❇Rozdział 8❇ Okropna ulewa.

1.4K 151 21
                                    

#Joy/Ava (nadal ^^)

Straciliśmy dobre dziesięć minut na próbach teleportowania się, aż w końcu zrezygnowaliśmy z tego i postanowiliśmy iść pieszo.

Parę chwil po tym, jak ruszyliśmy przed siebie, niebo przecięła potężna błyskawica. Deszcz zaczął lać takimi strumieniami, jakby ktoś wylewał wodę z wiader. Najpierw pożar, teraz ulewa. Po prostu super.

Zaczęliśmy biec i szukać schronienia, ale nic po drodze nie spotkaliśmy. Tylko drzewa (pod którymi i tak się schować nie dało), krzaki i zarośla.

Moje włosy ociekały wodą, nie mówiąc o ubraniu. Spojrzałam na Kaydeena. Był przemoczony do suchej nitki, tak samo jak ja. Niby miałam jakieś rzeczy na zmianę, ale przecież teraz nie przebiorę się w nie.

W czasie tej wędrówki nie rozmawialiśmy. Niemożliwe było powiedzenie czegokolwiek, gdyż od razu po otwarciu ust, woda się do nich wlewała.

Po kilkunastu minutach wyszliśmy z lasu na całkiem dużą łąkę, którą przecinała dość szeroka rzeka. W tym miejscu dało się przez nią przejść tylko po kamieniach, które znajdowały się teraz głęboko pod wodą, gdyż (jak już można się domyślić) podniósł się jej poziom, a brodzić raczej nie chcieliśmy z uwagi na silny prąd (co było dziwne, bo na tym odcinku powinien być spokojniejszy). Niestety nadal lało jak z cebra.

Obróciłam głowę w stronę Kaydeena, a gdy ten poczuł mój wzrok na sobie, powiedział z trudem:

- Nie...p-przejdziemy...t-tędy...Musimy...dojść...d-do...mostu,...jest...t-trochę...d-daleko...

Nagle pewna myśl przemknęła mi przez głowę. Mianowicie taka, że ktoś specjalnie utrudniał nam dojście do Działu Kontroli. W tamtym momencie chciałam, aby ten deszcz był tylko zbiegiem okoliczności. Postanowiłam jednak zostawić te rozmyślania na później. Podeszłam do elfa i skinęłam głową na znak, że jestem gotowa do dalszej wędrówki, po czym zaczęliśmy iść wzdłuż brzegu.

#Kaydeen (btw, dawno nie było części opowieści z jego perspektywy)

Tak duży opad deszczu sprawił, że woda zalała kamienie, tworzące najlepsze skróty przez tą rzekę. Byliśmy zmuszeni pójść okrężną drogą i dotrzeć do mostu, który niestety znajdował się dość daleko. Po jego drugiej stronie była już Kraina Ognistych Elfów, leżąca obok Gardenii. To mnie najbardziej martwiło, gdyż zawsze jacyś strażnicy pilnowali, kto przekracza granicę Redmontu. Na razie nie mówiłem o tym Avie, ale musiałem ją jakoś zamaskować.

Gdy spojrzałem na dziewczynę, cała się trzęsła z zimna i szczękała zębami, więc zdjąłem z siebie mój płaszcz, który nie nasiąkał tak mocno wodą i okryłem ją. W jej oczach widziałem wdzięczność.

Nagle wpadłem na pewien pomysł, który powinien pomóc nam przejść spokojnie przez most bez obawy, że Ava zostanie rozpoznana jako Biały Elf. Mi raczej nie powinno się nic stać, bo jak na razie Ogniści nie próbują zgładzić Zielonych Elfów, no chyba, że nadarza się okazja, kiedy znajdą jakiegoś z ocalałym (Białym). Tak więc poleciłem jej, aby włożyła swoje włosy głęboko po płaszcz, a kaptur nasunęła bardziej na oczy.

- C-co się d-dzieje? Cz-czemu mam schować włosy? - zapytała mnie z wyczuwalnym lekkim strachem w głosie.

- Zaraz zobaczysz.

Właśnie dochodziliśmy do mostu. Już z daleka zobaczyłem dwie sylwetki w czerwonych strojach. To oni, strażnicy.

Byliśmy teraz kilka kroków przed nimi. Stali na środku przejścia. Zauważyłem, że zaczęli dyskutować między sobą o tym, czy dać nam dalej iść, czy nie.

Gdy podeszliśmy już do nich, jeden przyglądał nam się podejrzliwie, a drugi powiedział oschle:

- Czemu chcecie tędy przejść? Jak wy się nazywacie?

Szukałem w głowie jakichś sensownych odpowiedzi, aż w końcu znalazłem.

- Ja, T-tallion i m-mój brat, T-tiglion.. - zacząłem (z trudem, bo woda nieubłaganie wlewała mi się do ust, dziwne było to, że im nie przeszkadzała), ale przerwał mi ten, co nic nie mówił:

- Czemu on ma tak mocno nasunięty kaptur na twarz? Mów!

- A nie widzi pan jaka pogoda? Przecież się można rozchorować. My musimy tędy przejść, bo...

W tym momencie zerwał się potężny wiatr i sprawił, że spod kaptura Avy wydostał się jeden kosmyk białych włosów. Kiedy strażnicy to zauważyli, jeden z nich szybkim ruchem ręki zsunął okrycie z jej głowy, a drugi zapytał:

- Czy to nie ci , co byli blisko Smoczej Polany?

- Dokładnie oni. - odpowiedział mu jego kompan i zaczął naprężać swój łuk, wymierzając w dziewczynę. Nie mieliśmy żadnych szans na ucieczkę, bo i tak by nas zestrzelili. Pozostało tylko czekać na rychłą śmierć.

Już miał wypuszczać strzałę, kiedy nagle padł na ziemię, a ja zobaczyłem inną, wbitą w jego plecy. Drugi strażnik obrócił się do tyłu, wyciągając przy tym swój łuk, ale nie był przygotowany na to, że i w niego ktoś celował. Zatoczył się i upadł głośno na ziemię. Staliśmy jak wryci. Popatrzylem na Avę. Chyba niecodziennie miała taki widok, bo była przerażona.

Zacząłem szukać wzrokiem osoby, która nas uratowała. Po chwili ją zauważyłem. Stała kilkanaście kroków przed nami, miała na sobie czerwony płaszcz, znak Redmontu. Jej włosy były ognistoczerwone, co było normalne u elfek (dop.aut nie wiem czy dobrze to odmieniłam xd), bo tylko mężczyźni mieli czarne włosy. Nie wiedziałem czy mógłbym jej zaufać, ale jak do tej pory nas nie zabiła, to chyba nie chce tego robić.

Złapałem Avę za ramię i pomogłem jej przejść obok leżących nieżywych strażników. Nadal była w ciężkim szoku. Gdy doszliśmy do elfki, ona uśmiechnęła się do nas i powiedziała z łatwością:

- Nie musicie się mnie bać, nic wam nie zrobię. Nie uczestniczę w tym całym polowaniu na Białych, mimo, że pochodzę z Redmontu. A tak poza tym jestem Sarmina.

Kiedy się przedstawiła, ulewny deszcz przestał padać.

*****

Przepraszam, że wczoraj nie dodałam tego, ale wolałam poczekać do rana I spokojnie dopisać i sprawdzić. Ale nie martwcie się, dzisiaj też będzie rozdział. :) No i mam nadzieję, że ten już mi wyszedł lepiej od poprzedniego(tak poza tym to poprawiłam trochę ten wcześniejszy, możecie zajrzeć) Pozdrawiam! ^^

Całkiem inna historia o smokach i elfachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz