Rozdział 34

2K 213 11
                                    

Camila POV

- Jesteś już gotowa? – Z dołu usłyszałam krzyk mamy. Westchnęłam głośno i pokręciłam głową. Od tygodnia woziła mnie do szkoły. Każdego ranka o tej samej godzinie wsiadałam z nią do samochodu. Nie chciała nawet słyszeć o tym, że pojadę z Dinah, a nie daj Boże z Lauren. Nie mogłam doczekać się tego aż w końcu wyjedzie, ale wcale się na to nie zapowiadało. Wzięła kolejny tydzień wolnego i codziennie opowiadała mi o tym, co chciałaby ze mną zrobić. Słabo mi się robiło na myśl o wszystkich następnych kolacjach z Calebem i jego rodzicami. Nie chciałam ani tego, ani zakupów z nią czy czegokolwiek innego. Ona mnie straciła bezpowrotnie już kilka lat wcześniej, gdy zamiast spędzania ze mną czasu wybrała pracę. Gdy zdawała się nie zauważać tego, co robił ze mną ojciec; jak mnie wykańczał. Ona była dla mnie niczym obcy człowiek.

Poprawiłam plecak i zbiegłam po schodach na parter. Ona czekała już z okularami na nosie w progu drzwi, a jak mnie zobaczyła to postukała palcem w zegarek, który miała na lewej ręce i wyszła z domu. Ubrałam szybko czarne nike i wyszłam trzaskając drzwiami. Wsiadłam do jej auta, a ona od razu odjechała. W aucie od razu rozległ się głoś mężczyzny z radia. Było kilka minut przed ósmą, więc zapowiedział ogłoszenie wiadomości.

- Jak tam ta dziewczyna? – zapytała z kpiną.

- Jaką?

- Tą w której jesteś zakochana.

- Nijak – skłamałam i odwróciłam głowę w stronę szyby. Chciałam powiedzieć jej prawdę. Opowiedzieć o moim odwzajemnionym zakochaniu, szczęściu i niektórych problemach. Ale nie mogłam. Nawet, gdybym była zakochana w chłopaku, nie potrafiłabym. Była między nami za duża przepaść, której nie dało się odbudować po tylu latach. Ona to zniszczyła. Pamiętam jak wielokrotnie dzwoniłam do niej z jakimkolwiek problemem to albo odzywała się poczta głosowa, albo odbierała i nawet nie dała dojść mi do słowa, bo od razu mówiła 'oddzwonię'. Traktowała mnie tak jakbym była jednym z jej pracowników, a nie córką.

- I dobrze – powiedziała i pokiwała głową. – Powinnaś zająć się Calebem.

- Tym, który mnie uderzył?

- Nie przesadzaj! Na pewno tego nie zrobił – oburzyła się i spojrzała na mnie kątem oka. Gdyby mogła, zabiłaby mnie. Dlaczego ona uważała, że on jest ideałem tylko ze względu na to przyjaźniła się z jego rodzicami? Może oni byli w porządku, ale na pewno nie on.

- Kiedy wracasz do pracy? – zapytałam chcąc jak najszybciej zmienić temat.

- Jeszcze nie wiem. A co? – Uniosła pytająco brwi. – Chcę spędzić z Tobą jak najwięcej czasu, a Ty co? Mogłabyś chociaż docenić.

- Nie przywykłam do Ciebie w domu – przyznałam i zaczęłam bawić się palcami. Na szczęście byłyśmy blisko szkoły, a miałam złe przeczucia, co do toczącej się rozmowy.

- Nie przywykłaś? Jestem Twoją matką! – Uniosła głos, przez co od razu się wzdrygnęłam. Nienawidziłam, gdy ktoś na mnie krzyczał.

- Karla, nie wiem co się ostatnio z Tobą dzieje. Jak Ty się do mnie odzywasz?

- Ale o co Ci chodzi? – Spojrzałam na nią. Zatrzymała się na parkingu szkolnym. Na szczęście trwała jeszcze pierwsza lekcja, więc nikogo nie było w pobliżu. – Przestałam dla Ciebie istnieć jak miałam... siedem lat? Osiem? Miałaś mnie w dupie. Nie zauważałaś, że ojciec mnie wykańcza. Liczyła się dla Ciebie tylko praca, a teraz co?

- Chciałam, żebyś miała wszystko! – krzyknęła i uderzyła pięścią w kierownicę. – Wszystko czego ja nie miałam.

- Wiesz co? – Spojrzałam na nią. W moich oczach pojawiły się łzy. – Wolałabym matkę w domu i mieć mniej pieniędzy niż jakąś zimną sukę – syknęłam. Ona bez chwili zastanowienia wymierzyła cios z otwartej dłoni w moją twarz. Nie czekałam na nic. Wzięłam torbę i wyszłam z auta mocno trzaskając drzwiami. Ona odjechała z piskiem opon, a ja ruszyłam w stronę parku. Wiedziała, że Lauren tam będzie o tej porze. Za dziesięć minut miał zadzwonić dzwonek na przerwę, więc na pewno była na papierosie. Zawsze tam chodziła z Hayley.

Impossible / Camren Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz