jej lodowate serce się roztopi i pokocha świat czy nadal b...