3.

6.9K 439 49
                                    

Rozdział poprawiony



- O niczym - odpowiedział twardo Stiles. Nie miał zamiaru nic mówić. Nie ufał żadnemu z nich, tak nie zachowywali się przyjaciele, ani tym bardziej rodzina, którą wataha powinna być. Chronimy swoich, to najważniejsza zasada każdego stada, ale w tym nic nie było tak, jak powinno być. Alfa właśnie pozwolił betom na zaatakowanie i pobicie Isaaca. Stilinski odciął zmysły od reszty stada i skupił się w stu procentach na rannym blondynie. Uklęknął przy nim i bardzo delikatnie obejrzał jego rany, część się goiła, ale te głębsze, zadane przez Ericę, nadal krwawiły.

- Podejdź tu - warknął, patrząc twardo na Dereka. Wilkołak wbrew oczekiwaniom wszystkich spełnił jego żądanie, zamiast zaczynać następną kłótnie. - To jest to, do czego doprowadziłeś. wilki nie atakują swoich - Derek nic nie powiedział, tylko w szoku wpatrywał się w szramy na torsie Isaaca. Możliwe, że był trochę przerażony, gdyż zdał sobie sprawę, że nad niczym nie panował. Nie miał pojęcia co zrobić, bo o dziwo ten irytujący bachor miał rację: Nie zdarzało się w zgranych stadach, by wszystkie bety zwróciły się przeciwko jednemu osobnikowi. Oczywiście, istniały spory, konflikty czy nawet bójki, jak w każdej rodzinie, ale nie było czegoś takiego jak to. Nie było znęcania się grupowego.

- Ja naprawdę nie... - Sapnął i przykucnął przy blondynie, na co ten jeszcze bardziej się skulił, uciekając przed jego dotykiem. - Nie zagoją się szybko bez pomocy alfy... Nie zrobię Ci krzywdy - powiedział cicho, spokojnie i monotonnie. Isaac powoli rozluźnił mięśnie i kiwnął niepewnie głową. Hale przyłożył rękę do każdej głębszej rany nastolatka, zabierając część jego bólu i wysyłając wiązkę magii. Krwawienie ustało, ale chłopak był wyraźnie osłabiony i tracił przytomność. Peter warknął na zbliżającego się do nich Scotta.

- Trzeba zanieść go do łóżka i pozwolić mu odpocząć - mruknął Derek, chcąc podnieść blondyna. Niestety ręka Stilinskiego powstrzymała go z szybkością błyskawicy, kiedy Lahey zaczął się trząść ze strachu.

- Nie, oni tam są... ja nie mogę - szlochał przerażony.

- Będę cię pilnował - powiedział Peter stanowczo, ale młody nadal kręcił głową.

- Nic ci nie zrobią. Nie, kiedy wiem...- westchnął Derek.

- Ta jasne, bo uwierzę - prychnął Isaac.

- Przestań się mazać - warknęła Erica, a w oczach chłopaka odznaczyła się panika. - Ciota! - Splunęła, a blondyn odskoczył prosto na Stilinskiego, który pewnie przytrzymał go w miejscu.

- Spokojnie - szepnął.

- Możesz jechać z nami - odezwał się Louis. - Do domu Stilinskiego. Jestem pewien, że szeryf nawet nie zauważy, a nawet jeśli, to raczej nic nie powie. - Kiedy nastolatek spojrzał z nadzieją na Stilesa, do Dereka dotarło, że traci właśnie jednego członka stada - i to jednego z lepszych - na rzecz bandy agresywnych, bezmózgich idiotów.

- Gdyby matka to widziała... - sarknął.

- Taa - mruknął Peter, zgadzając się z nim.

- Isaac nigdzie, kurwa, z wami nie pojedzie - powiedział twardo, patrząc w oczy najpierw aniołowi, a późnej Stilesowi.

- Nie ty o tym decydujesz - odwarknął nastolatek, a wujek zaśmiał się pod nosem. Robiło się ciekawie.

- Jestem alfą, więc to oczywiste, że ja.

- Nie potrafiłeś zapewnić mu bezpieczeństwa wcześniej, nie zrobisz też tego i teraz.

- Może ty razem ze swoim aniołkiem będziesz mógł to zrobić? Nie rozśmieszaj mnie. W życiu nie spotkałem nikogo tak słabego i bezbronnego. Jesteś jak porcelanowa laleczka. Jak spadniesz ze zbyt dużej wysokości, to zostaną z ciebie tylko okruchy. - Coś dziwnego mignęło w oczach Stalinskiego, a w następnej chwili Derek odbijał się już plecami od sporego drzewa. Nie miał pojęcia, co było grane, możliwe że to Louis bronił swojego przyjaciela. Nie znał się an aniołach, nigdy żadnego nie spotkał. Czytał w dziennikach matki, ale to było tak dawno... Nie dokończył myśli, bo przed oczami mignął mu obraz rozwścieczonego Stalinskiego.

Harpia Stiles! (poprawione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz