Rozdział 8

2.3K 165 12
                                    

Arthur

Mama spojrzała na mnie zupełnie ignorując obecność Blair. Uśmiech z jej twarzy zniknął wraz z odejściem Oliviera, jakby tylko dzięki niemu się tam znalazł. W duchu westchnąłem zmęczony czując zbliżającą się nieuchronnie nieprzyjemną rozmowę.
- Wchodzisz czy zostajesz? - spytała wyciągając z torebki klucze.
- Mamo, Blair jest moją dziewczyną. Nie każę Ci jej lubić, ale powinnaś ją chociaż szanować.
- Nie mam szacunku do osób jej pokroju. Za pierwszym razem wymagała tego ode mnie kultura, teraz już na szczęście nie. Ta dziwka nie przekroczy więcej progu mojego domu.
- Mamo! - krzyknąłem oburzony.
- Póki co mieszkasz pod moim dachem i musisz stosować się do moich zasad. A jak tak bardzo Ci się to nie podoba, to się przeprowadź, droga wolna - kontynuowała zupełnie ignorując mój protest i więcej na nas nie patrząc weszła na klatkę schodową.

♡♤♢♧

Olivier

Środa, jak środa, nic specjalnego. A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki na długiej przerwie zestresowany Conor niemal siłą wyciągnął mnie ze szkoły na zewnątrz, by pogadać ze mną na osobności. Widząc jego minę pomyślałem, że chce mi po prostu spuścić łomot, bo hej, przy świadkach zatargał mnie na parking.
- Słuchaj, jak chcesz mi przywalić, to nie musisz...
- Nie chcę Cię bić. Jeszcze - burknął zirytowany. - Słuchaj, musisz mi pomóc.
- Pomóc? W czym?
- Powiedziałem rodzicom, że jestem gejem i wywalili mnie z domu.
Otworzyłem usta lekko oszołomiony.
- Cóż, to dobrze - mruknąłem otrząsając się z zaskoczenia.
- Dobrze?! - oburzył się i wyrzucił ręce w górę. - Nie mam dachu nad głową, pieniędzy na życie i rodzice mnie nienawidzą. Istna sielanka!
- Uspokój się, ludzie się zbierają - przewróciłem oczami. - Masz coś ze sobą? Ciuchy, cokolwiek?
- Telefon, ładowarkę, jeden zapasowy zestaw ciuchów w bagażniku i sportowe rzeczy na treningi.
- Pracujesz?
- Nie.
- To zaczniesz. Akurat szukają kogoś na pół etatu w moim warsztacie. Dorzucisz się do comiesięcznych wydatków i czynszu, to ojciec pozwoli ci się u nas zatrzymać.
- A co potem? Nie będę mieszkał u Ciebie wiecznie.
Uśmiechnąłem się szeroko i poklepałem go po ramieniu.
- Potem będziemy się o to martwić. Wyluzuj, stary, właśnie zyskałeś wolność.
- Ty... Nie wiem, jak Cię określić. Wykraczasz poza wszystkie znane mi szablony - założył ręce na klatce piersiowej. - Ale jest jeszcze sprawa Michaela.
- Nie wiem, w czym widzisz problem - założyłem ręce za głowę. - Kocha Cię, a ty kochasz jego.
- Jesteś z nim.
- Nigdy nie byliśmy w związku. Spaliśmy ze sobą kilka razy, to prawda. Wiesz, jesteśmy tylko ludźmi i mamy swoje potrzeby, ale nie było między nami uczucia tego typu. Poza tym, jesteśmy przyjaciółmi. On będzie z tobą szczęśliwy, więc nie będę go zatrzymywał - odpowiedziałem spokojnie. - Dzielenie się ładowarką byłoby większym problemem, niż to - dodałem lekceważąco i obróciłem się w stronę wejścia do szkoły.
- Boże, ty mówisz poważnie. Wykopali mnie z domu, a teraz zamieszkam z wariatem, który mnie do tego namówił - głośno wypuścił powietrze z płuc i zaśmiał się histerycznie.
- Do niczego Cię nie namawiałem, to była twoja decyzja. Jeśli jej żałujesz, to nawet nie zabieraj się za Mike'a, bo Ci łapy ujebię - warknąłem ostrzegawczo.
Spojrzał na mnie uważnie.
- Nie żałuję. Ale to wciąż beznadziejna sytuacja - odchrząknął. - Nie mówmy mu.
- Słucham? Co ty wygadujesz?
- Chcę mieć pewność, że dam radę, zanim mu powiem. Nie chcę robić mu nadziei, jeśli mam się później złamać.
- Nie doceniłem Cię - przyznałem kiwając powoli głową. - Dobrze, zgadzam się. Wydajesz się brać go na poważnie, więc nie będę wchodził w drogę twoim planom odzyskania go. Ale zrań go, a wyrzucę Cię na bruk bez cienia wyrzutów sumie...
- Olivier! Co on od Ciebie chciał?!
Oboje spojrzeliśmy na zziajanego blondyna, który właśnie do nas dopadł. Przed lunchem miał chemię, co w skrócie oznaczało tyle, że musiał przebiec całą szkołę, żeby wydostać się na dziedziniec i nas odnaleźć. Wyglądał na zaniepokojonego, jednak wyraźnie się rozluźnił, gdy nie dostrzegł żadnych śladów bijatyki.
- No co nic nie mówicie?
Parsknąłem śmiechem widząc niezadowolenie na jego twarzy.
- Doszliśmy do pewnego rodzaju porozumienia - oświadczyłem poważnie. - Nie będziemy już sobie tak skakać do gardeł, powinieneś się cieszyć.
- To naprawdę się dzieje - Conor przyłożył dłonie do skroni i zaczął je rozmasowywać. - Chyba rzuciłbym się pod koła pierwszego lepszego tira, gdyby mi się to śniło - dodał wyraźnie odzyskując dobry humor.
- Ucz się ode mnie, mam stalową wytrzymałość - mruknąłem wzdychając. - Dobra, ja idę coś zjeść. Głodny jestem.
- Oli, czekaj, o co tu chodzi?
- Nie interesuj się, gówniarzu - ku jego skrajnemu oburzeniu zmierzwiłem mu włosy. - Nie dąsaj się tak, potem będziesz mi dziękował. A teraz rusz się, bo zajmą nam nasz stolik.
- To mi się ani trochę nie podoba - burknął rzucając ostatnie spojrzenie szatynowi i idąc za mną.
- Jeszcze. Zobaczysz, będzie dobrze.
Wracając przez parking do szkoły czułem jednocześnie zadowolenie i lekką rezygnację. Potrafiłem rozwiązać problem gościa, którego nawet nie lubiłem, ale sam ze swoimi nie mogłem dojść do porozumienia. Przerąbane.
- Naprawdę nic mi nie powiesz?
- Nie. Conor chce zrobić coś pożytecznego, dajmy mu więc dobrą rękę. Kiedy już się uda, sam przyjdzie do Ciebie, by się pochwalić.
- Skąd wiesz, że mu się uda?
- Och, proszę - prychnąłem. - Ja opracowałem ten plan. Nie ma szans, żeby nie wypalił.
Mike popatrzał na mnie z rozbawieniem.
- Jaki ty skromny.
Chciałem mu coś odpowiedzieć, ale wtedy dostrzegłem Arthura i Blair. Stali w otoczeniu kilku kumpli blondyneczki ze szkolnej drużyny piłki ręcznej i jej koleżanek. Normalny widok na licealnym parkingu we wczesną jesień. Widziałem jednak nieobecny wzrok Lantrose, jak zdawkowo odpowiadał na pytania znajomych, jak co chwilę odpływa gdzieś myślami. I jak Blair piorunuje go wzrokiem za każdym razem, gdy to robi.
Wtedy nagle podniósł głowię i spojrzał na mnie nad ramieniem swojej dziewczyny. Jakby instynktownie wyczuł moją obecność. Zaschło mi w ustach, ale nie dałem opaść mojej masce obojętności. Uniosłem brwi w pytającym geście i skinąłem na jego towarzystwo dając mu do zrozumienia, na czym powinien skupić swoją uwagę. Skrzywił się lekko i przygryzając wargę odwrócił wzrok.
- Olivier, ty mnie w ogóle nie słuchasz - zirytował się Michael.
- Wybacz, co mówiłeś?
Zgrzytnął zębami.
- O dzisiejszym treningu, dupku. Przygotowujemy się do festiwalu jesiennego, pamiętasz?
- Prawda. I co?
- Weźmiesz udział w kategorii indywidualnej?
- Tak. A ty?
- Nie, nie sądzę. Sam czuję się niekompletny - wymamrotał. - W każdym razie...

Hold My HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz