Prolog II

147 25 3
                                    


Uwielbiam wakacje, mogę w końcu wstawać kiedy chcę i robić to na co mam ochotę. Najlepszym elementem jest jednak to, że nie muszę chodzić do mugolskiej szkoły. Trudno jest ukrywać moje umiejętności metamorfomaga. Jestem czarodziejką czystej krwi, moja matka pochodzi z francuskiej rodziny Moncrieffe. Ojca nie znam, bo gdy chcę czegoś się o nim dowiedzieć jestem zbywana tekstami typu "pogadamy o tym jak podrośniesz". Żyjemy w mugolskiej dzielnicy z nieznanych mi powodów. Ma to swoje zalety i wady.

- Powinnam już wstać - pomyślałam. Nie chciałam jeszcze wychodzić spod ciepłej pierzyny.

Spojrzałam na mój jasny sufit. W pokoju dominowały barwy ciepłe takie jak zieleń i pomarańcz. Na biurku leżały moje nieudane rysunki.

Nie dano mi jeszcze pospać, bo moja mama wpadła do mojego pokoju niczym burza. Niestety kazała mi zejść na śniadanie. Wsunęłam na nogi moje puchate kapcie.

Zeszłam po drewnianych schodach, z których często się wywalam. Nasz dom sprawiał wrażenie nie czarodziejskiego. Na wierzchu nie było magicznych przedmiotów. Ale tylko na wierzchu. Były one pochowane lub znajdowały się w pokojach, w których nie przyjmujemy gości.

Udałam się do kuchni i będąc na miejscu chwyciłam kanapki. Zjadłam dosyć szybko i napiłam się soku jabłkowego. Wróciłam do pokoju i uznałam, że nie będę całego dnia spędzać w piżamie i się ubiorę. Założyłam białą koszulkę i czarne spodenki. Dziś nie miałam w planie nic ciekawego, więc wyszłam na dwór.

Powiedziałam matce przed wyjściem, że będę w domu wieczorem. Plac zabaw był obok skupiska domków, w których mieszkamy. Na zewnątrz nie było nikogo znajomego. Poszłam usiąść na ławce i zaczęłam żałować, że nie wzięłam nic do czytania. Z moim wrodzonym lenistwem nie chciało mi się wracać. Pogrążyłam się we własnych przemyśleniach. Dotyczyły one tego kiedy dostanę list z Hogwartu. Nie mogłam się doczekać, lecz będę tęskniła za rodzicem i moją przyjaciółką Niną. Los nas rozdzielił bo ja jestem czarownicą, a ona mugolką. Nie mówiłam jej o istnieniu magii, bo mama mi zabroniła. Dużo razy chciałam jej powiedzieć.

Zrobiło mi się trochę smutno. Poprawiłam moje włosy, które opadły mi na twarz. Zauważyłam, że są granatowe. Tylko ja nie mam takiego koloru włosów! Siedzienie na środku placu zabaw było zbyt ryzykowne. Pobiegłam ile sił w nogach by schować się gdzieś. Za zakrętem czekał mój dom, ale na drodze stanęła pani Becker. Była to staruszka tęga i wyjątkowo wredna. To największa plotkara na osiedlu. Drżącym krokiem szłam dalej przed siebie.

- Dzień dobry - powiedziałam głosem niewiniątka.

Kobieta spojrzała na mnie sceptycznie i zrobiła dziwny grymas twarzy ale skinęła głową. Odruchowo wzięłam kosmyk włosów do ręki. Na szczęście przybrały znów swój czarny kolor. Będę jeszcze musiała się wiele nauczyć. Przeczytam jednak tą książkę o transmutacji.

☆☆☆

Schodziłam po schodach prowadzących do salonu, lecz nagle z wielką siłą coś wleciało we mnie. Oczywiście wywaliłam się.

Gdy doszło do mnie co się stało zauważyłam w ręce list. To ta pieczątka, nie ma mowy o pomyłce. To z Hogwartu! Otworzyłam szybko kopertę, wtedy moja mama zwabiona hałasem jaki spowodował mój wypadek przyszła.

- Wiedziałam, że się dostaniesz Annie! To musiało się w końcu nadejść - powiedziała uradowana.

- Nie dostałam się - odpowiedziałam ze stoickim spokojem i usiadłam na schodku z pozą filozofa.

Spojrzałyśmy się na siebie i obie wybuchłyśmy śmiechem. Pokazałam jej list i zaczęłyśmy myśleć kiedy wybierzemy się na Pokątną.

☆☆☆

Postanowiłam kupić trochę mugolskich cukierków. Wbrew pozorom są pyszne, a w magicznym świecie ich nie będzie.

Minęłam właśnie próg domu. Na zewnątrz pogoda była piękna. Słońce świeciło i było ciepło. Moje czarne włosy powiewały na lekkim wietrze.

Ruszyłam zadowolona w strone osiedlowego sklepiku. Gdy mijałam dom państwa Granger, pomachałam Hermionie czytającej książke w ogrodzie.
Nie miałam daleko więc dotarłam szybko do celu. Wykupiłam chyba pół sklepu ulubionych słodyczy. Życie nie mogło być tak piękne jak mi się zdawało i spotkałam panią Becker. Podsłuchiwała właśnie panią Granger gadającą z jakąś nieznaną mi brązowowłosą kobietą.

- ...artu. To taka specjalna szkoła z internatem - powiedziała mama Niny i Hermiony.

- Nie słyszałam o takiej - odpowiedziała ta druga.

Przez przypadek usłyszałam ten kawałek rozmowy. Za to nasza wspaniała plotkara zdawała się z przejęciem wsłuchiwać w to co mówią. Nie zainteresowałam się tematem ich dialogu.

Spotkałam kolegę z mugolskiej szkoły. Wymieniłam z nim krótkie "cześć" i szłam dalej. Gdy się tak bliżej zastanowić to widzę go ostatni raz.

☆☆☆

Postanowiłam się spotkać z Niną. Okazało się, że ona też chciała mi coś przekazać.

- Annie, chciałabym ci coś powiedzieć.

- Ja tobie też - tu się zamyśliłam - Ale mów pierwsza.

- Rodzice przepisali mnie do szkoły z internatem.

Czyli o to chodziło w tamtej rozmowie. Słyszałam, że Hermiona chodzi do takiej. Ciekawe o jaką chodzi, ale przynajmiej nie tylko ja wyjeżdżam.

- Jaka to szkoła?

- Taka katolicka - odpowiedziała lekko speszona.

- Ja też idę do szkoły z internatem - uśmiechnęłam się smutno.

Ku mojemu zadowoleniu brązowooka nie pytała o nic więcej. Reszta spotkania była w smutnym klimacie.

Wspominałyśmy nasze najlepsze przygody. Jak kiedyś podrzuciłyśmy Hermionie magazyn dla nastolatek do książki. Gdy uciekałyśmy przed futrzatym psem pani Becker i wiele innych. Widziałam, że moja przyjaciółka ma łzy w oczach. Była bliska płaczu. Ja też, ale starałam się być jej oparciem. Zawsze mówiłyśmy sobie wszystko, zwierzałyśmy się ze swoich dziecięcych problemów.

W końcu rozdzieliłyśmy się. Poszłam szybkim krokiem w stronę domu. Odwróciłam się i widziałam oddalającą się sylwetkę mojej przyjaciółki. Na pewno się jeszcze będziemy spotykać między innymi w wakacje, ale długa rozłąka może źle wpłynąć na naszą relacje. Ona znajdzie sobie nowych przyjaciół i zapomni o mnie. Ja nie będę lepsza i pewnie zrobię to samo. Najgorsze jest to, że nie będę jak miała się z nią kontaktować. Elektronika nie jest praktykowana przez magiczny świat. Sowy jej przecież nie wyślę.

Weszłam cicho do domu i zsunęłam się po drzwiach. Teraz pozwoliłam łzom płynąć. Mam nadzieję, że będziemy się jeszcze spotykać. Nino nigdy nie zapomnę o tobie, mojej pierwszej prawdziwej przyjaciółce.

☆☆☆

Wakacje się powoli kończą a ja nie mam ani jednej rzeczy do Hogwartu! Dziś miałam się wybrać z rodzicielką je zakupić. Przeteleportowałyśmy się przez kominek na ulicę Pokątną. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że spotka mnie wiele niespodzianek.

~ M

Inna Historia//HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz