Rozdział 16

2.1K 141 5
                                    

Olivier

Samuel wyglądał dokładnie tak samo, jak zawsze . Wysoki, blady i rudy. Pierwszy raz spotkaliśmy się, kiedy byłem w wieku około czternastu lat, na moim pierwszym konkursie tanecznym. Oboje dotarliśmy do połowy, po czym odpadliśmy po selekcji. Dogadaliśmy się i zostaliśmy rywalami. Nie pisaliśmy często, ale spotykaliśmy się na niemal każdym poważniejszym konkursie.
Uśmiechnąłem się szeroko i podszedłem do brązowookiego.
 - Kopę lat, staruchu - rzuciłem złośliwie.
 - To tylko dwa lata, niewychowany bachorze - odparował dźgając mnie palcem pod żebra.
Zaśmiałem się głośno odskakując na bok.
 - Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że Cię tu spotkam - powiedziałem przyglądając mu się uważnie. - To nie jest wielki konkurs, w dodatku daleko od twojego domu.
 - Może nie wielki, ale oceniają go wielkie persony - odparł uśmiechając się nonszalancko. - Ten gość, który dał Ci wizytówkę, to łowca talentów z Make Your Dreams Come True.
 - O cholera - wytrzeszczyłem oczy. - Poważnie?
 - Nie, na niby - pokręcił z niedowierzaniem głową. - Wiesz, talent jest ważny, ale mógłbyś trochę bardziej rozpoznać temat, gówniarzu.
 - Sorry mamo, poprawię się. Właściwie, to gdzie twój team?
 - Nie ma - Sammy splótł palce na karku. - Odszedłem. Nie przykładali się do treningów i ogólnie nie brali tego wszystkiego na poważnie, więc siedzenie z nimi nie miało sensu. Przyjechałem tu tylko na konkurencję indywidualną.
 - Rozumiem - pokiwałem powoli głową. - Szkoda, ale prawdę mówiąc, nie dawałem wam wiele szans na sukces, jako drużyna.
 - Wiem, dość dosadnie mi to uświadomiłeś pół roku temu.
Uśmiechnąłem się niewinnie. Na ostatnim konkursie o charakterze charytatywnym oświadczyłem mu, że z takim zespołem nie ma z nami szans i miałem rację, bo odpadli już na początku drugiego etapu, podczas gdy ja z moją drużyną zdobyliśmy pierwsze miejsce.
 - Jaki masz numer?
 - Czwarty. A ty?
 - Dziewiąty. Najpierw zapisałem nas drużynowo - wyjaśniłem kiwając głową w stronę mojego teamu. - Wiesz, dzisiaj był ostatni etap. Wybiorą dwa zespoły, które pojadą do Londynu, by promować dni młodzieży. Jedni na otwarcie, drudzy na zamknięcie imprezy.
 - Jasne, rozumiem. Cóż, idę do mamy, pewnie się już denerwuje, czemu tak długo mnie nie ma.
 - Pewnie, pozdrów ją. I do później.

♡♤♢♧

Wyszedłem z szatni i starając się rozluźnić powoli ruszyłem w stronę wyjścia. Miałem jeszcze chwilę przed indywidualnymi, więc chciałem zaczerpnąć świeżego powietrza. Akurat kiedy przekroczyłem próg ścianę deszczu przerwało przybycie mojego ojca. Zaskoczony otworzyłem szeroko oczy.
 - Tato? Co z twoim spotkaniem?
 - Klient nie przyszedł, więc wyszedłem wcześniej z pracy - odparł ściągając kaptur. - Co ty tu robisz? Do środka, jeszcze mi się rozchorujesz.
 - Chciałem oczyścić umysł, nim nadejdzie moja kolej - wytłumaczyłem wracając na korytarz w towarzystwie rodzica. - Trochę się denerwuję - przyznałem po chwili.
 - Trochę stresu jest w porządku. Tylko nie daj się mu przygnieść. Synu, przygotowywałeś się do tego konkursu od dłuższego czasu. Jestem pewien, że świetnie sobie dasz radę - objął mnie ramieniem i potarł moje ramię. - Poza tym, już zwróciłeś na siebie uwagę jurorów, więc teraz po prostu skup się na tym, by dać z siebie wszystko.
 - Zrobię ta... Czekaj, skąd wiesz?
 - Arthur zdawał mi relację - zaśmiał się. - Musiałem uważać, żeby szef mnie nie przyłapał.
Popatrzałem na niego zdziwiony.
 - Nie wiedziałem.
 - Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że dostanę od niego wiadomość. Ale ostatnio się trochę zmienił. Jakby... Zaczął zwracać większą uwagę na innych, nie sądzisz?
Uśmiechnąłem się szeroko i potaknąłem twierdząco głową. Odprowadziłem ojca pod wejście na salę i wskazałem mu wydzieloną sekcję dla rodziny zawodników, po czym biegiem udałem się za scenę. Chłopcy ulotnili się po coś do jedzenia, a Conor i Mike nie wrócili odkąd zniknęli po występie grupowym. Jedynym, który został, była blondyneczka oparta o ścianę w pobliżu miejsca, w którym ostatnio wszyscy staliśmy. Przygryzłem wargę. Zrobiło mi się jakąś tak ciepło na sercu, bo on wciąż tam był.
 - Wróciłem - rzuciłem stając przed nim. Uniósł wzrok znad komórki, uśmiechnął się i schował urządzenie do kieszeni swojej skóry.
 - Widzę, księżniczko.
 - Dziękuję.
Zmarszczył brwi.
 - Za co?
 - Tata wyrwał się z pracy i przyszedł, żeby obejrzeć mój występ. Powiedział, że relacjonowałeś mu dotychczasowe wydarzenia.
 - To nic takiego - zakłopotany wzruszył ramionami. - Wiesz, moi rodzice też przyszli, żeby Cię obejrzeć.
 - Cholera, teraz jeszcze bardziej czuję się pod presją - zaśmiałem się nerwowo i obrzuciłem uważnym spojrzeniem resztę zawodników. Nikt nie zwracał na nas uwagi, wszyscy zbyt zaabsorbowani sobą lub swoimi towarzyszami.
 - Hej - złapał za mój podbródek i przekręcił go tak, bym znowu patrzył mu prosto w twarz. - My wszyscy tu jesteśmy, bo w Ciebie wierzymy i chcemy Cię wesprzeć. Nie ma opcji, żebyś sobie nie poradził.
Stres przed występem? Jakim występem? Jak będzie mi tak robił, to będę mdlał, jak rasowa Mary Sue. Odchrząknąłem i cofnąłem się o krok, by uwolnić swoją twarz. Nie mogłem nic poradzić na to, że na policzki wpełzł mi zdradliwy rumieniec, ale zawsze mogłem to zwalić na stres, prawda? Nie? Cholera...
 - Dzięki - wymamrotałem.
 - Numer dziewiąty! - krzyknął głośno jeden z pracowników.
 - Idź, bo Cię zdyskwalifikują, księżniczko - ponaglił mnie Art.
Pokiwałem głową, posłałem mu ostatni nieśmiały uśmiech i pobiegłem w stronę sceny. Czułem napływ nowej, świeżej energii. Jakbym dostał energetycznego kopa. Na scenę wparowałem z lekkim uśmiechem i determinacją malującą się na twarzy.
 - Ocho - rzuciła ze śmiechem czerwonowłosa jurorka. - To na pewno będzie ciekawy występ.
 - Chłopcze! - łowca talentów od M.Y.D.C.T. klasnął podekscytowany w dłonie. - Znowu tu? Nie lubisz stać w miejscu, co?
 - Nie chcę się zatrzymywać - odparłem. - Wolę przeć przed siebie, do celu.
 - W takim razie nie będziemy Cię zatrzymywać - oświadczył juror w podeszłym wieku. - Pokaż nam, co przygotowałeś.
Wziąłem głęboki oddech, cofnąłem się kilka kroków i powiodłem spojrzeniem po tłumie. Dostrzegłem ojca, rodziców Arta, Chrisa, Johnnego, Aarona z dziewczyną i... Michaela siedzącego na ramionach Conora. Blondyn uśmiechał się szeroko, a kiedy złapał moje spojrzenie pokazał mi uniesiony w górę kciuk. Zacisnąłem usta, by się nie zaśmiać i przymknąłem oczy. Arthur miał rację, oni wszyscy byli tam, by mi kibicować. Musiałem dać z siebie wszystko, by ich nie zawieść.
Piosenka "Find You" od Topica się rozpoczęła, a moich żyłach ponownie wybuchł pożar.

Hold My HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz