Rozdział 19

2.1K 144 4
                                    

Ten moment, kiedy myślisz, że nie może być gorzej, ale wtedy dopada Cię Michael Russell. Ciskając we mnie gromami z oczu oświadczył, że po lekcjach chce ze mną porozmawiać i jeśli się nie pojawię, to nogi mi z dupy powyrywa. Normalnie bym się nie przejął, ale jak na taką drobinę chłopak okazał się zaskakująco przekonujący, więc grzecznie zgodziłem się zostać po zajęciach.
Olivier natomiast unikał mnie, jak ognia. Gdy pojawiałem się w zasięgu jego wzroku robił tzw. strategiczny odwrót i rozpływał się, zanim zdążyłem do niego podejść. Czułem się dziwnie. Byłem cały dzień w szkole, a nie zamieniłem z Olim ani słowa. To jakby spragniony człowiek znalazł butelkę wody, ale po odkręceniu okazało się, że jest pusta.
Przeczesując nerwowo włosy wcisnąłem oblaną kartkówkę do zeszytu. Wszystko umiałem, ale tego dnia zupełnie nie mogłem się skupić, co zaowocowało słabą oceną. Zirytowany opuściłem klasę i ruszyłem w stronę parkingu. Mike nie powiedział, gdzie mamy się spotkać, ale przypuszczałem, że właśnie tam.
W tłumie mignęła mi czupryna Evansa. Szybkim krokiem zmierzał ku wyjściu. W pierwszym odruchu chciałem za nim pobiec, ale nie mogłem przedrzeć się tak szybko przez odgradzający mnie od bruneta tłum. Z rezygnacją dałem ponieść się fali innych uczniów i kilka minut później wydostałem się na zewnątrz. Zgodnie z oczekiwaniami blond szantażysta czekał na mnie u dołu schodów.
 - No wreszcie - burknął zirytowany. - Chodź, pójdziemy do mnie. Nie będę się na Ciebie wydzierał publicznie.
 - Masz ogród? - spytałem wlekąc się za nim.
 - Mam. Czemu?
 - Potencjalne miejsce na zwłoki - mruknąłem wciskając ręce do kieszeni.
 - Dobrze, że jesteś tego świadomy.
Rzuciłem mu krzywe spojrzenie, ale więcej nic nie mówiąc podążałem za nim. Jakieś dwadzieścia minut zajęło nam dotarcie do miejsca zamieszkania chłopaka. Mały, uroczy domek pomalowany na beżowy kolor z czarną dachówką. Jeszcze mniejszy podjazd i drobna drużka utworzona z płaskich kamieni prowadząca na tyły. Cud, miód i malina.
 - Co się tak lampisz? Wchodź - ponaglił mnie niebieskooki już czekając w przedpokoju.
Zakłopotany własnym roztargnieniem szybko wszedłem do środka. Zamknąłem za sobą drzwi, ściągnąłem buty i zostawiając je obok plecaka poszedłem za nim do jego pokoju.
 - Dobra, mów, co się wczoraj wydarzyło - polecił, kiedy usiadłem na jego łóżku. Sam przysunął sobie krzesło od biurka. - Od rana chodzi struty, to musi być twoja wina - dodał, kiedy zastanawiałem się, czy opowiedzieć Michaelowi, co ostatnio się między nami działo.
 - Czy zawsze, kiedy Olivier ma zły humor, to moja wina?
 - Nic innego tak na niego nie działa. Nie zmieniaj tematu, mów.
Niechętnie przytoczyłem mu naszą rozmowę. Kiedy umilkłem chłopak przyglądał mi się przez chwilę w milczeniu, po czym odchylił się na krześle i zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem.
 - Czego ty właściwie od niego oczekujesz, co? Mówisz, że zależy Ci na nim, jako przyjacielu, ale najpierw masz go w dupie, a potem go ograniczasz i osaczasz, jakby był... - nagle na jego twarzy pojawił wyraz zrozumienia. Wybuchnął ponurym śmiechem. - Ty uważasz, że on należy do Ciebie. Cholera, mogłem się domyślić. Uświadomię Cię Lantrose, Olivier nigdy twój nie był, nie jest i też nie będzie, jeśli będziesz takim chujem, jakim jesteś teraz.
 - Ja wcale...
 - Ależ oczywiście, że tak - uśmiechnął się kpiąco. - Jeszcze to do Ciebie nie dotarło? Traktujesz go jak swoją własność, jak coś, co nie ma prawa od Ciebie odejść. Jesteś jak dziecko, któremu zabiera się ulubioną zabawkę.
Zagotowało się we mnie.
 - Nawet jeśli, Olivier jest mój. Nie możesz...
Nie dokończyłem. Nie zdążyłem choćby zareagować, kiedy pięść Russella zetknęła się z moim policzkiem. Byłem zbyt oszołomiony, by się bronić. Mike złapał mnie brutalnie za podbródek i przekręcił moją głowę tak, bym patrzał mu prosto w oczy.
 - Nie dość, że jesteś beznadziejnym przyjacielem, to wciąż nie bierzesz jego uczuć pod uwagę, kretynie - wysyczał ostro. - Olivier to nie zabawka. Nie możesz odstawić go na bok, a potem wrócić i oczekiwać, że wciąż będzie na Ciebie czekał. W końcu znajdzie się ktoś, kto zajmie się nim dużo lepiej, niż ty. Kto będzie o niego dbał, kochał go i szanował, w przeciwieństwie do Ciebie - puścił mnie i prychając cofnął się do drzwi. - Oli ma cholernego pecha kochając takiego frajera, jakim jesteś - wyszedł z pokoju i wrócił kilka chwil później. Cisnął we mnie woreczek z lodem. - Niech ci odmrozi ryj - warknął mierząc mnie wściekłym spojrzeniem.
 - Mówisz to wszystko tak, jakby to było takie łatwe - krzywiąc się przycisnąłem okład do skóry. - Nie mogę go wypuścić, bez niego w życiu już czuję się, jakbym nie miał czym oddychać.
 - To zacznij traktować go, jak należy, do cholery jasnej! - wyrzucił ręce w górę. - Chociaż nie, teraz to już za późno. Zraniłeś go zbyt wiele razy, by mógł być tylko twoim przyjacielem i znowu jedynie połowicznie uczestniczyć w twoim życiu. On zasługuje na kogoś lepszego.
Spuściłem wzrok.
 - Wiem, ale i tak nie mogę go zostawić - wstałem i odważnie spojrzałem w jego oczy. - Zamierzam o niego walczyć i nawet ty mnie nie zatrzymasz.
Michael zmrużył oczy i założył ręce na klatce piersiowej.
 - Dlaczego myślisz, że wciąż masz prawo o niego walczyć? Wczoraj chyba udowodniłeś już ostatecznie, kogo wybrałeś.
 - Nie jestem, nie kocham i nie spałem z Blair - rzekłem siłą woli zmuszając się do zachowania spokoju. - Byliśmy w związku i nie wymarzę naszej przeszłości z nią od tak, bo tego chcę. Wciąż łączą nas pewne sprawy. Ale zależy mi na Olivierze i jeśli da mi szansę, to mu to wytłumaczę.
 - Jeśli Ci ją da. Ja bym nie dał - burknął, po czym odetchnął głęboko. - Dobra, mam nadzieję, że masz plan. Jeśli jest sensowny i nie jesteś takim chujem, za jakiego aktualnie Cię mam, to może Ci trochę pomogę. A przynajmniej nie będę wchodził Ci w drogę. Ale jeśli znowu go zranisz, to na jednym razie się nie skończy. W ogródku znajdzie się dla Ciebie miejsce.
Nigdy bym nie pomyślał, że Mike może być tak waleczny. W ciele uroczego kotka prawdziwy lew gotowy rozszarpać, jeśli ktoś spróbuje skrzywdzić jego bliskich.
Oboje wzdrygnęliśmy się jednocześnie, kiedy w domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Russell podszedł do okna. Przez jego twarz przemknął uśmiech.
 - To Conor. Zabieraj swój nędzny tyłek do domu, skończyłem z tobą.

Hold My HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz