Rozdział 2

3.1K 199 17
                                    

Razem z Arthurem weszliśmy do kuchni. Blondyn od razu podszedł do stołu zastawionego alkoholem i zaczął robić nam drinki. Ja rozejrzałem się po pomieszczeniu i z zaskoczeniem odnotowałem obecność członków mojego klubu tanecznego. Podszedłem do nich, żeby się przywitać - choć tego dnia już się widzieliśmy.
- Siema chłopaki. Nie wiedziałem, że będziecie.
- Jasne, że nie. Po treningu wyleciałeś z sali, jak by Cię same diabły goniły - zauważył rozbawiony Johnny.
- Sorry, miałem mało czasu. Musiałem odwieźć Mike'a do domu, żeby z nim jeszcze coś omówić, a potem wrócić do domu i się ogarnąć.
- Kręcicie ze sobą?
- Jasne. Bo każdy singiel gej kręci od razu z drugim. Mikey co prawda jest w moim typie, ale tak się składa, że nasza relacja polega tylko na seksie.
- Uważaj, twój typ właśnie się tu zbliża - rzucił Aaron zaczepnie.
Obróciłem głowę i dostrzegłem wchodzącego do kuchni Michaela. Ten od razu do nas podszedł i posłał mi łobuzerski uśmieszek. Uśmiechnąłem się i puściłem mu oczko.
- Co tam, panienki? Już obrabiacie mi dupę?
- Twój tyłek zostawimy w wykwalifikowanych rękach - odparł że śmiechem Chris.
Obok mnie pojawił się Arthur.
- Stary, uprzedzaj mnie, jak znikasz - burknął zirytowany podając mi kubek.
- Sorry, zobaczyłem kumpli z klubu - skinąłem głową na mój skład. - To Johnny, Aaron, Chris i Michael. A to Arthur, mój przyjaciel.
- Och, a więc my jesteśmy tylko kumplami? Phi, zapamiętam to sobie - prychnął z udawaną urazą Aaron.
- Jak możesz, Olivier?! Ranisz nasze czyste i niewinne serca! - zakrzyknął dramatycznie Johnny niemal w tym samym czasie, kładąc przy tym dłoń na lewej piersi.
- Ale z was królowe dramatu - rzucił Chris kręcąc głową ze śmiechem.
- Z kim ja się zadaję - jęknąłem.
- Między innymi ze mną - wtrącił się Lantrose.
- I też nie wiem czemu - skwitowałem ze złośliwym uśmieszkiem.
- Jasne, frajerze, ty nie możesz beze mnie żyć.
Nawet nie masz pojęcia.
- Chciałbyś, cieniasie.
Nasza słowna przepychanka trwałaby nadal, gdyby nagle chłopacy nie zaczęli nas ciągnąć do salonu.
- Ej, Olivier, tańczymy? - zapytał Johnny wskazując wolną przestrzeń przy głośnikach.
- Potrzebujemy lepszej muzyki.
- Ja to załatwię - oświadczył Michael i zniknął na chwilę w tłumie. Wrócił minutę później. - Chodźcie, zaraz poleci kawałek dla nas.
Spojrzałem na Arthura, na co ten wzruszył ramionami.
- Poczekam tu.
Kiwnąłem głową i podążyłem za resztą. Ustaliliśmy się, jak zawsze - ja i Mike z przodu, a Aaron, Chris i Johnny z tyłu. Odetchnąłem głęboko i przymknąłem oczy.
Kochałem tańczyć. To był mój żywioł, moja pasja. Czułem znajome mrowienie rozchodzące się od opuszek palców dłoni i stóp, przyjemne dreszcze przebiegające wzdłuż pleców i ogień, który płonął w brzuchu i przez żyły rozprzestrzeniając się po całym ciele.

♡♤♢♧

Arthur

Gdy nie dostrzegłem bruneta w poprzednim miejscu szybko powiodłem spojrzeniem po zebranych w kuchni ludziach. Dostrzegłem go niemal od razu, stał i rozmawiał z grupką chłopaków, których pierwszy raz widziałem na oczy. Wyglądało jednak na to, że on ich znał. Nie zachowywał się tak swobodnie w towarzystwie nowo poznanych. Przez chwilę zastanawiałem się, czy mam podejść czy dać mu pogadać, ale wtedy do kuchni wszedł jakiś blondyn. Niski, ale przyciągający uwagę. Od samego wejścia spoglądał prosto na Evansa i nie wiedzieć czemu, nie podobało mi się to. Podszedł i uśmiechnął się do mojego przyjaciela, ale nie wiem, co ten mu odpowiedział, gdyż zmienił pozycję i na tamten moment stał do mnie plecami. Postanowiłem o sobie przypomnieć - w końcu przyszliśmy na imprezę razem. Zresztą, nie miałem powodu, żeby cykać się przed poznaniem innych jego kumpli.
- Sorry, zobaczyłem kumpli z klubu. To Johnny, Aaron, Chris i Michael. A to Arthur, mój przyjaciel.
Mój wzrok spoczął na najniższym z nich. Zmierzył mnie spojrzeniem, jak manekina na wystawie, po czym niemal z ignorancją odwrócił wzrok. Jakby chciał mi pokazać, że nie jestem godny jego uwagi.
- Z kim ja się zadaję - jęknął nagle Olivier.
- Między innymi ze mną - rzekłem tonem sugerującym, że to powinien być dla niego zaszczyt.
- I też nie wiem czemu.
- Jasne, frajerze, ty nie możesz beze mnie żyć.
- Chciałbyś, cieniasie.
Pewnie dalej byśmy się tak przedrzeźniali, gdyby ci jego koledzy nie zaczęli nas popychać w kierunku salonu. A raczej mnie popychać, bo Evansa ciągnął za rękę ten cały Michael.
W pomieszczeniu obok panował lekki zaduch, w powietrzu mieszały się opary perfum, potu, dymu papierosowego, marihuany i alkoholu. Typowa imprezowa mieszanka. Tak się skupiłem na tym, jak blisko stoi Mike i Olivier, że dopiero, gdy brunet na mnie spojrzał dotarło do mnie, że coś mówili. Szybko przewertowałem w myślach strzępki rozmów, jakie dotarły do mojego mózgu. Mój umysł rozjaśniła zielona lampka. Wzruszyłem ramionami i powiedziałem:
- Poczekam tu.
Skinął i poszedł za swoim zespołem. Ustawili się i czekali. Obserwowałem, jak się przygotowuje. Właściwie wtedy zrozumiałem, że mimo tylu lat przyjaźni nigdy nie widziałem, jak tańczył. Oparłem się o ścianę i stamtąd postanowiłem obejrzeć przedstawienie.
Rozpoczęła się piosenka. Cała piątka zaczęła poruszać się w tym samym momencie, w tym samym układzie. Musieli wcześniej ćwiczyć do tego utworu, bo każdy ich ruch był identyczny, choć nawet na siebie nie patrzyli - a nie zauważyłem, by wcześniej coś między sobą uzgadniali.
Ale nie to przyciągnęło mój wzrok. Olivier wyglądał jakąś... Inaczej. Pochłonięty tańcem sprawiał wrażenie, jakby wszystko inne przestało istnieć. Jakby był tylko on, muzyka i parkiet. Nigdy wcześniej nie widziałem go tak pełnego pasji.
Nagle poczułem się zbędny, samotny i opuszczony. Ja miałem tylko Oliviera, reszta moich kumpli może nie była zła, ale nie miałem z nimi tak dobrego kontaktu, jak Evans ze swoją grupą. Dodatkowo co ze mnie za przyjaciel, skoro wcześniej ani razu nie widziałem go, gdy oddawał się swojemu talentowi? Olivier był niemal na każdym moim meczu i zawsze żałował, jeśli na jakimś nie mógł być. No i ten Michael. Nie miałem wątpliwości, że on coś do niego miał. Nie wiedziałem co dokładnie, ale nie podobało mi się to. Wolałbym, żeby się z nim nie zadawał.
- Jesteś pieprzonym hipokrytą, Lantrose - mruknąłem do siebie na raz wychylając całą zawartość kubka.
- Twój kochaś Cię zostawił? - rzucił zaczepnie Conor stając obok mnie.
Przewróciłem oczami.
- To nie mój kochaś.
- Ta, wiem - skrzywił się. - W końcu posuwa Michaela.
Poczułem, jak robi mi się nie dobrze. Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałem? Naprawdę tak mi nie ufał?
- Słucham?
- Nie powiedział ci? Nie sądziłem, że takie psiapsiółki, jak wy, mają przed sobą jakieś tajemnice. Szok i niedowierzanie. - zaśmiał się niewesoło. - To, co słyszałeś, blondyneczko. Twój kochaś posuwa Michaela. Relacja sex-friends, same korzyści.
Może gdybym nie był tak oszołomiony nowymi wieściami o osobie, którą wydawało mi się, że znam najlepiej, to dosłyszałbym gorycz pobrzmiewającą w jego głosie. Byłem jednak w zbyt wielkim szoku, jakby ktoś zdzielił mnie obuchem po głowie. Zacząłem się zastanawiać, co ja tak naprawdę wiedziałem o moim najlepszym przyjacielu i ile było w tym mojej winy.

Hold My HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz