Extra 18+

4.1K 195 23
                                    

Siedziałem na łóżku, oparty o ścianę i z książką w lewej ręce. Drugą przeczesywałem leniwie blond włosy chłopaka leżącego na moich kolanach. Obejmował mnie ramionami w pasie i spał. Miał za sobą ciężki trening i jak tylko do mnie przyszedł usnął. To było rozczulające. I może, a może nie, zrobiłem mu w tym stanie kilka zdjęć. I tak czas powoli mi mijał, gdy w pewnym momencie poczułem jego palce wślizgujące się pod moją koszulkę i rysujące kółka u dołu moich pleców. Zamknąłem książkę, odłożyłem ją na bok i spojrzałem w dół. Napotkałem zaspany wzrok i rozkoszny uśmiech Arthura.
- Jak się czujesz? - zapytałem przenosząc rękę na jego policzek.
Zamruczał zadowolony, wtulił go w moją dłoń i przymknął oczy.
- Dobrze – odpowiedział po dłuższej chwili.
Powoli przesunął ręce na materac po obu moich bokach i się podparł, by wnieść się na moją wysokość. Jego wargi wykrzywiły się w łobuzerski uśmieszek, kiedy pochylił się nade mną. Najpierw powoli, leniwie musnął moje wargi. Westchnąłem cicho i objąłem ramionami jego kark. Między pocałunkami wyrwało mi się parsknięcie, gdy chwycił mnie mocno w pasie i pociągnął w dół. Skończyłem leżąc płasko na plecach, natomiast blondyn wygodnie ułożył się na mnie.
- Złaź ze mnie, grubasie – jęknąłem chichocząc, gdy „próbowałem" go z siebie zrzucić.
- Nie ma mowy – mruknął zjeżdżając pocałunkami na moją szczękę.
Przełknąłem głośniej ślinę.
- To, co robisz, jest bardzo niebezpieczne – rzuciłem na jednym wydechu.
Poczułem na skórze, jak się uśmiecha, ale nie zaprzestał swoich działań. Ba, znowu władował mi łapy pod koszulkę. Przynajmniej nikt nie mógł mi zarzucić, że go nie ostrzegałem. Tym razem naprawdę użyłem siły i go odepchnąłem. Wykorzystując jego dezorientację usiadłem na nim okrakiem i zrzuciłem górną część odzieży. Odgarnąłem włosy z twarzy i uśmiechnąłem się zawadiacko. Oczy mu pociemniały, rozchylił też wargi. Znałem go na wylot i wiedziałem, że to dobre znaki. Pochyliłem się, by zainicjować kolejny pocałunek, przez co nasze krocza otarły się o siebie. Zacisnął dłonie na moich udach. W ostatnim momencie zrezygnowałem z pierwotnego celu i skupiłem się na jego szyi. Przejechałem nosem od jego barku, przez obojczyk i dotarłem na szyi. Wtedy ugryzłem go lekko. Syknął cicho i chciał nas przewrócić, ale zacisnąłem mocniej nogi na jego biodrach i uniemożliwiłem mu ten manewr.
- Pamiętasz, co powiedziałem ci w domu kultury w dzień występu? - wyszeptałem obserwując, jak na jego ramionach pojawia się gęsia skórka.
- Że mam Cię nie prowokować, bo to się źle skończy.
Odsunąłem się lekko zaskoczony.
- Wow, naprawdę pamiętasz. Jestem pod wrażeniem.
- Kiedyś nigdy bym Ci się do tego nie przyznał, ale krew mi zawrzała, jak chwyciłeś mnie za koszulkę – odparł z szerokim uśmiechem.
Jedną ręką odepchnął się od łóżka, by podnieść się do pozycji siedzącej, a drugą objął mnie w pasie, bym nie przewrócił się w tył. Odchrząknąłem i ułożyłem płasko ręce na jego klatce piersiowej. Czułem pod palcami jego miarowo bijące serce.
- Cóż... – ująłem jego twarz w dłonie. - Mówiłem prawdę.
Gwałtownie wpiłem się w jego wargi. Jego dłonie znowu zmieniły położenie; tym razem chwycił mnie za pośladki i ścisnął je ciągnąc jednocześnie mocniej do siebie. Warknąłem cicho między pocałunkami. Między nami nie było już żadnej wolnej przestrzeni. Dreszcz podniecenia przebiegł mi po plecach, a w dresach zrobiło się jeszcze ciaśniej, niż wcześniej. Ku mojej satysfakcji, nie tylko mnie.
- Kurwa – zaklął pod nosem blondyn, sprawnie nas przekręcił i ponownie znalazłem się pod nim. - Mam nadzieję, że zamknąłeś drzwi, bo jak ktoś tu wejdzie, to nie ręczę za siebie.
- Ojciec jest w firmie, Con w pracy, a Mike z chłopakami w skate parku – wydusiłem z siebie. Z zachwytem obserwowałem, jak zielonooki ściąga z siebie koszulkę i jeansy.
- Dobrze.
Znowu nade mną zawisł, ale nie na długo, bo tylko cmoknął mnie w usta i dobrał się do moich dresów. Szybkim ruchem ściągnął je ze mnie razem z bokserkami. Poczułem, jak dopada mnie stres. Przed oczami przewinęły mi się obrazy Lantrose z jego eks i przypadkowymi dziewczynami, które zaliczył.
- I gdzie ty mi odpływasz, księżniczko?
Wzdrygnąłem się nieznacznie. Dopiero, gdy Art się odezwał, dotarło do mnie, że jego twarz znalazła się naprzeciwko mnie. Uśmiechał się delikatnie, ale jego tęczówki wciąż były ciemne. Czułem jego ręce na biodrach.
- Tu i tam – mruknąłem zmieszany.
Byłem zupełnie nagi przed miłością mojego życia, ale bynajmniej to był powód mojego zdenerwowania. Byliśmy razem dopiero miesiąc i chociaż trochę tego typu zbliżeń mieliśmy za sobą, to starałem się dozować takie wydarzenia. Arthur do niedawna wyrywał dziewczyny i wciąż miałem masę obaw.
- To tego nie rób – zmarszczył brwi z niezadowoleniem. - Teraz jesteś tu ze mną i masz myśleć tylko o mnie.
Przygryzłem wargę usiłując się nie roześmiać. Był zazdrosny. Odprężyłem się i zarzuciłem mu ręce na kark. Po tym, co przeszedłem, żeby był mój i tylko mój, powinienem dać sobie spokój z katowaniem samego siebie głupimi wspomnieniami.
- Tak się składa, że myślałem o tobie - zmrużył oczy zastanawiając się czy mi wierzyć. Uniosłem lewą nogę i nacisnąłem jego krocze. - Sorry not sorry, kochanie.
Syknął. Przesunąłem dłońmi po jego klatce piersiowej i wciąż nie odrywając wzroku od jego oczu zahaczyłem kciukami o krawędź pozostałego odzienia, jakie na sobie miał. Drgnął, uśmiechnął się cwaniacko i w momencie, gdy też był już nagi, niespodziewanie chwycił jednocześnie mnie i siebie w rękę. Zachłysnąłem się powietrzem, a na twarz wpełzł mi rumieniec.
- Sorry not sorry, kochanie – przedrzeźniał mnie, po czym schylił się, by zassać skórę nad moim obojczykiem.
Zacisnąłem usta i wtuliłem twarz w zagłębienie szyi Arta. Mój oddech stał się nierówny i płytki, coraz bardziej z każdym ruchem jego dłoni. Zacisnąłem ręce na jego plecach. Było mi dobrze, czułem narastające napięcie w podbrzuszu.
Nagle jednak przestał. Oszołomiony rozchyliłem powieki i dostrzegłem, jak blondyn sięga po coś między etażerką a nogą łóżka. Mój wzrok się wyostrzył, kiedy w oczy rzuciła mi się buteleczka z żelem. Wylał trochę zawartości na dłoń, ponownie chwycił nas obu w rękę i zaczął wcierać w nas żel. Zaczęło lekko mrowić. Sapnąłem cicho i odchyliłem głowę. Wciąż się nieco denerwowałem, ale wiedziałem, że mogę mu zaufać.
Mimo wszystko nic nie przygotowało mnie na jego palec wędrujący w stronę mojego wejścia. Spojrzałem się na niego zdumiony.
- Jeśli nie chcesz, przestanę – rzucił przybierając poważny wyraz twarzy.
Czułem, jak rośnie mi serce i miałem wrażenie, że się rozpłaczę. Pokręciłem głową.
- Tylko spróbuj – wymamrotałem.
Uśmiechnął się i cmoknął mnie najpierw w czoło oraz nos. Dopiero potem naparł na moje wargi, a jego palec wślizgnął się do mojego wnętrza. Rozluźniłem się i skupiłem na całowaniu mojego chłopaka. Rozciąganie nigdy nie było przyjemne, ale warte tego, co miało nastąpić później. Po chwili dołożył drugi palec. Wplotłem palce w jego włosy i z jeszcze większą pasją.
Jakby z drugiego planu doszedł do mnie trzask – to Arthur zrzucił niechcący moją książkę, kiedy na oślep sięgał do szafki po prezerwatywę. Oderwał się ode mnie, by złapać oddech. Kiedy zakładał zabezpieczenie badałem wzrokiem jego twarz. Znałem ją już na pamięć, ale to, jak wtedy wyglądał, był jednym z moich ulubionych wariantów – zdyszany, zarumieniony, z przyciemnionymi z pożądania oczami i rozczochranymi przeze mnie włosami.
Uśmiechnąłem się krzywo. Byłem w nim tak cholernie zakochany, że to aż bolało.
- Pospiesz się blondyneczko, bo napięcie opadnie – mruknąłem złośliwie.
Tak naprawdę powiedziałem to tylko po to, by spojrzał prosto w moje oczy. Kochałem tą chłodną, miętową zieleń. A zejście z tej góry podekscytowania i napięcia i tak było dla mnie niemożliwe w tamtym momencie.
- Nie widzę problemu – rozciągnął wargi w leniwym uśmiechu. - Po prostu znowu Cię rozpalę – dodał chwytając jedną ręką moje biodro, a drugą nakierowując członka na odpowiednie miejsce.
Oblizałem wargi i zmusiłem się do zachowania spokoju, chociaż serce waliło mi jak nienormalne. Myślałem, że wyjdę z siebie, kiedy mnie tak przetrzymywał. Kiedy już miałem go zjechać z góry na dół powoli wsadził we mnie główkę. Wypuściłem spomiędzy ust spięty oddech i zamknąłem oczy. Łatwiej było mi się kontrolować w ten sposób.
- Powiedz mi, jeśli będzie boleć, albo będę miał przestać – wychrypiał do mojego ucha.
Kiwnąłem głową wtulając się w niego. Wszedł głębiej; jednocześnie jęknęliśmy cicho. Z początku powoli i bardzo ostrożnie poruszał się w moim wnętrzu. Starał się wybadać „nowy teren" nie zadając mi przy tym cierpienia. Szło mu całkiem dobrze, bo tępawy ból dość szybko zaczął ustępować przyjemności. Rozluźniłem mięśnie ramion i mrucząc wygiąłem się delikatnie w jego stronę. Chciałem czuć go mocno i blisko. Blondyn sapnął i wpił się w moje usta. Jego ruchy nabrały więcej siły. Był czuły, ale jednocześnie brał mnie bez wahania, z pełną stanowczością.
Byliśmy złączeni, jak jeszcze nigdy, a ja czułem się bardziej obnażony, niż kiedykolwiek. Bo choć Lantrose wiedział o moich uczuciach od jakiegoś czasu, a ja nie byłem prawiczkiem, to wtedy miał mnie jak na widelcu. Miał moje serce, które mógł zgnieść w dłoni bez problemu. Miał moje ciało, które mógł wykorzystać. Miał moją duszę, a w tym wszystkie moje nadzieje i pragnienia. Mógł ze mną zrobić, co mu się żywnie podobało. A ja w pełni świadomie mu to wszystko oddałem. Ufałem, że mimo możliwości destrukcji mojej osoby, on nigdy tego nie zrobi.

*

Leżałem plecami na poduszce z Arthurem wtulonym w mój brzuch. Oglądaliśmy Avatar, który właśnie leciał w telewizji, kiedy nagle blondyn się poruszył. Zadarł głowę, oparł podbródek na splecionych palcach i wyszczerzył się do mnie.
- Właściwie zapomniałem przyznać Ci rację.
Uniosłem pytająco obie brwi.
- Ja zawsze mam rację, więc musisz mi przybliżyć, o jaką sytuację dokładnie Ci chodzi.
- Powiedziałeś mi kiedyś, że faceci są ciaśniejsi od dziewczyn. Miałeś rację.
Otworzyłem usta z niedowierzaniem, a potem parsknąłem śmiechem odrzucając jednocześnie głowę w tył. Lewą ręką zasłoniłem twarz, gdy poczułem, jak zapiekły mnie policzki.
- Ty to potrafisz zepsuć moment – jęknąłem słysząc, jak on też się śmieje.
- Hej, nie zasłaniaj się przede mną. Nie mogę na Cię podziwiać, jak tak robisz.
Odjął moje ręce od twarzy. Uśmiechał się czule, a jego oczy błyszczały radośnie. Był szczęśliwy, a ja byłem tego powodem. Jeśli to nie była pełnia szczęścia, to ja nie wiedziałem, czym ona jest.
Art pochylił się z zamiarem złożenia pocałunku na moich ustach, gdy po mieszkaniu rozległ się trzask otwieranych drzwi frontowych. Zamarłem osłupiały. Lantrose wykazał się jednak refleksem i przykrył nas kołdrą, nim również drzwi do mojego pokoju stanęły otworem.
- Mówiłem Ci, że masz beznadziejne wyczucie czasu – rzucił rozbawiony Mike zza pleców Conora, który zmieszany zatrzymał się w progu.
- Beznadziejne – potwierdziłem z zażenowania chowając twarz w zagłębieniu szyi mojego chłopaka.
- Skoro już się napatrzyliście, to wynocha – odezwał się Art rzucając w szatyna poduszką.
- Ach, tak, my... My pójdziemy do salonu – wymamrotał speszony intruz i szybko zatrzasnął drewnianą powłokę.
Ich kroki oddaliły się. Wydałem z siebie jęk godny rozpaczy mojego ojca, gdy w wieku czternastu lat trafiłem na dywanik do dyrektora.
- No cóż... Przynajmniej nie przyszli w trakcie.
- Jesteś okropny, blondyneczko.
W odpowiedzi parsknął śmiechem i dźwignął się na ramionach.
- Chodź. Idziemy pod prysznic i dołączymy do tych pacanów.
Wydąłem wargi.
- Tylko pod warunkiem, że mnie zaniesiesz.
Uśmiechnął się słodko.
- Jak sobie życzysz, księżniczko.

Hold My HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz