– Muszę cię o coś poprosić – Camilla westchnęła ciężko.
Wraz z Michaelem siedzieli na masce auta i pili kawę na wynos. Wzrok Michaela był pusty, spoglądał gdzieś przed siebie. Jeszcze godzinę temu nastolatka nie wiedziała, jak mu pomóc, ale wystarczyło świeże powietrze i możliwość trzymania jej za rękę. Nawet do sklepu chłopak poszedł wraz z nią, bojąc się, że może zniknąć. Że tak naprawdę umarła a on ma tę słyną chorobę – schizofrenię.
Od kilkudziesięciu minut siedzieli w ciszy na masce auta, pijąc kawę.
Chłopak obdarzył ją czułym spojrzeniem, za którym nadal kryły się iskierki smutku i żalu.
– Nie dam rady... już dalej ci pomagać – odwróciła wzrok. Zwilżyła wargi, czując, jak zaczyna być gęstsza atmosfera.
– Wiem – odpowiedział z chrypką. Spojrzała na niego ze ściągniętymi brwiami.
– Wiesz? – zdziwiona powtórzyła.
– Zdawałem sobie sprawę, że mi nie pomożesz, nie całkowicie – spojrzał na kubek kawy, który trzymał w ręku.
– Och...
– Ale to nie znaczy, że nie pomogłaś – pospiesznie wyjaśnił. – Racjonalnie trzeba na to spojrzeć. Gdybyś nie ingerowała, to pewnie nie poszedłbym... no wiesz – uniósł lewy kącik ust.
– To wcale nie jest straszne – pocieszyła. – Nie biją ani nie dają ci zastrzyków.
– Polemizowałbym z tym ostatnim – spojrzał na nią kątem oka z uśmiechem.
Serce nastolatki zatrzymało się gwałtownie. To spojrzenie i uśmiech były prawdziwe, niewymuszone. Pomimo bólu, który był widoczny na jego twarzy, te dwa gesty były prawdziwe... Może właśnie dlatego, że ból również?
– Więc obiecujesz, że pójdziesz? – pochyliła się, by spojrzeć na jego twarz.
Ten tylko skinął głową i znów spojrzał w dal.
– Ja po prostu się boję, wiesz? – zagadał. – Jeśli będę zbyt szczęśliwy, to wydarzy się coś, co zabierze mi to szczęście. Tak jak teraz ten prawie wypadek – wzdrygnął się.
– Nie przestawaj się uśmiechać – rozkazała. – Ból zawsze przyjdzie, a jeśli zawsze będziesz się smucił, to będziesz tylko bardziej cierpiał. Dzięki chwilowej radości możesz złagodzić ból.
– Kocham te twoje psychologiczne gadki – prychnął, spuszczając głowę.
– Wow, Michael powiedział kocham, nie wierzę! – pisnęła.
– Ta, śmiej się – odwrócił wzrok na prawo, gdyż na lewo siedziała ona.
Nie chciał, by zauważyła te zaczerwienione policzki. Gdy zdał sobie sprawę, co powiedział, od razu się zawstydził. Kompletnie nie przemyślał słów, a potem zaczął żałować.
– Pogadaj też z ojcem, co? Fajnie by było, gdyby jednak ktoś cię wspierał na tej terapii – doradziła.
– Nienawidzę go – oznajmił bez ogródek.
– Znowu to samo – westchnęła, kręcąc głową.
– Nie – zacisnął powieki. – Chodzi o to, że ojciec od wieków zdradzał matkę. Ona wciąż mu wybaczała, wierząc, że w końcu się opamięta i zostawi Olivię. Jak widać, nie zostawił, jest z nią – zagryzł wargę. – Na drugi dzień po pogrzebie, wprowadziła się do naszego domu. Wcześniej już nie mogłem patrzeć na ojca, ale gdy ledwo po śmierci matki, sprowadził tę... nie mogłem go znieść. Nie mogłem znieść ich szczęścia – wysyczał.
– Chyba bardziej rozumiem już twój gniew na niego – zmrużyła powieki. – Mimo wszystko, ojca masz jednego, Mike. Mój się wyprowadził i od czasu do czasu dzwoni. Naprawdę sporadycznie – zaśmiała się. – Powinieneś się cieszyć, że chociaż jego masz, ale to ci pewnie wpoją na terapii.
– Nie muszą – odwrócił się w jej stronę. – Rozumiem już. Wiem, że masz rację... To, co mówiłaś wcześniej. O tym, że powinienem się cieszyć z posiadania was, bo nie wiem, kiedy to wszystko stracę – spojrzał na ich splecione dłonie. – Zrozumiałem to dziś całkiem dobitnie. Mogłem dziś stracić ciebie, przez to, że nie doceniałem. Dlatego przepraszam i... porozmawiam z nim – powrócił wzrokiem do jej oczu.
– Wow... Mam nadzieję, że po powrocie będziesz wreszcie mógł ruszyć dalej – przytuliła go do siebie. Odwzajemnił ten gest bez chwili zawahania.
– Wiesz... Wiara, że kochanie kogoś daje szczęście, jest zwykłym kłamstwem. Tak myślałem jeszcze kilka godzin temu – odsunęli się od siebie. – Teraz chyba jednak jestem w stanie wierzyć w te słowa trochę bardziej.
– Dobry start – zaśmiali się oboje. – Wracamy? – spytała z lekkim niepokojem.
– Tak, zaraz będzie się ściemniać, a wolałbym jednak dojechać za dnia. Do tego muszę porozmawiać z ojcem, szczerze – zeskoczył z maski i pomógł zejść Camilli.
~*~
Michael podziękował dziewczynie i uspokoił się, gdy ta obiecała nocować u babci, zamiast iść taki kawał drogi do domu. W ostateczności był gotowy poprosić ojca, by ten ją odwiózł.
Odebrał od niej kluczyki i ruszył do domu. Zamykając drzwi, usłyszał, jak w salonie jego macocha się z czegoś śmieje. Znów poczuł przypływ złości, ale odepchnął te myśli. Robił się zły machinalnie, znów chciał wrócić do trybu życia z rana, ale nie mógł. Obiecał Camilli i sobie leczenie.
Odłożył torbę w korytarzu i wszedł do salonu z rękami w kieszeniach bluzy. Zatrzymał się w progu, gdy dostrzegł, jak ojciec obejmuje Olivię. Spojrzeli na niego i odsunęli się od siebie.
– Nie musicie – powiedział.
Spojrzeli po sobie, ale nie odezwali się.
– Ja... Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać, tato. Myślę, że potrzebuje pomocy...
Mężczyzna rozszerzył zdziwiony oczy, ale zrozumiał, o co mogło chodzić jego synowi.
– Zostawię was samych – oznajmiła, po czym opuściła salon.
– Tato – zaczął, siadając na podłokietniku fotela – potrzebuje twojej pomocy.
CZYTASZ
This Cat//M.C.//✔
ספרות חובבים- Przepraszam - szepnęła ze łzami w oczach. - Po prostu się nie lituj i zapomnij - syknął, zatrzaskując dziewczynie drzwi przed nosem. [ Zakończone - ✔ ] ______________________________ Opowiadanie jest mojego autorstwa i zabrania się kopiowania t...