Rozdział 27

1.9K 217 11
                                    

Miłego czytania! <3

ps. dajcie znać co sądzicie!

Wyłam.

Inaczej nie można tego było nazwać. Traciłam oddech, a moja twarz była cała mokre od łez. Nawet nie chciałam wiedzieć jak wyglądałam. Lustro zapewne by pękło, gdybym tylko się w nim przejrzała. Tusz zapewne stworzył ciemne stróżki wzdłuż mojej twarz, ale to nie było ważne. Miałam gdzieś to jak wyglądałam; czy ktoś mnie zobaczy. Kompletnie o to nie dbałam.
Moje serce było złamane. Tylko to wtedy się liczyło. To jak zostałam skrzywdzona przez jedyną osobę, o której myślałam, że zostanie na zawsze.
Jak głupia byłam? Każdy zawsze odchodzi.
To co biło w mojej klatce piersiowej, to co napędzało cały mój organizm do życia było.. rozszarpane. W momencie, w którym zobaczyłam całującą się Lauren z inną dziewczyną wszystko się zawaliło. Czułam się tak, jakby cały ciężar tego świata upadł na moje barki, a ja byłam za słaba, by to udźwignąć. Z każdą kolejną minutą zamiast lżej, było mi jeszcze gorzej. W głowie wciąż odtwarzała mi się ta scena. Jak pełne usta Lauren, które dotąd całowały tylko mnie wtedy dotykały tej blondynki. Nic nigdy mnie tak nie zraniło jak to. Mój ojciec od zawsze traktował mnie jak śmiecia i miłość dostawałam tylko od mamy, gdy pojawiała się w domu, co też było rzadko.
Byłam bita, obrażana i gnębiona. To jednak nie bolało tak bardzo jak wydarzenie, które miało miejsce wcześniej.
Lauren Michelle Jauregui mnie zniszczyła. Jeżeli taki był jej cel od samego początku, mogła być z siebie dumna. Była jedyną osobą, której oddałam serce i... potraktowała je jak śmieć.
Ale co się dziwić? Ja nim byłam. Od zawsze czułam się tą gorszą, a nawet najgorszą. Nie zasługiwałam od samego początku na nic i ta sytuacja potwierdziła jedynie moje myśli.
Tylko zastanawiało mnie po co to zrobiła. Dla zakładu? Pośmiania się? Może chciała udowodnić, że jestem osobą niewartą miłości? Niewartą.. życia?
Nie widziałam innego powodu, dla którego ze mną była. Jeszcze poprzedniego ranka zapewniała mnie o wspólnej przyszłości tylko po to, żeby skrzywdzić mnie jeszcze bardziej. Byłam tak naiwna.. Każdy ode mnie odchodził, dlaczego ona miałaby zostać?
- To wszystko moja wina – wydusiłam z siebie biorąc oddech, o który było mi tak ciężko. Ręka Dinah wylądowała na moim ramieniu i delikatnie je potarła. Zjechała na pobocze i zgasiła silnik. Jeździłyśmy od trzydziestu minut po mieście, bo nie chciałam wracać. Istniało duże prawdopodobieństwo, że Lauren zjawiła się w moim domu, a naprawdę nie chciałam jej spotkać. Szczerze? Bałam się. Nie jej, ale siebie. Miałam słabą psychikę i bałam się własnej reakcji na jej widok. Obawiałam się, że wszystkie moje złe myśli sprzed kilku miesięcy powrócą, a ja tym razem nie da sobie rady. Nie będę myślała już o Sofii tylko o własnym nieszczęściu, cierpieniu, które przeżywałam.
Cieszyłam się, ze była ze mną Dinah. Może jej tego nie okazywałam, ale to dla mnie wiele znaczyło. Przy niej byłam pewna, że nie zrobię niczego głupiego, a ona sama nie zadawała żadnych pytań. Po prostu jeździła po mieście słuchając mojego ciągłego szlochu. Myślałam, że z jej ust padną setki pytań, ale nie. Potrafiła przemilczeć całą tę sytuację, czym miło mnie zaskoczyła. Pewnie czekała aż sama zacznę mówić, albo będę chociażby w stanie. Do tego czasu jedyne, co robiłam to dławiłam się płaczem i własnymi łzami.
- Spokojnie – powiedziała i otworzyła okno przyciskając na jeden z guzików. – Głęboki wdech i wydech.
Wykonałam jej polecenia i po chwili mój oddech wrócił w miarę do normy. Przynajmniej mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Od tego ciągłego płakania było mi już niedobrze.
- Nie dam rady – wyszeptałam zaciskając dłonie w pięści. Otarłam rękawem bluzy twarz u pokręciłam głową. Było mi cholernie źle i ciężko. Nie wiedziałam czy dam sobie radę. Czy uda mi się podnieść po takim ciosie. – Zniszczyła mnie.
- Co się stało? – zadała w końcu pytanie, którego się obawiałam. Powiedzenie tego na głos sprawi, że dojdzie do mnie, że to naprawdę się stało. Że to nie był mój chory wymysł, ale prawdziwe zdarzenie. Czy ja w ogóle potrafiłam to powiedzieć?
Podniosłam na nią wzrok. Spojrzałam w jej ciemne oczy i przygryzłam nerwowo wargę.
- Całowała się z inną – powiedziałam tak cichym głosem, że bałam się, iż tego nie usłyszy i poprosi bym powtórzyła, a wiedziałam, że nie dam rady drugi raz.
- Zabiję ją – syknęła i uderzyła z pięści w kierownicę. – Szmata.
- Dinah, spokojnie – wyszeptałam słabym głosem. – Nie ona jest teraz najważniejsza.
- Ty jesteś – odpowiedziała od razu, a ja odwróciłam wzrok. Nie zgadzałam się z tym. Nigdy nie byłam najważniejsza i nie będę. Dla nikogo. Takie miało już być po prostu moje życie. Opierające się tylko i wyłącznie na zawodach, cierpieniu i złamanym sercu.
Dlatego nie rozumiałam sensu mojego istnienia. Po co? Po co ja do cholery żyłam? Wiedziałam, że moje imię nie zostanie zapamiętane. W szkołach nie będą się uczyć o Karli Camili Cabello, bo nie osiągnę niczego nadzwyczajnego. Wspomnienia o mnie umrą razem z osobami, które je posiadają.
Bez pytała wtuliłam się w jej klatkę piersiową. Dziewczyna objęła mnie od razu szczelnie ramionami i złożyła czuły pocałunek na moim czole. Kilka łez wypłynęło spod moich powiek. Miałam wspaniałą przyjaciółkę, a nigdy nie potrafiłam jej docenić. Ani tego co dla mnie robiła.
Ona była najlepszą przyjaciółką, ja najgorszą.
Czyż przeciwieństwa się nie przyciągają?
- Co mam zrobić, Mila? Powiedz słowo, a zrobię wszystko – powiedziała głaszcząc mnie po plecach.
Nastała chwila ciszy, podczas której zastanawiałam się czego tak naprawdę chciałam.
Odpowiedź była jednoznaczna.
- Pomóż mi zapomnieć o niej i nie dopuść do spotkania z nią – powiedziałam, a łzy ponownie zaczęły zalewać moje policzki. – Po prostu pomóż mi zapomnieć.

Impossible / Camren Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz