Pokątna

119 23 2
                                    

Nie mogłam się doczekać tego dnia. Dnia, w którym po raz pierwszy choć trochę poznam magiczny świat. Już od samego rana byłam na nogach i się szykowałam. Moje ciemne blond włosy uczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Było dość chłodno więc założyłam zwykłe jasne jeansy i bluzkę na krótki rękaw w odcieniu pudrowego różu. Zapukałam do pokoju Hermiony.

- Jesteś już gotowa? - Zapytałam zniecierpliwiona.

- Jeszcze nie, szukam mojej szczotki, nie wiesz może gdzie jest?

- Tutaj - wskazałam na biurko zawalone książkami.

- Dzięki - Powiedziała i zaczęła czesać swoje kasztanowe włosy. Tylko trochę różniłyśmy się od siebie. Jej włosy były wiecznie napuszone. Moje były grube i też było ich dużo ale nie dawały takiego efektu i jak już wcześniej wspominałam moje to ciemny blond a jej są kasztanowe. Mamy całkiem podobne rysy twarzy. Ona ma grzywkę a ja nie, ale to akurat, każdy sobie może zrobić. Różnicę widać jeszcze po oczach. Jej są czekoladowe a moje jasno brązowe. Jeżeli chodzi o sylwetkę to również nie widać większej różnicy.

- A ty jesteś gotowa? - Zapytała moja siostra.

- Tak jeszcze tylko musimy zjeść śniadanie ale... Jak my się tam dostaniemy? Może polecimy na smoku... Albo wiem! Wyczarujesz nam skrzydła... Albo...

- Nie, nie i jeszcze raz nie - Mówiła roześmiana Hermiona - Rodzice zawiozą nas do centrum Londynu, a tam będzie przejście na ulicę Pokątną.

- To i tak super - byłam taka podekscytowana.

********

Byliśmy już w samochodzie. Patrzyłam ostatni raz na te mugolskie ulice - to znaczy niemagiczne, przynajmniej tak mi mówiła Hermiona. Gdy przejeżdżaliśmy obok domu Annie, w moim oku zakręciła się łza. Zobaczymy się dopiero w wakacje przyjaciółko...

- Nina już jesteśmy - Z zamyśleń wyrwał mnie mój tata. Wysiadłam szybko z auta po czym zobaczyłam przed sobą wielki mur. To była raczej opustoszała ulica.

- Hermiono, otworzysz?

- Już się robi! Od razu wzięła swoją różdżkę i zastukała jakoś dziwacznie w ten mur. Nagle cegły zaczęły się przesuwać tworząc przejście.

- Wow! - byłam oniemiała. To było takie super! Przeszliśmy przez otwór, po czym ceglany mur z powrotem stał się jednością. Ulica była pełna ludzi w długich, czarnych szatach. Były tu całe rodziny. Dzieci chodziły z różnymi klatkami, w których miały sowy. U nie których widziałam też koty, szczury i ropuchy. Ludzie szli środkiem szerokiej ulicy, a po prawej i lewej stronie znajdowały się sklepy,w których można było kupić rzeczy, które znajdowały się na liście dołączonej do listu z Hogwartu czyli kociołek, różdżka, kilka książek, szata i wiele innych dziwnych przedmiotów.

- Najpierw chodźmy z Niną do Ollivandera - powiedziała Hermiona.

- A co to jest? - spytałam.

- Sklep z różdżkami - oznajmiła moja siostra.

- Ale super, chodźmy tam!

Przedostaliśmy się przez tłum ludzi i dotarliśmy do sklepu. W środku akurat nie było zbyt dużo osób. Na ściane znajdowały się przeróżne różdżki o ciekawych kolorach oraz kształtach. Za ladą stał białowłosy, starszy mężczyzna.

- W czym mogę państwu pomóc? - zapytał starzec.

- Szukamy odpowiedniej różdżki dla naszej córki - powiedziała mama.

- Hmm... Kolejna panna Granger tak? Hmmm... popatrzmy ... wydaje mi się, że ta będzie odpowiednia. To tarnina, włos z ogona jednorożca, 10 i pół cala, sztywna.

Inna Historia//HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz