I》Nienazwana《

1.2K 65 3
                                    

Miałam 9 lat gdy to się zaczęło, jechałam wtedy z rodzicami do Atlanty.

Byłam szczęśliwa bo wreszcie przeprowadzałam się do miejsca gdzie inni nie znają mojej przeszłości.

Miało być tak wspaniale.

Gdy tylko wraz z rodziną wjechałam do miasta, ogarnęło nas zdziwienie.

-kochanie...to na pewno to samo miasto o którym mówiłeś?-spytała mama mojego taty.

-no chyba nie ma drugiej Atlanty...tylko gdzie są wszyscy?-odpowiedział zdenerwowany.

Miasto było opustoszałe nigdzie żywej duszy.

...

-to tutaj!-krzyknął tato i zaparkował przed nowo nabytym domem.

Razem z mamą zaczęliśmy wypakowywac rzeczy z auta by potem wnieść je do domu.

Weszłam do swojego nowego pokoju i zaczęłam powoli rozkładać swoje rzeczy. Włączyłam telewizor który stał na półce, chciałam pooglądać kreskówke, ale zamiast tego na każdym kanale leciały wiadomości

~uwaga!mieszkańcy Atlanty proszeni są o pozostanie w domach lub wyjechanie z miasta.prosimy by nie panikować. Miasto jest narażone na...Bill co ty tu? ! Cholera!!!Bill nie!!!!~

Przerwali nagranie bo...jakiś facet rzucił się na prezentera.

-mamo!-zbieglam po schodach do kuchni .
-kochanie! - podbiegła do mnie mama
-w telewizji...mówili o ewakuacji miasta...o co chodzi?- w moich oczach zbierały się łzy.
-wiem kochanie...też to widziałam.uspokuj się...-zostałam przytulona.
-a...gdzie tata?-spytałam niepewnie.
-zabiera rzeczy z samochodu-
Uspokoiłam się, ale nie na długo ponieważ usłyszałam krzyk dobiegający z za okna.
Natychmiast wybieglam z domu i ujrzałam mojego tatę, który obecnie był zjadany przez jakiegoś faceta.
Zupełnie tak jak ten facet z telewizji...
-tato!-krzyknelam a ten dziwny koleś odwrócił się i charcząc zaczął iść w moją stronę.
-u...uciekaj!-wypowiedział do mnie mój ojciec resztkami sił. Nie zastanawiając się dłużej wzięłam nogi za pas i wbiegłam do domu zamykając drzwi na zamek.
-mamo!-zaplakana bieglam po domu w poszukiwaniach mojej rodzicielki.
Znalazłam ją w moim pokoju na górze, cała we łzach pakowala mnie do niewielkiego plecaka.
-przepraszam kochanie...wybacz że pozwoliłam ci na to patrzeć...tu masz potrzebne rzeczy...czyli ubrania na przebranie, wodę i jedzenie, oraz scyzoryk i zapalniczke.-powiedziała moja mama podając mi plecak. Niespodziewanie podeszła do jednej z szuflad i wyciągnela...pistolet?!!
-ty biegnij w stronę ulicy ,,avreed", nie oglądaj się za siebie tylko biegnij i omijaj tych charczących ludzi wokół Ciebie. Później biegnij w stronę lasu,gdy już tam będziesz spróbuj się wspiąć na wysokie drzewo i czekaj tam na mnie...jeżeli...jeżeli nie wrócę do następnego ranka, ruszaj przed siebie i postaraj się przetrwać...znajdź kogoś kto Cię obroni...-widziałam jak moja mama coraz bardziej zanosi się płaczem.

Już po chwili mama i ja wybieglyśmy przez okno, ona zaczęła strzelać i biec w przeciwną stronę niż ja...wszyscy dziwni ludzie zaczęli do niej iść, dzięki czemu ja miałam bezpieczną drogę do ucieczki. W końcu udało mi się przedrzeć do lasu.

Znalazłam dosyć wysokie drzewo i resztkami sił wdrapałam się na nie. Mocno trzymałam się gałęzi, żeby nie spaść. Wyjęłam z plecaka jakiś sznurek, który również miałam spakowany i przywiązałam się do drzewa żeby nie spaść. Umiałam robić węzły, opłacało się chodzić do harcerstwa.

Zaczęło się ściemniać, a ja słyszałam coraz to głośniejsze charczenie. Bałam się, jak nigdy dotąd.
Byłam jednak tak strasznie zmęczona, że po paru minutach zasnełam. Obudziłam się rano, burczało mi w brzuchu i wciąż byłam nie wyspana.
-córciu...- usłyszałam zachrypnięty głos mojej mamy...po chwili mój obraz się wyostrzył, a przed moimi oczami siedziała moja mama, miała poszrpane ubrania, a z jej prawego rękawa leciała krew.
-T..ty żyjesz? - z moich oczu leciały łzy szczęścia.
Natychmiast odwiazalam się od drzewa i wtuliłam się w rodzicielke.
-trochę mnie pogryźli, ale nic mi nie będzie...- mówiła glaszcząc mnie po głowie.

Przez cały dzień szłyśmy lasem i parę razy natknełyśmy się na tych ,,przemienionych". Mama nauczyłam mnie jak mam ich zabijać, kazała mi się nawet jednym zająć, ale gdy byłam już blisko spanikowałam i gdyby nie mama ten zakażeniec by mnie ugryzł.
Pod koniec dnia moja matka zasłabła, więc zatrzymałyśmy się w małej chatce lesniczego. Moja mama była strasznie rozgrzana i oblewala się potem . Nie opodal płynął strumyk, więc wybieglam ze szmatką i poszłam ją namoczyć, niestety po drodze natknęłam się na jednego z tych dziwadeł, które mnie zauważyło i podeszlo naprawdę blisko, na szczęście miałam przy sobie scyzoryk z nożem który natychmiast wyciągnęłam. Bardzo się
Bałam, ale gdy ten stwór schylił się do mnie by zatopić zeby w moim ramieniu, wbilam mu nóż w czaszkę. Wyjęłam go i schowalam do kieszeni.
Gdy wróciłam do chatki położyłam na gorącym czole mojej mamy zimną szmatke.
Przyniosło jej to chwilową ulgę, ale z czasem kawałek materiału również zrobił się ciepły. Może i byłam mała, ale...wiedziałam co to oznacza, ona umierała.

Nie wiem ile czasu minęło, wiem tylko że ułożyłam martwe ciało mojej matki na środku chatki i przyozdobilam je fiołkami i lawendami rosnącymi nieopodal.
Czy płakałam?
Owszem. Byłam bardziej zalamana niż po stracie ojca.
Ale dlaczego ona tak źle się poczuła, może w jej ugryzienie wdalo się zakażenie...

Nastał kolejny dzień, wyruszylam więc w drogę żegnajàc się wcześniej z moją martwą już matką.

Szłam między drzewami, unikając kontaktu z potworami.
Wiaz szłam przed siebie, nie wiedząc co ze sobą począć. Nie chcialam umierać, to było pewne.

Gdy znów nastała noc, wspielam się na drzewo i przywiązałam do niego.
Obudziłam się rano, moje ubrania przesiąkaly smrodem więc mimo iż na drzewie nie było zbytnio warunków przebrałam się w długie czarne jeansy i brązową koszulkę z dlugim rękawem.

Powoli zeszlam z drzewa i znów szłam przed siebie.
Po pewnym czasie wyszłam na ulicę. Po jej drugiej stronie znajdował się sklep, podbieglam do drzwi i otworzyłam je ostrożnie. Puknełam w jedno miejsce, ale żaden martwy(żywy ) nie wyszedł więc wywnioskowałam że sklep jest bezpieczny.
Na półkach brakowało wiele rzeczy, ale znalazłam takie produkty jak
Chleb, szynka i woda. Był też alkochol, nie zastanawiając się długo wzięłam wódkę. Może i miałam tylko to 9 lat ale wiedziałam że alkochol oczyszcza rany. A propo zdrowia, siegnelam tez po bandarze i leki. Postanowilam zostac na noc w tym miejscu, więc zamknęłam szczelnie drzwi od sklepu i weszłam do jakiegoś małego pomieszczenia, które również zamknęłam na klucz, który znalazłam pod jedną z szafek.
Żeby było mi wygodniej położyłam sobie mój plecak pod głowę, a z paczek na papier toaletowy zrobiłam coś w rodzaju łóżka. Już po chwili odplynelam do krainy Morfeusza...

¤¤¤☆¤¤¤

Cześć... jest to moje pierwsze ff. Więc nie bijcie jeśli jest źle napisane.
Cóż nie wiem za bardzo co napisać więc...
Jak wam sie podobal pierwszy rozdzial?☺

The Walking Dead-Life After Life || Carl Grimes (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz