Rozdział 3

2.7K 187 14
                                    

Przetańczyli kolejne dwie piosenki. Dwie, długie piosenki. Ja dalej podpierałem ścianę zatopiony we własnych myślach. Pokręciłem zirytowany głową. Byłem na siebie zły, bo po przeanalizowaniu całej naszej relacji z Evansem doszedłem do wniosku, że mój brak wiedzy na jego temat to tylko i wyłącznie moja wina. Gdybym słuchał go uważniej, nie miałbym takich braków. Możliwe, że nawet o Michaelu mi mówił, albo chciał powiedzieć, a ja go po prostu nie wysłuchałem.
Jak złapać doła na imprezie, poradnik autorstwa Arthura Lantrose. Od dziewiątego października w sprzedaży.
Przyjąłem od Conora już któryś z kolei kubeczek. Kręcąc lekko zawartością plastikowego naczynia wbiłem w niego mój wzrok.
- Dlaczego nie lubisz Oliviera?
Chłopak zawarł na chwilę, po czym powoli zwrócił na mnie swoje szare oczy. Wyglądał na zaskoczonego moim pytaniem. Czy ja naprawdę byłem takim dupkiem, który nigdy nie interesował się swoimi kumplami?
- Składa się na to kilka rzeczy - burknął w końcu. - Ma coś, czego ja nie mogę mieć. A przyczyny, dla których tak jest, w jego oczach są głupimi wymówkami. Już parę razy się o to pokłóciliśmy i raz nawet daliśmy sobie po razie.
Zamrugałem zaskoczony. O tym też pierwszy raz słyszałem. I chociaż nie wątpiłem, że Olivier potrafił przyłożyć, to ciężko było go do tego sprowokować. Powoli kiwnąłem głową i ponownie zwróciłem spojrzenie na bruneta. Najwyraźniej skończyli swój układ, bo skłonili się widowni i przybijając sobie piątki zaczęli między sobą dyskutować. W pewnym momencie Evans obrócił się w moim kierunku, przez co nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Uśmiechnął się do mnie zawadiacko i ruszył w moim kierunku. Niestety, reszta powlokła się za nim.
W tym ten Michael. Nie znałem go, ale z jakiegoś powodu nie mogłem go ścierpieć. Jak to ujął Conor? Jakby miał coś, czego ja nie mogę mieć.
- Wracajmy do domu - wypaliłem.
Olivier spojrzał na mnie zdumiony. Ta, ja chcący wcześniej wyjść z imprezy to coś zdecydowanie niecodziennego. Zwłaszcza, że właściwie nie byliśmy tam zbyt długo. Brunet nachylił się nad blondynem, powiedział mu coś na ucho, po czym podszedł do mnie i skinął głową na wyjście. Już na zewnątrz wcisnąłem ręce do kieszeni i przygryzłem wargę. Nie wiedziałem, jak mam wyjaśnić przyjacielowi moje dziwne zachowanie. Ten jednak mnie nie pospieszał, ani nie pytał. Po prostu szedł obok spokojnie patrząc przed siebie.
 - Nie zapytasz?
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
 - Nie. Na pewno masz jakiś powód i kiedy będziesz gotowy, to sam mi go wyjawisz.
Za cholerę Ci tego nie powiem, przecież to wygląda na scenę zazdrości.
 - Uh, tak - skrzywiłem się. - Przepraszam, sam się uparłem na tą domówkę, a...
 - Nic się nie stało, blondyneczko. Ja i tak nie czułem się tam zbyt dobrze, w końcu to terytorium wroga - zaśmiał się i wyciągnął telefon. Odpisał coś i wszedł w internet. - Za kwadrans mamy autobus, spokojnie zdążymy.
 - Conor mi powiedział - wyrzuciłem z siebie. Schował komórkę do kieszeni i uniósł pytająco brwi. - Że ty i... Ekhm, i Mike, no wiesz.
Zacisnął usta i powoli pokiwał głową.
 - Jesteś zły, że Ci nie powiedziałem? - spytał wciskając dłonie w kieszenie, identycznie jak ja.
 - Nie zły, tylko zaskoczony. Po prostu myślałem, że mówimy sobie o takich rzeczach - wymamrotałem.
Co ty pieprzysz, Lantrose? Przecież ty też nie mówisz mu o każdej lasce, jaką przeleciałeś.
 - Nie powiedziałem Ci, bo nie sądziłem, że chcesz tego słuchać. Mało który hetero interesuje się tym, co robi jego kumpel gej.
 - Interesuję się nie dlatego, że jesteś gejem, a dlatego, że jesteś moim przyjacielem.
Cóż, to przynajmniej było szczere. Popatrzyłeś się na mnie z takim ciepłem w oczach, jakby sprawiły ci dużą przyjemność, a jednocześnie odniosłem wrażenie, jakby to były słowa z rodzaju tych, które najbardziej Cię ranią.
 - Przepraszam.
Bosko, jeszcze zmusiłem Cię do przepraszania. No rewelacja.
 - Nie musisz mnie przepraszać, ja... Ugh, relacje międzyludzkie ssą. Po prostu zmieńmy temat, księżniczko.
 - Dobra. Możesz mi powiedzieć, dlaczego nazywasz mnie księżniczką? To takie niemęskie.
 - Pamiętasz przedstawienie w drugiej klasie? Jane była chora, więc nauczycielka wybrała Cię na jej miejsce, wcisnęła w tą zieloną kieckę i wypchnęła na scenę.
Jęknął.
 - Najgorsze wspomnienie z dzieciństwa.
Zaśmiałem się.
 - Byłeś uroczy, widownia Cię pokochała.
Skrzywił się.
 - I zamierzasz dalej mnie tak nazywać?
 - Po grób.
Pokręcił głową z niedowierzaniem i mógł się tego wypierać, ale dałbym sobie rękę uciąć, że widziałem jego lekko uniesione kąciki ust. Uśmiechał się, ale jego duma nie pozwalała mu mi tego pokazać.
 - Jak sobie chcesz, blondyneczko.
 - Twoja kolej. Jestem blondynem, ale do laski mi daleko, więc dlaczego?
 - Jak mieliśmy po czternaście lat miałeś fazę emo, chodziłeś cały na czarno i zapuściłeś włosy. Miałeś wtedy jeszcze drobną budowę ciała. Jakiś chłopak nawet wyznał Ci miłość.
 - Ach, tak. Prawda - westchnąłem przeczesując włosy palcami. - To było niezręczne.
 - Bo to był chłopak?
 - Nie - zatrzymałem się i opadłem na ławkę pod daszkiem przystanku. - Bo pomylił moją płeć. On naprawdę myślał, że jestem dziewczyną.
Usiadł obok i oparł się plecami o szybę.
 - Ty przynajmniej nie paradowałeś w sukience przed salą pełną innych dzieci i ich rodziców.
Parsknąłem śmiechem.
 - Byliśmy mali, nikt już tego nie pamięta.
 - Ty pamiętasz.
 - Ale jestem twoim przyjacielem, to normalne.
I znowu ten błysk w oczach. Cholera, co ja robiłem nie tak?
 - Taaa, wiemy o swoich wszystkich żenujących wpadkach - potaknął i pacnął mnie w kolano. - Rusz się, autobus jedzie.
Niecałą godzinę później byliśmy już pod blokami, gdzie mieliśmy się rozstać. Wtedy telefon Oliviera zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu mignęło mi imię tego blond ignoranta.
 - Co jest, Mikey?
Mikey?
Chwilę nic nie mówił, po prostu słuchał, po czym westchnął głęboko.
 - Po co w ogóle z nim rozmawiałeś, skoro wiedziałeś, jak to się skończy...? Uh, ta, racja. Weź taksówkę. Zapłacę, po prostu przyjedź. Tak. Czekam.
 - Coś się stało? - zapytałem od razu.
Ten chłopak zaczynał mnie irytować. Ostatnio co bym nie spędzał czasu z moim przyjacielem, on gdzieś się tam czaił. Dzwonił, pisał, albo podszedł osobiście. Wkradł się w nasze życie, między mnie a Oliviera. Miałem wrażenie, jakby odciągał go ode mnie. Tylko, czy to naprawdę była tylko jego wina? Bo czułem się tak, jakbym sam dał mu wolną rękę.
 - Nie martw się, sam się tym zajmę - poklepałeś mnie po plecach. - Poczekam tu na niego, a ty idź już do środka.
 - Mogę z tobą poczekać.
Rozważałeś to chwilę, ale ostatecznie pokręciłeś głową.
 - Nie. Lepiej będzie, jak już wrócisz do domu.
Poczułem się odepchnięty. Mimo to wymusiłem uśmiech, rzuciłem coś na pożegnanie i szybko odszedłem w stronę mojej klatki schodowej.
Jak sobie pościeliłeś, tak się teraz wyśpisz, Lantrose.

Hold My HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz