Rozdział 12

2.1K 141 5
                                    

Arthur

Obserwowałem Blair przygotowującą się do wyjścia. Tego wieczora razem z jej bratem mieliśmy iść do teatru na jakiś spektakl, na który zostali zaproszeni przez samego właściciela przybytku. Wszystko mnie bolało po treningu, najchętniej zasnąłbym zaraz po powrocie do domu, ale dziewczyna wierciła mi dziurę w brzuchu od samego rana, więc w końcu zdecydowałem się przyjść.
 - Przestań się już tak krzywić - rzuciła poprawiając swój codzienny makijaż.
 - Mam skakać z radości, bo idę na przedstawienie, na które nie chcę iść? Po co?
 - Mógłbyś chociaż udawać, żeby sprawić mi przyjemność.
 - A kiedy ty mi sprawisz przyjemność?
Obróciła się na swoim krześle w moją stronę i uniosła brwi.
 - Nie będziemy teraz uprawiali seksu, niedługo wychodzimy.
 - Nie to miałem na myśli - przewróciłem oczami. - Chodziło mi o takie małe rzeczy, jak na przykład wieczór spędzony na oglądaniu ze mną meczu, albo zwyczajne zostanie w domu i słodkie lenistwo. Coś normalnego, co robią pary w naszym wieku, a nie obiadki z twoimi rodzicami albo teatr ze starszym bratem. Poza tym, seks to obopólna przyjemność.
 - O co ci chodzi, Arthur? Chcesz się kłócić? - zirytowała się zakładając ręce pod biustem.
Zmrużyłem oczy i z pozycji półleżącej podniosłem się do siadu.
 - Nie chcę się kłócić, chcę z tobą porozmawiać. Zawsze robimy tylko to, czego ty chcesz, nigdy to, co ja chciałbym robić.
 - Rzeczy, które ty chcesz robić, mnie nie interesują.
 - A myślisz, że teatr to moje marzenie? - pokręciłem głową. - Wali mnie to, wracam do domu.
 - Słucham? - spojrzała na mnie oburzona.
 - To, co słyszałaś. Skoro potrzebujesz pachołka, który będzie tylko Ci przytakiwał, to źle trafiłaś.
 - Arthur, ani mi się waż! - warknęła zrywając się z miejsca.
 - Bo co?
 - Znowu to robisz, olewasz mnie i moje potrzeby!
 - Ciągle ja i ja! A gdzie miejsce na moje potrzeby? - zmierzyłem ją ostrym spojrzeniem. - Wiesz, wtedy w kawiarni naprawdę pomyślałem, że może masz rację. Ale teraz już wiem, że nie. Rozstaliśmy się, bo nigdy nie brałaś mojego zdania pod uwagę, a ja przez to przestałem zadawać pytania. Bo po co, skoro i tak zawsze wszystko robiliśmy po twojemu? Przez Ciebie ucierpiały wszystkie moje relacje.
 - Acha, teraz obwiniasz mnie o to, że urwał Ci się kontakt z Olivierem?
 - Nie urwał się, ucierpiał - poprawiłem ją od razu. - I nie tylko z nim. Ostatnio nie ma dnia, żebym nie kłócił się z matką. Ale wiesz co? Teraz poświęcę im więcej czasu i upewnię się, że nigdy więcej nie zejdą na te tory.
 - Jesteś niepoważny.
 - Ty jesteś niepoważna - stanąłem przed nią. - Tak naprawdę to wcale nie chodzi o mnie, ale przyczepiłaś się, bo byłem łatwiejszą opcją, niż zaczynanie nowej relacji z zupełnie obcym chłopakiem.
 - Sugerujesz, że wybrałam Ciebie, bo tak było łatwiej? - aż się trzęsła ze złości. - Myślisz, że wieczne batalie z twoją matką są mi na rękę?
 - Jasne, że nie. Ale łatwiej wrócić do związku z eks, niż od początku budować nowy. Ale zdradzę Ci tajemnicę. Dla Ciebie każdy byłby dobry, jeśli tylko będzie robił dokładnie to, czego chcesz i oczekujesz. Sorry, ale to nie ja będę twoim księciem na białym koniu.
Zapowietrzyła się z oburzenia.
 - Jak śmiesz! - uniosła rękę, ale złapałem ją za nadgarstek, nim choćby pokonała połowę drogi do mojej twarzy. - Co się z tobą stało?! Nie poznaję Cię!
 - Nie podnoś na mnie ręki, bo nie dam się poniżać - syknąłem ostrzegawczo. - Ale w porządku, zmieńmy temat. Chętnie porozmawiam o przeszłości. Spotkałem się z Allenem, opowiedział mi, jak to między wami było. Jednorazowa przygoda, co?- dostrzegłem, jak straciła na pewności siebie, a gniew zniknął zastąpiony niepewnością.
 - J-ja...
 - Tak myślałem.
Puściłem jej nadgarstek. Ręka opadła bezwładnie wzdłuż tułowia, a blondynka odwróciła wzrok unikając mojego spojrzenia. Zaciśnięte usta wyraźnie mi mówiły, że nie ma nic na swoją obronę.
 - Nic nie wiesz, nie masz zielonego pojęcia - powiedziała zduszonym głosem zaciskając dłonie w pięści. - Życie w takiej rodzinie nie jest łatwe, wiesz? Musisz spełniać wszystkie wymagania rodziców, musisz zawsze nienagannie się prezentować, osiągać co najmniej bardzo dobre wyniki w nauce. Musiałam jakąś dać upust moim uczuciom.
Prychnąłem.
 - Wskakując do łóżka mojemu kuzynowi? Nie rozśmieszaj mnie. Już nawet nie wspominając o waszym dziecku.
Poderwała gwałtownie głowę i spojrzała na mnie zszokowana. Cofnęła się o krok, jakbym uderzył ją w twarz. Drżącymi dłońmi chwyciła się oparcia krzesła i powoli się na nie osunęła.
 - A więc powiedział Ci i o tym - wymamrotała matowym głosem. - Tak naprawdę to nie była moja decyzja. Owszem, wpadliśmy, ale nie chciałam go usuwać. Pomyślałam, że może to przełom, który miał mi wskazać właściwy kierunek. Ale ojciec znalazł test ciążowy. Kiedy się dowiedział, wpadł w furię. Kazał je usunąć - bezwiednie położyła dłoń na brzuchu. - Nazwisko Khan nie mogło być skalane. Po tym zatraciłam siebie. Spałam z Allenem i piłam na umór. Byłam wyprana z uczuć - sięgnęła na toaletkę po chusteczkę i mało elegancko wydmuchała nos. - Minęło trochę czasu, przeszłam przez terapię. I wtedy znalazłam twoją koszulkę. Pomyślałam, że możemy wrócić do tego, co było. Że mogę... Że mogę wymazać ten etap z mojego życia. Ale masz rację, to niemożliwe. To wszystko się wydarzyło, a ja zamordowałam moje dziecko. Nie ma możliwości, bym wróciła do tego, co było.
Stałem skamieniały dwa metry od Blair. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Przypomniało mi się jednak, jak zawsze reagował Olivier, kiedy coś się sypało. Nie starał się osądzać, zawsze chciał tylko pomóc.
Ruszyłem się, kucnąłem przed blondynką i położyłem dłonie na jej kolanach.
 - Nie wiem, co przeszłaś i ile Cię to kosztowało, ale nie możesz dalej tak żyć - odezwałem się łagodnie. - To skończy się tak samo, jeśli będziesz powtarzała swoje błędy z przeszłości. Jeśli chcesz, pomogę Ci inaczej spojrzeć na świat, ale nie oczekuj ode mnie, że wciąż będę twoim chłopakiem, lub że będę twoim usługującym. Jeśli będziesz potrzebowała, to Cię wysłucham i spróbuję doradzić.
 - Och, wow - zaśmiała się krótko. - Zmieniłeś się. A dokładniej, wydoroślałeś. Dziękuję. I przepraszam. Ja nigdy nie zamierzałam celowo Cię zranić, naprawdę.
 - Nie potrafiłem Ci wybaczyć, bo nie rozumiałem. Teraz rozumiem i już nie żywię do Ciebie urazy - wstałem i posłałem jej mój szeroki uśmiech.
 - Cieszę się - podrapała się nerwowo po karku. - Chyba będzie lepiej, jeśli już pójdziesz. Muszę wyjaśnić Marshallowi, dlaczego jednak nie pójdziemy.
 - Tak, to czas się zbierać - przyznałem spoglądając na zegar. - W razie czego znasz mój numer.

Hold My HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz