Rozdział 15

1K 54 0
                                    

Weszliśmy po ogromnych schodach do domu. To nie był jakiś zwykły dom. To był pałac. Cholera. To był jakiś pieprzony morderca i król jednocześnie?

Hordin chciał złapać już za klamkę, ale ktoś zdążył przed nim otworzyć drzwi. Przed nami stał staruszek ubrany w elegancki czarny strój. Na oko miał sześćdziesiąt lat.

- Nie wiedziałem panie, że tak szybko przyjdziesz. Ja...

- Przyprowadziłem do nas osobę. Fritz, poznaj Bellę Rossum.

Spojrzałam na staruszka, który patrzył na mnie z niedowierzaniem. Miałam coś na twarzy? Wyciągnęłam do niego dłoń, aby się przywitać. Spojrzał na nie, a potem na Hordina.

- Panie, czy mogę?

- Jasne.

Panie?

Mężczyzna podszedł do mnie i wziął moją dłoń w swoje dwie i schylił głowę.

To jest bardzo dziwne. Wszystko jest dziwne.

- Będziemy w moim pokoju - rzekł Hordin i chwycił moją dłoń.

- Panie, bo Randon właśnie wrócił i nie wygląda za dobrze.

- Gdzie jest?

- W łazience na górze.

- Nicie i igła?

- Ma ze sobą.

Hordin skinął tylko głową i staruszek odszedł. Spojrzałam na Hordina.

- Poczekaj tutaj na mnie. - Hordin odwrócił się i szedł na górę.

Nie chciałam tutaj czekać zwłaszcza, że nie wiem, co gdzie jest. Poszłam więc za nim. Wpadłam na jego plecy i zmarszczyłam brwi. Patrzył na mnie zza ramienia.

- To nie była prośba.

- Chcę z tobą iść.

- To nie jest dobry pomysł.

Chrzanić to! Chrzanić wszystko.

Hordin już więcej nic nie mówił. Zaczął znowu iść, a ja podążałam za nim. Stanął przed białymi drzwiami, otworzył je i wszedł do środka. Trochę zaczęłam się bać. Usłyszałam jego wciągane powietrze. Stanęłam na palca, by coś ujrzeć, bo Hordin mi wszystko zasłaniał. Zobaczyłam blondwłosego mężczyznę siedzącego przy umywalce. Jego ramię zwisało, odsłaniając kości, a krew lała się na podłogę tworząc duże kałuży. Zakryłam usta dłońmi.

- Cześć Hordin. - Chłopak odwrócił się w naszą stronę. - Jeden z reduktorów mnie nieźle zachlastał.

- Jak się czujesz?

- Chyba dobrze. - Blondwłosy wziął do dłoni igłę i zaczął zszywać ranę.

Było mi niedobrze.

- O mój Boże - szepnęłam. - T-to niemożliwe...

Wzrok chłopaka przykuł moją uwagę.

- Hej, a co to za lalunia? - Widziała jego uśmiech na twarzy.

Hordin momentalnie na mnie zerknął i zakrył mnie całym swoim ciałem.

- Naprawdę nie potrzebujesz pomocy?

- Nie, dzięki. - Odsunął igłę od swojego ramienia i naciągnął na nią nową nić. - Kim jest twoja przyjaciółeczka?

- To jest Bella Rossum. Bella, poznaj Randona, mojego partnera i przyjaciela.

- Miło cię poznać, Bella. - Randon wychylił się i spojrzał na mnie.

- Ona nie umawia się z gwiazdeczkami kina, zrozumiano?

- Jasne. - Uśmiechnął się i zaczął znowu przyszywać ramię.

- Nie potrzebujesz jechać do szpitala? - spytałam cicho.

- Nie. Wszystko będzie dobrze, zanim nie wyprujesz jelit i nie zrobisz z nich paska do spodni.

Pisnęłam cicho. To już było dla mnie chore. Boże, gdzie ja się znalazłam?

- Zabiorę ją najlepiej na dół - usłyszałam Hordina.

- Tak, proszę. Zabierz mnie stąd. Potrzebuję powietrza.

Hordin odwrócił się do mnie przodem i złapał za dłoń.

- Jeśli coś by się działo, to mów.

- Nie martw się. Uporam się z tym wszystkim jak zawsze. Mam trzy słoje do kolekcji.

- Niezły wynik.

- Loran i bliźniaki właśnie wyruszyli. Później zdadzą ci raport.

- Dobra. Powiedz im, żeby pukali.

Po skończeniu konwersacji, wyszliśmy z łazienki i zeszliśmy razem z powrotem na dół. Hordin owinął wokół mnie swoje ramię i głaskał moje plecy i ramiona. Oparłam się na nim i zamknęłam oczy.

Od razu powrócił do mnie widok otwartej rany. To było okropne. Ciemna krew na podłodze, żywy mięsień i biel kości. Do tego jeszcze igła z czarną nicią przeciągająca się po jego skórze. Otworzyłam oczy i było mi o wiele lepiej. Chłopak powiedział, że sobie poradzi, ale według mnie naprawdę potrzebował dobrego szpitala. Randon był przystojnym mężczyzną, ale nie dorównywał Hordinowi. Też nosił takie same ubrania, co mój towarzysz. W łazience miał rozpiętą koszulę, więc mogłam zobaczyć nikłe zarysy jego mięśni.

Handlarze. Oni byli na bank handlarzami narkotyków. Broń i duża ilość pięniędzy. To ich zgubiło. Zauważyłam, że Randon miał na klatce piersiowej duże znamię. Hordin też je miał. Mafia. Może oni są mafią?

Poczułam, że Hordin puszcza mnie i odsuwa się. Weszliśmy do pokoju o żółtych ścianach. Ciemne zasłony zasłaniały okno, na ścianie wisiało dużo obrazów, a meble wyglądały na antyczne.

Moźe nie handlowali tylko narkotykami? Do tego zaliczały się jeszcze obrazy, które sprzedawali na czarnym rynku.

Te meble musiały naprawdę pochodzić z dawnych lat. Były stare, ale wyglądały całkiem ładnie. Podeszłam do jego obrazu i przyjrzałam mu się. Słoneczniki Van Gogha.

- Ładny obraz. - Odwróciłam głowę do Hordina. Patrzył na mnie, obraz go nie interesował. Opierał się o framugę drzwi, miał skrzyżowane ręce na klatce piersiowej. - Jesteś kolekcjonerem obrazów? - Nie odpowiedział nic. Wciąż się przypatrywał mnie. - Mieszkasz tutaj? To twój dom?

- To dom twojego ojca.

Oh, jasne. Akurat na to odpowiedziałeś.

- To w takim razie był bardzo bogaty. Czym się zajmował?

Hordin podszedł do ściany, na której wisiał spory obraz przedstawiający jakiegoś króla.

- Chodź ze mną.

Spojrzałam na niego, a potem na obraz.

- Mamy przejść przez ścianę?

Hordin pchnął z jednej strony obraz, a ściana rozstąpiła się przed nami.

- Panie przodem.

Przysunęłam się bliżej. Wiszące po bokach ścian lampki oświetlały wnętrze. Zauważyłam kręte schody, które prowadziły w dół.

- Co jest na dole?

- Miejsce, w którym możemy spokojnie porozmawiać.

- Nie możemy tutaj?

- Chciałbym trochę prywatności, a zaraz przyjdą moi bracia.

- Bracia? Ilu ich jest?

- Pięciu. A teraz nie gadaj tylko chodź.

Przekroczyłam próg złotej ramy i zeszliśmy na dół.

Mroczny kochanek | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz