Michael przez resztę dnia był rozdrażniony. Unikał Alana po tym, jak wytknął mu interesowanie się nie swoimi sprawami. Blondyn cały czas chciał z nim porozmawiać i przeprosić, ale ten skutecznie go unikał, zresztą jak każdego.
Po skończonych lekcjach ulotnił się ze szkoły z prędkością światła. Ostatnie czego potrzebował, to litość ze strony Camilli. Chciał zrobić wszystko, by ta nie dowiedziała się o jego problemach, by się nie litowała, by nie grała.
Sfrustrowany trzasnął drzwiami wejściowymi od domu i usiadł na kanapie. Wiedział doskonale, że o tej porze każdy z domowników jest w swojej pracy, więc on mógł swobodnie korzystać z parteru. Przymknął na chwile powieki i zsunął się lekko z kanapy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie nagłe pojawienie się...
– Zrobił to, Michael! Po raz kolejny mnie nim nazwał! Gdzie ty jesteś? – spytał w korytarzu. – A, tu – rzucił się na miejsce obok przyjaciela.
– Luke, weź wyjdź i zamknij za sobą drzwi, okey? – jęknął Clifford w poduszkę, która zdążył już przystawić sobie do twarzy.
– Przychodzę się wyżalić, bracie – Hemmings próbował wyrwać poduszkę z rąk przyjaciela, ale z marnym skutkiem. – Nienawidzę swojego ojca – westchnął, opadając na oparcie.
– A ja nienawidzę, jak tu przychodzisz, zwłaszcza bez uprzedzenia – warknął.
– Jesteś okrutny, przyjacielu – udał płacz.
– Może jestem twoim, ale ty nie moim, więc wyjdziesz już? – odsunął poduszkę i spojrzał wyczekująco na blondyna.
– Wyobrażasz sobie, że ojciec wyzwał mnie od pedałów, bo szedłem z kumplem do szkoły? – udał, że nie usłyszał słów Clifforda.
– Znowu się zaczyna... – Mike jęknął przeciągle, kładąc się na kanapie i znów chowając twarz w poduszce.
Michael przywykł do niezapowiedzianych wizyn Luke'a, ale mimo wszystko, wolałby go nie widywać. Na jego nieszczęście, w tygodniu dzwoni do niego Ashton, a kiedy nie odbiera, to ten od razu zjawia się w progu jego drzwi. Kilka razy też udaje mu się spotkać niby przypadkiem Caluma na mieście, czy też Luke'a, który składa niezapowiedziane wizyty. Wszyscy się o niego martwią i sprawdzają, czy nie robi czegoś głupiego.
Rozmowę, a raczej opowiadanie Luke'a, przerywa dźwięk dochodzący z telefonu Clifforda. Ten orientując się, że urządzenie leży na stoliku, od razu chciał je przechwycić, ale Hemmings był znacznie szybszy.
– Oddawaj, Luke – westchnął.
– Uu, Camilla. Któż to, po cóż to? – poruszył znacząco brwiami, a Michael od razu zaczął się denerwować.
– Luke, oddawaj to kurwa!
Takim oto sposobem jeden uciekał, a drugi go gonił. Blondyn za wszelką cenę chciał odczytać sms'a od tajemniczej dla niego dziewczyny. Gdy już mu się to udało, zatrzymał się w połowie kroku, przez co drugi na niego wpadł i tak obaj wylądowali na panelach przy schodach wiodących na górę. W tym samym czasie drzwi frontowe się otwierają, a w nich staje ojciec Michaela wraz z Ashtonem.
– O chuj – Ashton podbiegł do przyjaciół i ściągnął Michaela z Luke'a. – Nie pozwolę na zmianę jego orientacji, zapomnij, Hemmings.
– Ja?! To on na mnie leżał przecież.
– Cokolwiek mówisz, może być użyte przeciwko tobie – ostrzegł.
– Oddawaj – Michael wyrwał mu telefon z ręki i odczytał wiadomość.
Od: Camilla
Kiedy mogłabym się z nim zobaczyć?– Kto to ten on? – Luke uniósł jedną brew, nadal siedząc na podłodze.
– Na pewno nie ty – odepchnął blondyna głowę. – A teraz oboje spieprzajcie stąd – warknął i pobiegł na górę.
Widział uśmiech na ustach ojca, a wcale nie chciał do niego doprowadzać. Chciał, by cierpiał tak samo, jak on albo i gorzej. Nienawidził go i przy każdej możliwej okazji mu to okazywał. Dziwił się jedynie widokiem Asha. Nic nie wspominał mu o wizycie, więc nie rozumiał, co on tutaj robił.
Wszedł do swojego pokoju i położył się na łóżku. Liczył, że jednak ona nie zaproponuje spotkania. Wolałby, żeby to było tylko pustymi słowami. Ale w końcu obiecał, więc nie mógł się teraz wycofać... A może zwyczajnie nie chciał?
CZYTASZ
This Cat//M.C.//✔
Fanfiction- Przepraszam - szepnęła ze łzami w oczach. - Po prostu się nie lituj i zapomnij - syknął, zatrzaskując dziewczynie drzwi przed nosem. [ Zakończone - ✔ ] ______________________________ Opowiadanie jest mojego autorstwa i zabrania się kopiowania t...