Rozdział 21

2.2K 150 25
                                    

Arthur

Do mieszkania weszliśmy w miarę cicho. Zaniosłem Oliviera do łazienki i posadziłem go na brzegu wanny. Ściągnąłem z niego ubrania zostawiając jedynie bieliznę i wręczyłem mu mokry ręcznik, by mógł się nim choć trochę przetrzeć. Wyszedłem na chwilę do jego pokoju, by przynieść mu piżamę, ale wciąż musiałem zachowywać się bardzo ostrożnie, bo na rozłożonej wersalce w kącie spał Conor. Gdy wróciłem do łazienki Oli przytrzymywał się umywalki i mył zęby. Może nie był w tak złym stanie, jak z początku mi się zdawało?
 - Nie znalazłem nic w łóżku, więc przyniosłem ci czyste dresy i koszulkę - poinformowałem bruneta podchodząc do niego bliżej.
Uniósł wzrok. Miał przekrwione białka, a tęczówki wciąż zasnuwała mgła. Uśmiechnął się słodko, pokiwał głową i wypluł do zlewu zawartość ust. Szybko wypłukał jamę ustną i usiadł potulnie na toalecie spoglądając na mnie wyczekująco.
 - Ubierz mnie - poprosił chichocząc.
Przygryzłem wargę. Cholera, to było takie urocze. Nie zastanawiając się nad tym długo naciągnąłem na niego przygotowane rzeczy. Brunet zamruczał cicho spoglądając na mnie spod zmrużonych powiek, kiedy zakładając mu górną część odzienia przejechałem rękoma po jego bokach. Po plecach przebiegł mi przyjemny dreszcz. Kiedy Evans tak patrzył czułem, jak w moim krwiobiegu zaczyna krążyć podekscytowanie i adrenalina.
 - No dobrze, teraz położę Cię do łóżka i...
 - Nie chcę jeszcze spać - wydął wargę i nadąsany założył ręce na klatce piersiowej. - Chcę herbaty - dodał stanowczo.
 - A po herbacie pójdziesz spać?
 - Nie obiecuję - odparł oblizując prowokująco wargi.
Nie mogłem powstrzymać rozbawionego uśmiechu, ale zgodnie z żądaniem pomogłem mu wstać i w miarę bezgłośnie dojść do kuchni. Zrobiłem mu upragnioną herbatę i się obróciłem, by zapytać, czy tym razem ma ochotę na gorzką, czy z miodem - bo musicie wiedzieć, że Olivier nie pijał herbaty słodzonej cukrem. Wtedy jednak jego ciało naparło na mnie i przycisnęło do blatu. Westchnąłem.
 - Olivier, odsuń się.
 - Nie chcę.
 - Jesteś pijany.
 - Nie tak, bym nie wiedział, co robię - oświadczył uśmiechając się łobuzersko i przeciągając dłońmi po moim torsie. Odetchnąłem głębiej czując jego ręce nisko na moich biodrach, gdzie koszulka zakrywała krawędź jeansów. - Nie zastanawiałeś się, jak to jest całować chłopaka? - mruknął.
 - Olivier, idziesz spać. Teraz - syknąłem z naciskiem czując, że to nie zmierza w dobrym kierunku. Znowu. - Nie jesteś trzeźwy, normalnie byś się tak nie zachowywał.
Brunet odsunął twarz od mojej szyi i posłał mi krzywe spojrzenie.
 - Jasne, że nie, w końcu ty nie wiesz, że Cię kocham. A przynajmniej się nie przyznajesz, że wiesz - skomentował z wyraźnym niezadowoleniem pobrzmiewającym w głosie. - A ja nie chcę Cię do niczego zmuszać, ale wiesz? Dzisiaj mam to gdzieś. Chcę spróbować, jak to jest... - zamilkł na chwilę szukając odpowiednich słów. - ... Cię mieć - dokończył wyraźnie zadowolony, po czym stanął na palach i sięgnął moich ust.
Odruchowo zamknąłem oczy. Czułem jego wargi na swoich i było to niesamowicie przyjemne uczycie. Zanim się rozmyśliłem chwyciłem go uda i podciągnąłem do góry. Odczytując mój sygnał brunet podskoczył i objął mnie nogami w pasie, jak wcześniej na klatce schodowej. Obróciłem się i posadziłem go na kuchennym blacie. Westchnął prosto w moje usta. Wykorzystałem ten moment, by zassać jego dolną wargę. W nagrodę z gardła Oliviera wydobył się cichy jęk. Wplótł palce w moje włosy i zaczął delikatnie za nie ciągnąć.
 - O kurwa.
Oderwałem się od Evansa, jak oparzony, i z przerażeniem spojrzałem w stronę drzwi. W progu stał osłupiały szatyn. Spoglądał na nas z wytrzeszczonymi oczami.
 - Wytłumaczę Ci to innym razem. Teraz bądź tak dobry i się nim zajmij - rzuciłem i wyleciałem z kuchni, jakby wszyscy diabli mnie gonili.

Olivier

Mroziłem Conora lodowatym spojrzeniem przez kilka sekund, czyli do momentu, w którym moich uszu dobiegł trzask zamykanych drzwi. Prychnąłem zirytowany i leniwie ześlizgnąłem się na podłogę.
 - A było już tak dobrze - burknąłem przytrzymując się krawędzi blatu.
 - Sorry - zażenowany chłopak niepewnie się zbliżył. - Obudziłem się, bo chciało mi się pić i no... Nie wiedziałem, sorry.
Przewróciłem oczami.
 - Nie ważne - złapałem za kubek i podpierając się to ściany, to innych kuchennych mebli, aż dotarłem do krzesła. - Przynajmniej będę miał co wspominać.

♡♤♢♧  

Obudziłem się przed pierwszą na okropnym kacu. Zwykle efekty picia były łagodniejsze, ale zwykle nie piłem też tak dużo i nie łączyłem alkoholu z używkami. Jęcząc boleśnie zwlokłem się z łóżka i udałem się do łazienki. Musiałem doprowadzić się do porządku i pogadać z Artem. Nie chciałem, żeby mi się blondyneczka pocięła mydłem, bo go pocałowałem.
Kwadrans później stałem już pod klatką schodową przyjaciela. Jakaś jego sąsiadka akurat wchodziła, więc pomogłem jej z siatkami, po czym wszedłem jeszcze piętro wyżej. Zapukałem energicznie do drzwi. Chwilę później otworzyła mi pani Lantrose.
 - Witaj Olivierze - zaświergotała. - Arthur jest w pokoju, możesz do niego iść.
 - Um, dziękuję - uśmiechnąłem się niepewnie.
Zniknąłem jej z oczu możliwie jak najszybciej. Normalnie chętnie z nią rozmawiałem, ale tym razem miałem wrażenie, jakby dokładnie wiedziała, co zaszło między mną a jej synem. Bez pukania wszedłem do pokoju blondyna i... Cóż, nie pożałowałem, bo stał przed komodą z ubraniami w samym ręczniku owiniętym wokół bioder. Kropelki wody wciąż skapywały z jego włosów na jego jasnobrązową skórę i spływały po torsie w dół, aż docierały do krawędzi granatowego materiału.
Właściwie nie miałem nic przeciwko oglądaniu go w takim wydaniu dalej, ale uznałem, że jednak wypadałoby zawiadomić chłopaka o mojej obecności. Odchrząknąłem głośno zwracając tym na siebie jego uwagę.
 - Długo Ci to zajmie?
Zmieszał się.
 - Nie, pięć minut.
 - To dobrze, poczekam na zewnątrz - rzuciłem obracając się z zamiarem wyjścia.
 - Gdzie idziemy? - usłyszałem za sobą sfrustrowane pytanie Lantrose. Czyżbym uniemożliwił mu włożenie zwykłego dresu do siedzenia w domu? Jak przykro.
 - Na boisko - krzyknąłem z korytarza. - Weź piłkę.
Założyłem ręce na kark i czekałem oparty o ścianę w przedpokoju. Przypomniała mi się sytuacja z kuchni. Powoli oblizałem usta, a zaraz potem na moje wargi wdarł się zadowolony uśmieszek. Koniec z powstrzymywaniem się i uciekaniem. Nadszedł czas, by przejść do ofensywy.
 - Mam nadzieję, że jesteś gotowy, Lantrose - mruknąłem z drapieżnym uśmieszkiem.
 - No przecież ubieram buty - burknął zirytowany blondyn.
Rzuciłem na niego okiem.
 - Już tu jesteś? Dobrze, to idziemy.
Wypadłem na korytarz.
 - Cholera jasna, Evans, czekaj na mnie!

Hold My HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz