Rozdział 10

3.7K 283 19
                                    

- Zostaw mnie, błagam! – Obudził mnie pisk dziewczyny. Od razu zerwałam się do siedzącej pozycji i rozejrzałam się po pokoju. Pierwsze musiałam przypomnieć sobie, gdzie byłam, a kiedy to zrobiłam przeniosłam wzrok na łóżko. Dziewczyna na nim leżała, oczy miała zamknięte i poruszała się niespokojnie.
- Proszę, nie rób tego – błagała. Szamotała się jakby chciała od kogoś uciec. Bez zastanowienia zerwałam się na nogi i pokonałam dzieląca nas odległość.
- Camz, obudź się – powiedziałam i potrząsnęłam delikatnie jej ciałem. Jej twarzy była mokra od potu i zaciskała mocno powieki. Cokolwiek jej się śniło, musiało być dla niej uciążliwe.
- Błagam! – zawołała drżącym głosem.
- To tylko sen, Camila. Musisz się obudzić – powiedziałam już o wiele głośniej. Potrząsnęłam mocniej jej ciałem, a ona w końcu otworzyła oczy.
- Lauren? – zapytała spanikowana. Oczy zaszły jej łzami, a ja usiadłam na skraju łóżka i chwyciłam jej dłoń.
- To był tylko sen, Camz – zapewniłam. – Jestem przy Tobie, nic Ci nie grozi –wyszeptałam i otarłam kciukiem kilka pojedynczych łez, które zdążyły już wypłynąć.
Dziewczyna pokiwała głową i jednym ruchem przyciągnęła mnie do siebie. Niemalże się na niej położyłam, ale w ostatnim momencie podparłam się na ręce.
- Proszę, nie idź nigdzie. Nie teraz – wyjąkała wystraszona.
- Jestem tutaj. Powiedz mi tylko co mam zrobić.
- Przytul mnie – poprosiła. Kiwnęłam głową i tym razem to ja przyciągnęłam ją do siebie. Usiadła na moich kolanach i wtuliła się w zagłębienie w mojej szyi. Kurczowo zaciskała dłoń na koszulce, którą miałam ubraną. Czułam i słyszałam, że płacze. Objęłam ją mocniej i zaczęłam kojąco głaskać ją po plecach, by dodać jej trochę otuchy.
- Nienawidzę go – wyszeptała cicho.
- Kogo?
- Tego, kto mi się śni – odparła i pokręciła głową. – Przepraszam, że Cię obudziłam.
- Camila, nie masz za co przepraszać – westchnęłam. – Musisz spróbować zasnąć.
Bez słowa kiwnęła głową i wyszła z moim objęć. Położyła się z powrotem na łóżku i spojrzała na mnie. Sięgnęła po moją dłoń i splotła nasze palce, co wywołało przyjemne uczucie.
- Posiedzisz chwilę?
- Dopóki nie zaśniesz – zapewniłam. Odważyłam się i nachyliłam, by pocałować jej czoło. Uśmiechnęła się szeroko i przewróciła na prawy bok wciąż trzymając moją rękę. Nie potrafiłam się powstrzymać i zagryzłam wargę. Z nikim nigdy nie pragnęłam takiej bliskości jak z nią, naprawdę. To było dla mnie nowe i nieznane uczucie, ale bardzo mmi się podobało. Chciałam częściej czuć jej dłonie na swoich, nasze splecione palce.
Czy ja pierwszy raz coś poczułam?

*

- Znów was tutaj widzę! – zawołała wesoło Sam. Uśmiechnęła się szeroko na widok naszej dwójki i wyszła zza lady. Przytuliła Camilę i bez wahania zrobiła to samo ze mną. Nawet nie zdążyłyśmy się odezwać, a ona ponownie była za ladą przy automacie. 
- To co ostatnio? – zapytała.
- Dzień dobry. – Zaśmiałam się, a Camila do mnie dołączyła.
- Cześć, Sam – powiedziała i kiwnęła jej głową.
- Och, tak. Witajcie – odparła zmieszana, ale szybko na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech.
- To samo – poprosiła Camila i pociągnęła mnie za rękę w stronę stolików. Usiadłyśmy przy tym, co ostatnio. Od razu ściągnęłam kurtkę i oparłam się o oparcie krzesła. Była dwunasta, a ja wciąż nie wróciłam do domu. Na razie nikt nie dzwonił, widocznie nikt nie zauważył mojej nieobecności, albo przestali się mną interesować. Druga opcja była mi bardziej na rękę.
Spojrzałam na dziewczynę, która siedziała przede mną. Popatrzyłam w jej oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. Po tym jak zasnęła wtulona w moją rękę, nie obudziła się ani razu. Siedziałam całą noc przy niej, by upewnić się, że nic ją już nie będzie dręczyć. I tak się nie stało. Ona była przynajmniej wyspana i miała dobry nastrój. Ja dzięki niej chociaż się uśmiechałam.
Patrzyłyśmy na siebie przez dłuższy czas. Nawet się nie odezwałyśmy, po prostu patrzyłyśmy sobie w oczy uśmiechając się. Przy niej nie musiały padać żadne słowa, aby cisza nie była niezręczna. To był taki typ człowieka, przy którym mogłabym cały dzień siedzieć w ciszy, czytać książkę lub po prostu na nią patrzeć.
- Proszę bardzo. – Naszą ciszę przerwała Sam. Postawiła przed nami kubki z kawą i wytarła dłonie w fartuch. – Mam nadzieję, że moja kawa Ci zasmakowała, Lauren.
- Najlepsza jaką piłam – powiedziałam od razu i obdarowałam kobietę szczerym uśmiechem. Odwzajemniła go od razu, kiwnęła głową i odeszła.
Posłodziłam dwie łyżeczki cukru i zaczęłam mieszać. Następnie uniosłam kubek i napiłam się rozkoszując się smakiem tego wspaniałego napoju.
- Mogę Cię o coś zapytać? – Dziewczyna wzięła kubek w obie dłonie i przyłożyła go do ust. Bez słowa kiwnęłam głową.
- Tylko nie chcę wyjść na ciekawską czy wścibską.
- Pytaj o co tylko chcesz – powiedziałam i machnęłam ręką. W głębi duszy wiedziałam o co zapyta, ale o dziwo nie byłam tym zdenerwowana, wręcz przeciwnie. Czułam wewnętrzny spokój, który nie zdarzał mi się często. Nie wiedząc dlaczego, ufałam jej. Znałam ją tydzień i miałam dobre przeczucia, co do niej. Do tego myślę, że dzisiejsza noc, gdy pomogłam jej się uspokoić, a ona zasnęła przytulając się do mojej dłoni, zbliżyła nas. Byłam pewna, że jako jedyna z jej otoczenia wiedziałam, że śni się jakiś mężczyzna, którego nienawidzi.
- Ten mężczyzna z wczoraj..
- To mój ojczym – przerwałam jej i napiłam się ponownie kawy. – Przykro mi, że musiałaś go poznać.
- Akurat cieszę się, że tam byłam.
- Co? – Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. Kto normalny by się cieszył? Mi było okropnie z wiedzą, że widziała mnie w takiej sytuacji; gdy byłam wściekła i gotowa do zaatakowania człowieka, który zniszczył mi życie. Mi i mojej siostrze. O matce nawet nie wspomnę, bo ją sobie okręcił wokół małego paluszka i była na każde jego zawołanie. Była tak nim zauroczona, że przestała wierzyć własnemu dziecku, a drugie zmusiła do kłamstwa. Nienawidziłam swojej matki.
- Pomogłam Ci się uspokoić i nie zrobiłaś niczego głupiego.
- Ach, tak. – Kiwnęłam głowa i uśmiechnęłam się. – Dziękuję, że wtedy przy mnie byłaś.
- Zawsze będę, jeżeli tylko tego chcesz – wyszeptała i napiła się kawy. Jej słowa naprawdę wiele dla mnie znaczyły. Gdy tylko to powiedziała, zrobiło mi się cieplej na sercu. Nie miałam pojęcia dlaczego ona tak na mnie działała.
- Chciałaś zapytać tylko o to? – chrząknęłam i poprawiłam się na krześle. Ten temat był dla mnie niewygodny i najchętniej wszystko, co związane z tym człowiekiem usunęłabym z pamięci, ale chciałam zaspokoić jej ciekawość. Chciałam, by wiedziała, że jej ufam, może to ją skłoni do otwarcia się przede mną. Oczywiście, nie miałam zamiaru wyjawiać jej teraz wszystkich szczegółów z mojej przeszłości, ale mogłam odpowiedzieć na kilka pytań, prawda?
- Nie. – Pokręciła głową – To przez niego tutaj jesteś?
- Tak – odparłam bez zastanowienia. Spuściłam wzrok i zacisnęłam mocno dłonie w pięści, gdy tylko do mojej głowy wdarł się obraz z tamtego dnia.
W tamtym momencie mój cały wewnętrzny spokój się ulotnił i zastąpił go gniew.
- To przez niego i moją matkę jestem jaka jestem – syknęłam do samej siebie. W sumie, nie mogłam go aż tak obwiniać. To ona dopuściła do jego ingerencji w moje życie i nic nie robiła z tym, gdy się powoli staczałam. To ona przestała mi okazywać jakiekolwiek uczucia czy też poświęcać czas. Byłam sama z siostrą, gdy ona brała nadgodziny, albo wychodziła, by kogoś poznać.
Kiedy przyprowadziła jego, skończyło się wszystko. Nawet wolność. Nie miałam życia we własnym domy przez niego. Dzień bez kłótni lub pobicia się z nim nie był normalnym dniem. Po czasie się przyzwyczaiłam, a to wszystko weszło w codzienną rutynę.
Dlatego po czasie prawie w ogóle przestałam przebywać w domu. Siedziałam całymi dniami albo u Mani, albo w parku ze znajomymi. Jedyne po co tam wracałam, to po to, by zobaczyć Taylor. Nic więcej. Nie miałam szacunku ani do mojej matki, ani do niego. Raz nawet wykrzyczałam mu to prosto w twarz, następnie na niego splunęłam i wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
Zniknęłam na cztery dni. Wtedy wmieszałam się w narkotyki i najgorsze imprezy w Miami. Większości nawet nie pamiętam. Tamten rok był dla mnie najgorszy, a kiedy z tego wszystkiego wyszłam, wylądowałam tutaj.
- Jesteś wspaniała – powiedziała cicho wyrywając mnie tym z małego zamyślenia. Spojrzałam na nią przelotnie i spuściłam wzrok. Nie potrafiłam spojrzeć w jej czekoladowe oczy.
- Nie. Jestem okropną osobą.
- Nie dla mnie – zaprzeczyła od razu i sięgnęła swoją dłonią po moją. Ścisnęła ją delikatnie, co dodało mi otuchy, ale i tak nie zmieniło mojego zdania.
- Właśnie. – Kiwnęłam głową. – Tylko dla Ciebie jestem inna i nie mam pojęcia dlaczego – wyrzuciłam z siebie. – Na pewno słyszałaś plotki, dlaczego Ty wciąż brniesz w tą znajomość? – mówiłam z pretensją w głosie. Naprawdę nie rozumiałam jakim cudem ona wciąż ze mną rozmawiała i spędzała czas. Byłam człowiekiem, który wszystko potrafił zniszczyć. Wszystko i wszystkich. Nie chciałam, aby i ona znalazła się na tej liście osób.
- Może tego nie widzisz, ale – zaczęła i pogładziła kciukiem wierzch mojej dłoni – jesteśmy takie same.
- Co?
- Obie zniszczone przez ludzi, obie mające złe zdanie o sobie.
- Obie mające koszmary – dodałam.
- Obie samotne – wyszeptała i mocniej ścisnęła moją dłoń. Pierwszy raz od dłuższego czasu spojrzałam w jej oczy. W tamtym momencie wiedziałam, że na sto procent mnie zrozumie i nie zostawi. Była naprawdę podobna do mnie. Oczywiście wiele nas różniło, ale obie byłyśmy tak samo skrzywdzone.
Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam jej uścisk. Ponownie nastała cisza, która mi nie ciążyła. Lubiłam patrzeć w jej piękne oczy, bez słowa. Po prostu się wpatrywać i nawet nie myśleć o niczym innym. Jej oczy były dla mnie niczym inny świat, w którym mogłabym zostać już na zawsze. Gdy tylko w nie patrzyłam zapominałam o wszystkim co złe i rozkoszowałam się chwilą. Wszystko wokół znikało i byłam tylko ja i ona. Nie miałam pojęcia dlaczego tak się działo - nigdy tak nie miałam. Camila była pierwszą taką osobą. Nie dość, że potrafiła mnie uspokoić i sprawić, by moje zmartwienia chociażby na chwilę zniknęły, to potrafiła wywołać u mnie jakiekolwiek uczucie, a bałam się, że one całkowicie zniknęły już kilka lat temu.
Naprawdę przy niej nie byłam tylko inna, ale i czułam się inaczej. Chciałam być lepsza, taka, abym była dla niej wystarczająca, która nie przyniosłaby jej problemów.
- Przejdziemy się na spacer? Pokażę Ci jedno miejsce – zaproponowała. Kiwnęłam głową i niechętnie puściłam jej dłoń.
Obie wstałyśmy, pożegnałyśmy się z Sam i wyszłyśmy z budynku.
- Gdzie chcesz iść? Mam nadzieję, że nie zaciągniesz mnie do krzaków i nie zadźgasz tą plastikową łyżeczką. – Zaśmiałam dźgając ją lekko w bok.
- Tak właściwie to chciałam prawdziwą łyżką, ale skoro wolisz tak. – Wzruszyła ramionami i napiła się kawy.
Zaśmiałam się jeszcze głośniej i nałożyłam kaptur na głowę.
- A tak poważnie?
- To myślisz, że to nie było na poważnie? – Uniosła pytająco brwi i pokręciła głową. – Ci ludzie to jacyś niepoważni są – wyszeptała sama do siebie. Wybuchłam głośnym śmiechem, a ona po krótkiej chwili do mnie dołączyła.
- Pokażę Ci moje ulubione miejsce – odparła po chwili i spojrzała na mnie z uśmiechem. – Jeżeli kiedykolwiek nie pojawię się w szkole i nie będę odbierać telefonu, to będziesz wiedziała, gdzie mnie szukać.
- Na pewno chcesz, żebym znała Twoje miejsce?
- Tak – odparła od razu. – Jesteś jedyną osobą, która je pozna.
- Dlaczego?
- Nie wiem. – Zaśmiała się i wzruszyła ramionami. – Jesteś inna niż moje przyjaciółki.
- Inna?
- Nie irytująca – wyjaśniła, a ja zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią. – To nie tak, że ich nie lubię, o nie. One po prostu dużo pytają, mało rozumieją. Dla mnie to w ogóle nie jest przyjaźń, jeżeli one nie widzą tego, że kłamię.
- Ja widzę.
- Tak?
- Kłamiemy w podobny sposób. Swój swojego wyczuje. – Uśmiechnęłam się i schowałam lewą dłoń do kieszeni, a w prawej wciąż trzymałam kubek z kawą.
- Widzisz, to Cię chociażby z nimi różni. – Kiwnęła głową i napiła się kawy. – Do tego z Tobą mi się lepiej rozmawia.
- Doprawdy? – Uniosłam brwi i spojrzałam na nią.
- Tak. Ty przynajmniej nie mówisz cały czas o modzie i o tym, co kto ma ubrane.
- O nie – jęknęłam i zakryłam twarz dłonią. – A widziałaś buty, w których była ostatnio Jen?
- Jaka Jen? Co?
- Nie wiem, wymyśliłam. – Obie wybuchłyśmy śmiechem. Zerknęłam na nią kątem oka i zagryzłam wargę gdy zobaczyłam jak marszczyła nos przy śmianiu się. Do tego sam dźwięk jej śmiechu sprawiał, że byłam w lepszym nastroju. Od kiedy tylko pierwszy raz go usłyszałam, postanowiłam sobie, że będę rozśmieszać ją częściej i jak na razie dobrze mi to wychodziło.
- Wracając – powiedziała, gdy trochę się opanowała. – Jesteś inna, dlatego chcę Ci pokazać to miejsce.
- Ufasz mi. – Bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Spojrzała na mnie, uniosła brwi ku górze i zagryzła dolną wargę. Cholera. Ona była ideałem.
- Po czym tak twierdzisz?
- Chociażby po tym, że pokażesz mi to miejsce. – Zaśmiałam się i pokręciłam głową. – Zresztą po wielu rzeczach mogę to stwierdzić. Mam wrażenie, że wiem więcej niż Twoi znajomi, którzy znają Cię lata.
- Zastanawia mnie to.
- Niekiedy łatwiej jest zaufać nowo poznanym ludziom, niżeli tym, których zna się lata. Często oni mają całkowicie inny punkt widzenia i potrafią lepiej doradzić. Tak przynajmniej mi się wydaje i tak słyszałam.
- Od kogo? – zapytała zaciekawiona. Napiłam się kawy i westchnęłam, gdy okazało się, że to był ostatni łyk. Odeszłam na kilka kroków, by wyrzucić puste opakowanie do kosza na śmieci i wróciłam do niej. Wsadziłam obie dłonie do kieszeni i spojrzałam przed siebie.
- Normani opowiadała mi kiedyś, że było jej źle, bo coś tam się stało – wzruszyłam ramionami – i wracała wtedy do domu z wakacji u babci. Zaczepiła jakąś dziewczynę w autobusie i jej o wszystkim powiedziała. Jak się okazało doradziła jej bardzo dobrze i do dzisiaj utrzymują kontakt.
- Nasz przypadek jest nieco inny, ale podobny – stwierdziła, na co kiwnęłam jedynie głową. Cieszyłam się cholernie, że tamtej nocy spotkałyśmy się na plaży i zaczęłyśmy rozmawiać. W sumie to ona zrobiła pierwszy krok, bo ja zapewne bym ją zignorowała i poszła gdzieś indziej. Ona jednak zrobiła inaczej za co byłam jej dozgonnie wdzięczna. Nie byłoby tego wszystkiego teraz, gdyby nie ona. Moje postanowienie poprawy zapewne też by nie powróciło i stałabym się taka jak kiedyś i wylądowałabym w szybkim czasie w ośrodku, a tego naprawdę nie chciałam.
Z Camilą u boku podczas każdej nocy było mi lepiej. Nie czułam takiej samotności jak kiedyś i potrafiła ze mną rozmawiać na inne tematy niż moja przeszłość. W sumie rozmawiałyśmy o wszystkim tylko nie o tym. Ona wiedziała, że dla mnie to ciężki temat, a ja wiedziałam, że dla niej ciężkim są jej przeżycia. Miałam jedynie nadzieję, że kiedyś zaufa mi na tyle, aby mogła mi się wyżalić. Nie chciałam, by trzymała to w sobie, bo to tylko niszczy człowieka. Każdy powinien mieć kogoś z kim mógłby porozmawiać. Samo wyrzucenie z siebie robi wiele.
Wiedziałam o tym, więc dlaczego tego nie praktykowałam i byłam zamknięta w sobie? Nie miałam pojęcia. Byłam pewna, że Mani wysłuchałaby mnie na każdy temat, ale chyba obawiałam się, że by mnie tak nie zrozumiała jakbym chciała i powiedziała zwykłe: 'idź z tym na policję'. Tylko minus był taki, że sama byłam notowana i nikt by mi nie uwierzył.
Wyciągnęła prawą dłoń, by poprawić kaptur, który powoli ześlizgiwał mi się z głowy, gdy poczułam jej dłoń na swojej.
- Co Ci się stało? – zapytała wskazując na moje kostki. Były obdarte i wciąż sine po ostatnim kontakcie ze ścianą, ale po wczorajszym ponowie mi spuchły.
- Wczoraj uderzyłam takiego kolesia – odparłam i speszyłam się, gdy poczułam jak jej kciuk powoli zaczął robić kółeczka na mojej dłoni. To było przyjemne, oczywiście, ale nie przywykłam do tego.
- Kiedy? Gdzie byłam?
- Spałaś – prychnęłam. Wciąż mnie zastanawiało jak ona mogła zasnąć w pomieszczeniu pełnym pijanych i naćpanych ludzi, co drugi człowiek się bił, a muzyka był tak głośna, że czułam wibracje basu na stopach.
- Zasłużył? – zapytała i zagryzła ponownie wargę.
- Tak – odpowiedziałam bez zastanowienia. Od razu przypomniałam sobie sytuację z nocy i to jak do mnie wystartował z pięściami. Skoro wiedział jak się nazywam, powinien również doinformować się o tym, że potrafię oddać i nie należę do tych bezbronnych.
- Dlaczego Ty nigdy nie pytasz? Nie ciekawi Cię to? – Odwróciłam głowę w jej stronę.
- Oczywiście, że ciekawi. – Oblizała wargi i również na mnie spojrzała. – Ale nie sądzę, że jesteśmy na tym etapie znajomości.
- Jakim? – Zmarszczyłam brwi.
- Jeszcze się nie przyjaźnimy tylko do tego dążymy – wyjaśniła. – Chyba, że Ty...
- Chcę – przerwałam jej. Dobrze wiedziałam, co chciała powiedzieć i nawet nie chciałam słyszeć, że o tym mówi. Czy chciałam przyjaźni z nią? Oczywiście, że tak. Chciałam się do niej zbliżyć na ile tylko będę mogła i być tą osobą, która otrze każdą jej łzę. Chciałabym być tą, po którą zadzwoni w trudnych chwilach. Chciałabym po prostu przy niej być.
- Czyli dążymy do przyjaźni? – upewniła się.
- Będziemy najlepszymi przyjaciółkami na świecie! Będziemy kupować razem różowe ubranka i chodzić na popołudniową herbatkę.
- Popołudniową herbatkę? – Zaśmiała się i pokręciła głową.
- No co, nie mam pojęcia, co takie przyjaciółki robią. – Skrzywiłam się. Niby miałam Normani, ale my nie robiłyśmy tych typowych rzeczy. Ja wolałam iść na imprezę, albo brać udział w wyścigach na motorze. Nasza przyjaźń opierała się głównie na leczeniu mojego kaca u niej w domu.
- Wszystkiego Cię nauczę.
- Aż się boje
- Spokojnie – Uśmiechnęła się. – W sobotę na szesnastą kosmetyczna, a o osiemnastej fryzjer. Później kolacja u mojej starszej sąsiadki z jej wnukami, którzy mają po dwa lata. Co Ty na to? – zaproponowała. Zatrzymałam się wpół kroku i spojrzałam na nią przerażona. Odwróciła się w moją stronę i popatrzyła na mnie pytająco.
- Ty tak poważnie? – zapytałam. Czy naprawdę tak wyglądały jej dni?
- No tak, a myślisz, że co? Żartuję?
- No.. Jeżeli chcesz to możemy tak.
- Przestań – przerwała mi i zaśmiała się. – Nie jestem tym typem lasek, spokojnie.
- Uf – odetchnęłam, na co ona ponownie zareagowała śmiechem. – To co robisz przykładowo w soboty?
- Kiedy w końcu się obudzę trochę ogarniam w swoim pokoju i zazwyczaj cały dzień leże w łóżku czytając książkę albo oglądając filmy. – Wzruszyła ramionami. – Nie mam jakiegoś ciekawego życia.
- Właściwie to Ci zazdroszczę – stwierdziłam.
- Czego? Nudnego życia?
- Chciałabym móc tak spędzać dni.
- Teraz, jak się przeprowadziłaś wciąż nie możesz?
- Niby mogę, ale jeszcze nie przyzwyczaiłam się do mieszkania tam. Nie czuję tego w ogóle.
- To wpadaj do mnie w soboty. To może być nasz taki mały rytuał – zaproponowała i uśmiechnęła się. Wyrzuciła swój kubek po kawie i spojrzała ponownie na mnie. Kiwnęłam głową i zagryzłam wargę. Na takie coś mogłam się zgodzić. Sama myśl o tym, że mogłabym spędzać z nią chociażby jeden pełny dzień w tygodniu sprawiał, że miałam ochotę skakać ze szczęścia. Co mnie tak do niej ciągnęło?
- Chodź. – Pociągnęła mnie za dłoń w lewo. Weszłyśmy na nieco bardziej zaniedbaną ścieżkę, skręciłyśmy ponownie w bok i usiadłyśmy na pierwszej lepszej ławeczce. Dziewczyna pociągnęła nogi i objęła je ramionami.
- Nie wiem dlaczego, ale kocha,m to miejsce. Lepiej mi się tutaj myśli.
- Coś ma w sobie – zgodziłam się i zaciągnęłam świeżym powietrzem. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się. Siedziała z zamkniętymi oczami i rozkoszowała się chwilą.
Może to dobrze, że tamtego dnia to się wydarzyło i wylądowałam tutaj?
Może jest jeszcze na mnie jakaś szansa? Chociażby mała nadzieja na to, by było lepiej? 

---------------------

Wyrobiłam się z rozdziałem nieco szybciej, więc wstawiam dzisiaj :D 

Co sądzicie? 

Mam nadzieje, że chociaż trochę umiliłam wam dzisiejszy wieczór! 

Miłego tygodnia i nie zapomnijcie o uśmiechach! 

tt: Unbroken_18

Impossible / Camren Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz