Walka

406 34 6
                                    

No to lecimy z maratonem! (Jeszcze nie ma 1000, ale co z tego XD)


-Zostaw go! –krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem

Mężczyzna przestał okładać Sehuna pięściami i spojrzał na mnie. Oh wykorzystał chwilę jego nieuwagi kopiąc go z całej siły w prawą nogę. Obcy zatoczył się na pobliskie drzewo po czym upadł. Rzuciłem się na niego i zacząłem zadawać mu jak najwięcej obrażeń. Miotałem się we wszystkie strony bijąc i wyzywając leżącego pode mną mężczyznę. W pewnym momencie przestał się ruszać a szarowłosy objął mnie w pasie i odciągnął na bok.

-Co robisz?! –krzyczałem- Puść mnie!

-Jonginie wystarczy. –powiedział spokojnie- Jest nieprzytomny. Już nic mi nie zrobi.

Uspokoiłem się i wtuliłem w ciepły tors Sehuna. Ten delikatnie pogłaskał mnie po głowie, mierzwiąc mą białą czuprynę. W jego ramionach czułem się bezpieczny. Co z tego, że pobiłem do nieprzytomności dwa razy większego ode mnie człowieka. Nadal czułem się słaby i bezbronny. Jak taka mała szklana figurka, którą można rozbić jednym dotknięciem. Z moich oczu zaczęły wypływać pojedyncze łzy. Nie mogłem ich powstrzymać. Nawet nie wiedziałem dlaczego w ogóle się pojawiły. Uratowałem mojego Oh i wyszedłem z tego cało. Powinienem był się cieszyć. Czemu nie potrafiłem się uśmiechnąć? Może to z powodu przemiany. Właśnie. Przemiana. Spojrzałem na Sehuna.

-Możesz mi coś wytłumaczyć? –zapytałem

-Oczywiście Jonginie. Jakież to pytania cię nurtują?

-Jest tego trochę. –westchnąłem- Może lepiej chodźmy gdzie indziej. Nie chciałbym znowu patrzeć jak ten tu –wskazałem na wciąż nieprzytomnego mężczyznę- próbuje zrobić ci krzywdę.

Oh zaśmiał się gardłowo i złapał mnie za rękę.

-Jak sobie życzysz. Znam jeszcze jedno dość ładne miejsce, gdzie moglibyśmy się udać.-powiedział z uśmiechem

Odwzajemniłem ten gest i ruszyliśmy przed siebie, wbiegając w głąb lasu.

Cztery SłowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz