XI》Wilki《

477 29 3
                                    

...
Minęło parę dni. W między czasie niewielka grupa osób wyruszyła poza mury Aleksandri.
Też chciałam jechać, ale uznali że lepiej będzie jeśli zostanę...zamiast tego pojechała z nimi Carmen i Nicole.
Natomiast Jodie bardzo zaprzyjaźniła się z Maggie.

Ja wciąż unikałam Carla, często wychodziłam gdzieś z Enid i Chels, którą również zabieralysmy na nasze spacery po lasach.

Takie życie mi się nawet podobało, tylko bałam się o tych którzy wyruszali po zapasy itd.
 

  Wciąż nie wrócili, a minęło parę dni.

...

Szłam obecnie do swojego domku, gdy nagle zauważyłam cień przemykający obok mnie.
-halo?!ej!kim jesteś?!-mówiłam głośno.
Nagle ktoś dotknął mojego ramienia, podskoczyłam obracając się gwałtownie i wyciągając rewolwer.
Moim oczą ukazał się nikt inny jak Carl.
-Eee...możesz nie celować mi w głowę? -spytał.
-uh..Sorry ale nie byłam pewna czy jesteś kimś z naszej osady...-przyznałam się do obawy.
-masz jakieś podejrzenia...albo może kogoś widziałaś?-spytał z troską.
-n..nie..przewidziało mi się...jestem ostatnio trochę przewrażliwiona-wyznalam na co chłopak mnie przytulił.
-ehh...C..Carl dusisz mnie- zaczelam kaszlec.
-Ups przepraszam-chłopak natychmiast mm puścił.
Usmiwchalismy się do siebie nie wiedząc co powiedzieć.
-ładna dziś pogoda...-zaczęłam.
-wiesz że to najgorsza gadka na świecie-zaśmiał się, a ja razem z nim.
-już nie przesadzaj...-
-nie przesadzam-
...

I tak to się jakoś stało, że wylądowałam u Carla, czytając z nim komiksy.

Niespodziewanie usłyszeliśmy krzyki krzyki ulicy, wyjrzalam za okno... mój dolna  warga zadrżała.
Na zewnątrz ludzie mordowali ludzi. Widok nie do opisania, coś strasznego.

Zbiegliśmy z Carlem na dół i nie wiedzieliśmy co zrobić.
Po chwili jednak do mieszkania wbiegla Meggie i krzyknęła do nas, że mamy bronić Judith, po czym wybiegla zostawiając nas samych.

Wyjęłam zza paska rewolwer i naładowałam magazynek. Carl również zaopatrzył się w broń.

Usiedlismy na podłodze plecami do siebie i czekaliśmy.
Do moich oczu naplynely łzy...Chelsy. Przecież ona nigdy nie walczyła z ludźmi. Ja w sumie też nie, ale miałam większe doświadczenie od niej. Nie wiele myśląc wybieglam z domu i zaczęłam biec w kierunku domu Kavanah.
Po drodze o mało nie zostałam zabita.
Gdy byłam już blisko, poczułam jak zimny metal rozcina mi skórę na brzuchu. Upadłam, wijąc się z bólu.

Próbowałam się doczagac do domu, ale zostałam pociagnieta w przeciwnym kierunku.
Napastnik spróbował wbić mi ostrze jeszcze raz, ale kopnelam go i zrobiłam unik. Następnie wyciągnęłam broń i wystrzelilam do niego. Padł na ziemię, wyjęłam ostrze z jego dłoni i wbiłam w jego czoło.

Ściskajac ranę, udałam się do domu przyjaciółki.

-Chelsy!-krzyknelam gdy byłam w środku.
-Kira!K..Kira o mój Boże!co ci się stało?!-podbiegła do mnie blondynka.
-J...ja chciałam być tu że..żeby Ci po...pomóc -z trudem mówiłam. Z rany leciało coraz więcej krwi.
-chodź musimy to zatamować-powiedziała dziewczyna i wzięła mnie do łazienki, po czym szybko przemyła ranę i opatrzyła.

-o matko! Zostawiłam Carla samego!-złapałam sie za głowę.
-spokojnie...on jest już duży poradzi sobie. -
-ale on musi bronić swojej siostry
..Judith!-krzyknelam i wybiegłam z domu, by znów być przy Carly.

...

Po drodze musiałam wiele razy stoczyć walkę z tymi dziwnymi ludźmi...mieli napisaną literę "w" na czole.
Wiem jedno, nie znali litości.

Wbiegłam do domu Carla i...nie było go na dole, więc szybko podbieglam na górę, gdzie też go nie było. Leżała tylko mała Judith.

Usłyszałam trzaskanie drzwiami.
Zbiglam na dół.
-Carl !-krzyknelam, ale zamiast miłej odpowiedzi zostałam przygwożdżona do ściany...to nie był Carl. To był masywny facet z "w" na czole.
Wyjął maczete i zaczął powoli jeździć ostrzem po moim policzku z którego zaczęła się sączyć krew.
Byłam unieruchomiona nie mogłam go nawet kopnąć.
Zaczęłam krzyczeć, bo tylko to mi zostało.
Po chwili, która zdawała się trwać wiecznie poczułam, że ten parszywa Dupek nie trzyma mnie już tak mocno, więc zepchnelam go z siebie. Moim oczą ukazała się Enid z zakrwawionym sztyletem w ręce.
-dzięki...-szepnęłam.
-nie za ciekawie wyglądasz -przyznała.
-ciekawe jak ty byś wyglądała, gdyby ktoś Cię dźgnął nożem w brzuch i potem jeszcze rozcią ci policzek. -
-no już ok...ok-podniosła ręce w geście obronnym.

-gdzie Carl?-spytalam gdy kierowalysmy się do pokoju Judith.
-poszedł Cię szukać, a ja miałam zaopiekować się małą. Ale widzę że ma już dobre towarzystwo... Kira, ja odchodzę... żeby przetrwać, trzeba się oddzielić. -powiedziała, a mi zaszkliły się oczy.

-jak możesz tak mówić...A co z Ronem, co ze mną?!-byłam wściekła i smutna.
-nie miej mi tego za złe...W tych czasach trzeba umieć podejmować decyzje.-powiedziala i uciekła.
Zaczęłam płakać...
Enid była jedyną osobą, która mnie rozumiała.  Nie chciałam jej tracić, ale nie mogłam też zostawic przyjaciół gdy byli w potrzebie.

Czekałam w domu na Carla, strzegac jego małą siostrzyczke...

~~~♡~~~
I jak narazie?
Wiem, że to dopiero początek opowieści,ale ja już rozmyslam kogo zabić pierwszego...KIRE CZY CARLA?
Nie no żart...Nie zrobię tego.

The Walking Dead-Life After Life || Carl Grimes (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz