Rozdział sprawdzony
***
- Piękne. - brunet sam nie był pewien, o czym mówił: o skrzydłach, oczach, czy ogólnie o całym Stilesie.
Stilinski przez chwilę wpatrywał się zszokowany w wilkołaka i szukał na jego twarzy jakiś oznak kpiny, ale kiedy nic takiego tam nie znalazł uśmiechnął się do starszego.
- Nie chcę przerywać tej wspaniałej chwili, ale mamy kilka pasożytów do zabicia. - powiedział rozbawiony Peter. Przyglądał się im spod zmrużonych powiek i z diabelskim uśmieszkiem błąkającym się na ustach.
- Nie to, że nie wierze w możliwości własnego syna, ale może lepiej zaczekać z tym do kolejnej nocy? Do tego czasu wszyscy powinni odzyskać siły, a póki co powinniśmy skupić się na obronie. - wtrącił szeryf głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- No nie wiem, a jeśli do kolejnej nocy oni też zdążą się wzmocnić? - wahał się Stiles.
- To więcej niż prawdopodobne, - mruknął Chris - że będą na kimś żerować, ale raczej z nikogo nie zrobią stałego żywiciela. Nie, dopóki żyje Peter i Derek. Nie wiem jak wam to wytłumaczyć... jeśli kogoś upatrzą na swoją ofiarę i zwiążą ze sobą, to czerpią siłę z każdego jednego uczucia tej osoby przez cały czas. Natomiast pojedyncze żywienie zapewnia im jednorazowy zastrzyk mocy na krótki okres czasu. Będą słabsi niż dotychczas, bo nie mają dostępu do emocji Hale'ów i to dzięki barierom. - Derek wiedział, że to logiczny pomysł, poczekać aż wszyscy dojdą do siebie niż polegać tylko na sile harpii. Zwłaszcza, że to Stiles musiałby wyjść na zewnątrz sam i zmierzyć się ze wszystkim co tam na niego czyhało.
- Zastanawia mnie też fakt, dlaczego wybrały właśnie ich? - odezwał się niespodziewanie Louis. Jego głos był słaby i widać było, że dobieranie odpowiednich słów kosztuje go trochę wysiłku.
- Ciebie też? - zdziwił się Stilinski, a Lou kiwnął lekko głową. - Nigdy nie było w Beacon żadnych wampirów, a jeśli już, to pojawiały się tylko przejazdem i nie wszystkie z tych, które spotkałem, siały zniszczenie i śmierć. Niektóre były dosyć cywilizowane. Jednak wracając do głównego wątku, chodzi mi o to, że skąd do cholery mieli wiedzieć, że ta dwójka będzie najlepszym pożywieniem dla nich? Do tego jeszcze zakatowali w rocznicę, musieli się od kogoś dowiedzieć... Coś mi mówi, że nie przybyli tu przypadkiem. Ktoś ich specjalnie sprowadził. Macie pomysły, kto to mógł być? - wszyscy wpatrywali się w Stilinskiego w szoku.
- Może faktycznie coś w tym jest... - mruknął posępnie Peter. - Mamy kilku wrogów, jednego siwiejącego, nieobliczalnego starca, tak na przykład. Jestem przekonany, że Gerard nadal ma całkiem dużo dawnych kontaktów i przy okazji nie pała do nas szczególną sympatią.
To stwierdzenie Petera na chwilę ucięło im dyskusję, bo każdy pogrążył się we własnych rozmyślaniach, ale Allison podejrzewała, że tym razem wilkołak mógł mieć rację. To co wyprawiał stary łowca było czymś całkowicie nieprzewidywalnym. Był przebiegły i sprytny niczym wąż, a takie zagranie było bardzo w jego stylu.
- Jednak nie mamy pewności, że tak jest... Jeśli tak naprawdę te wampiry działają na własną rękę, to tracimy idealną okazję na uśmiercenie ich. - wtrącił Chris.
- Rozumiem, że wyjdziesz razem ze Stilesem na zewnątrz i mu pomożesz?- warknął Derek, obnażając kły, a łowca szybko uniósł ręce w obronnym geście.
- Z samymi pijawkami sobie poradzę, problem stanowi brak dodatkowych informacji. Najlepiej zacząć od przywódcy, bo w tedy reszta stanie się niepewna i słabsza, dzięki czemu łatwiej je pokonać. - westchnął cicho łowca. - Przydałoby się rozpoznanie. Możesz wyjść na zewnątrz, ale na razie nie przekraczając bariery? Oni obserwują nas, czas zrobić to samo... - dodał, patrząc na harpię.
- Prawdopodobnie mogę to zrobić, ale nie wiem jak to będzie z tym powstrzymywaniem się od walki, bo kiedy wyczuwam niebezpieczeństwo albo ktoś mnie prowokuję, nadal czasami zdarza mi się ulec instynktowi. - zazwyczaj pomagał mu Louis, bo jak nikt umiał opanować mroczniejszą stronę Stilesa, ale tym razem anioł ledwo otwierał oczy, więc nie było mowy o tym, że wyjdzie na zewnątrz. Drugą osobą znajomą dla harpii był ojciec. Jednak jego Stiles na pewno nie zamierzał zabierać ze sobą na dwór. Pozostał mu więc tylko Derek, bo już raz stracił przy nim panowanie i tylko trochę go poturbował, ale nadal znając granicę. Popatrzył na wilkołaka pytająco, ale oczywiście ten nie zrozumiał, o co mu chodzi.
- Naprawdę nie wierze, że jesteśmy spokrewnieni. - jęknął Peter, a Derek popatrzył na wuja pustym wzrokiem. Starszy wilkołak widząc to, wydał z siebie dziwny dźwięk, coś trochę jak warknięcie zmieszane ze szloch em. - Załamujesz mnie, Derek. Pyta się, czy idziesz z nim? Nawet ja się domyśliłem...
- Co? - młodszy Hale uniósł brwi w dezorientacji, a Stiles miał ochotę walnąć go już teraz.
- Straciłem raz przy tobie kontrole, ale nadal wiedziałem kim jesteś i dlatego cię nie zabiłem, bo inaczej nawet Louis nie zdążyłby mnie powstrzymać, akurat wtedy...
- Mam pilnować, żebyś nie pozabijał wszystkich?
- Nie. Masz utrzymać mnie po tej stronie bariery. Kiedy ktoś rzuca wyzwanie harpii, nie umiem się opanować. Coś czuję, że te wampiry doskonale będą to wiedzieć i mnie sprowokują. Kiedy zauważysz, że skrzydła poruszają się coraz szybciej, musisz wciągnąć mnie z powrotem do domu. - wytłumaczył powoli i spokojnie Stiles, jednak całe jego opanowanie zniknęło, kiedy zobaczył, że po policzkach matki Louisa spływają łzy bólu. - I musimy się pospieszyć. - rzucił jeszcze, zanim wypadł przed dom. Nie minęły nawet dwie sekundy, kiedy poczuł, że Derek do niego dołączył.
Przez jakiś czas stali w ciszy, z uwagą skanując okolicę. Pierwszego zauważył mężczyznę siedzącego na dachu sąsiadów. Nawet się szczególnie nie chował. Wskazał go wilkołakowi, a ten w zamian skinął głową w kierunku samochodu zaparkowanego kilkadziesiąt metrów dalej. Nie odezwali się do siebie w dalszym ciągu nawet słowem, od czasu do czasu nawiązując tylko kontakt wzrokowy. W pewnym momencie Stilesa przeszły dreszcze, a zza ściany lasu wyłoniła się niewielka postać. To w zasadzie jeszcze chłopiec, nawet nie nastolatek... Miał najwyżej ze dwanaście lat i jego oczy były identyczne jak te należące do Petera.
- Nie wierzę... - szepnął Derek, chcąc wyrwać się do przodu. Na szczęście Stiles w porę go złapał, na co chłopiec łypnął na niego groźnie. Przez chwilę Hale szarpał się młodszym, nadal chcąc się uwolnić, ale nie przynosiło mu to rezultatów. Stilinski mógł się tylko domyślać, kim był chłopiec.
- Derek, kimkolwiek on był... Teraz to nie ma znaczenia. Spójrz na niego, wyczuj zapach. To coś nie jest już twoją rodziną, to tylko ciało. Powłoka. W środku niej znajduje się ktoś inny. - mówił gorączkowo, chcąc zmusić wilkołaka do pozostania w miejscu i chyba mu się udawało, bo oddech Dereka stał się drobinę bardziej regularny, mięśnie się rozluźniły, może nawet trochę za bardzo, bo nagle Stiles poczuł jak brunet osunął się na ziemię, ale nie stracił przytomności. Jedynie usiadł na trawie i z jakąś dziwną rozpaczą wpatrywał się w chłopca po drugiej stronie ulicy. Ten uśmiechał się całkowicie niewinnie, ale Stiles wiedział, że to tylko poza. W tym dziecku nie zostało nic, co byłoby dobre.
- Nie pozwól... - szepnął Derek załamującym się głosem. - Nie pozwól Peterowi go zobaczyć, on nie może... dla mnie to za dużo, a to jest jego dziecko.
- Nie, Derek. To było jego dziecko...
Dziękuję czytającym i pozdrawiam!
Noemi:)
CZYTASZ
Harpia Stiles! (poprawione)
FanfictionStiles dla reszty stada jest tylko zwykłym, bezwartościowym człowiekiem. Syn szeryfa skrywa jednak pewną tajemnice, a jej ujawnienie może spowodować dużo zamieszania. Okładkę wykonała: @Kitsuniacz Opowiadanie sprawdzane przez: @fine-by-me (...