Rozdział 14

2.2K 157 8
                                    

Siedzieliśmy po drugiej stronie sceny. Opierałem się o ścianę obok ławki, na której spoczął Michael, i skanowałem rywali uważnym spojrzeniem. Jedni tak się denerwowali, że zastanawiałem się, czy nie wezwać im karetki, a inny podchodzili do konkursu na takim luzie, jakby nic innego w życiu nie robili.
 - Wyglądasz, jakbyś miał to wszystko gdzieś - rzucił Mike przygryzając wargę.
 - Wcale się tak nie czuję - zapewniłem posyłając mu rozbawiony uśmiech. - Poza tym, myśl optymistycznie. Niezależnie od wyniku, dzisiaj ujawnię swoją wielką tajemnicę, o którą się tak pieklisz.
 - Jak tak o tym mówisz, to jeszcze bardziej się denerwuję - wymamrotał patrząc na mnie z lekkim niepokojem.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
 - To nic złego, zaufaj mi.
Odetchnął głęboko.
 - Ufam. Po prostu nie wiem, czy jestem gotowy.
Poklepałem go po ramieniu, ale nic więcej na ten temat nie powiedziałem. Spojrzałem na resztę chłopaków. Aaron migdalił się ze swoją dziewczyną, a Chris i Johnny zabijali czas grając w makao. Mimo złudnej sielanki widziałem, że od czasu do czasu nerwowo zerkają to w stronę sceny, to na zebranych.
Nagle w tłumie wyłapałem znajomą blond czuprynę. Zdziwiony obserwowałem, jak przeciska się między ludźmi i kieruje się w naszą stronę. Szturchnąłem blondyna siedzącego obok mnie i skinąłem na zbliżającego się Lantrose.
 - Powiedziałeś mu? - pokręciłem przecząco głową. - Więc jednak pamiętał.
 - Albo Conor mu powiedział - stwierdziłem widząc, że zaraz za moim przyjacielem idzie również szatyn.
 - Nie wydaje mi się. Con by się nie przyznał, że tu idzie - ocenił z kwaśnym uśmiechem niebieskooki. - To Arthur musiał go tu przywlec ze sobą.
Zacisnąłem usta nie wiedząc, w co wierzyć. Mógłbym przysiąc, że Art zapomniał o konkursie, dlatego nie spodziewałem się go zobaczyć.
 - Hej, panienki - zawołał stając już przed nami. - Stresujecie się?
 - Zamknij dziub, Lantrose, bo w ramach odstresowania Ci go obijemy - ostrzegł Chris. Zdaje się, nie był w zbyt dobrym humorze.
 - Nie wiedziałem, że lubisz na ostro - rzuciłem ze śmiechem.
 - Stary, już wygrywałem! - zaprotestował Johnny, kiedy zirytowany Chris zebrał wszystkie karty.
 - A ty, księżniczko, masz wciry - Arthur skupił na mnie swoją całą uwagę.
 - Ocho - Aaron parsknął śmiechem. - Idźcie na stronę, tu za dużo ludzi patrzy.
Uniosłem wysoko brwi.
 - Jak to się stało, że przyszliście jednocześnie? - spytał Michael wstając i się przeciągając.
 - Art zapytał, czy może jechać ze mną, żeby was dopingować - odparł szatyn jednocześnie jeżdżąc spojrzeniem po jego ciele. Robił to tak bezwstydnie i patrzał tak intensywnie, aż Mike zaczerwienił się po same uszy.
 - Mamy jeszcze trochę czasu do występu, w końcu jesteśmy dopiero siódmi, więc możemy się przejść - powiedziałem czując, że Lantrose tylko czeka, żeby wyciągnąć mnie gdzieś na rozmowę w cztery oczy. Skinął głową, więc we dwoje ruszyliśmy w stronę wyjścia z tyłów sceny.
 - Tylko się nie spóźnijcie, frajerzy! - krzyknął za nami Johnny.
Nie oglądając się pokazałem mu przez ramię środkowy palec. Po chwili szliśmy już korytarzem zmierzając w stronę tyłów budynku. Dom kultury w tym mieście był tak wielki, że mieścił w sobie dwie sale teatralne, salę bankietową, gdzie odbywały się imprezy charytatywne, sale muzyczne i wiele innych. Miasto wywalało na niego mnóstwo kasy, bo był on wizytówką miasta.
 - Więc za co mam wciry? - zapytałem, kiedy po dłuższej chwili mój blond towarzysz nie odezwał się słowem.
 - Za nie zaproszenie mnie tu. Wiedziałem, że masz występ, ale liczyłem, że jako najlepszy przyjaciel dostanę oficjalne, pozłacane zaproszenie - ręką objął mój kark tak, że znalazł się w zagłębieniu jego łokcia i mocno przyciągnął mnie do siebie jednocześnie drugą ręką mierzwiąc mi włosy.
 - Myślałem, że zapomniałeś! - oburzyłem się.
Próbowałem się uwolnić, ale to wcale nie było łatwe, bo choć nie byłem słaby, to Arthur był z pewnością silniejszy. Przeklinając go pod nosem w końcu wyślizgnąłem się, jednak zbytnio pospieszyłem się z radością z tego powodu. Zielonooki złapał mnie za ramię, obrócił w swoją stronę i postawił krok bliżej, na co odruchowo cofnąłem się w tył. Skończyło się to mną opartym o ścianę i Lantrose stojącym tak blisko, że dzieliło nas ledwie parę centymetrów.
 - I co zamierzasz teraz zrobić, księżniczko?
Cóż, miałbym jeden dobry pomysł.
Zamiast realizacji tej zacnej myśli uśmiechnąłem się bezczelnie.
 - Nic szczególnego. Chyba po prostu zostanę przy zastanawianiu się, jakim cudem zapamiętałeś datę mojego występu. Jakiego triku użyłeś, hmm?
 - Zapisałem sobie w kalendarzu, ustawiłem przypomnienie na telefonie i poprosiłem mamę, żeby mi przypomniała - przyznał ani trochę niezawstydzony. Pokręciłem z niedowierzaniem głową; ten człowiek był po prostu niemożliwy.
Poruszyłem się niespokojnie. Może i udało mi się zachować twarz, ale dłuższe stanie w tak niewielkiej odległości od niego sprawiało mi pewne trudności w koncentracji. Mało brakowało, bym padł na zawał, kiedy się pochylił.
 - Nitka Ci wystaje.
 - Uh, Art, stoisz trochę za blisko - mruknąłem odwracając wzrok.
 - Och, czyżby? - uniósł wzrok i posłał mi złośliwy uśmieszek.
No tak, jasne. Wystawiaj moją cierpliwość na próbę.
 - Nie prowokuj mnie, Lantrose, bo to się źle skończy.
Przechylił głowę delikatnie w bok i bezczelnie oblizał wargi. Sam tego chciał. Ja go przecież ostrzegałem, prawda? Chwyciłem go za poły jego czarnej bluzy i gwałtownie przyciągnąłem. Blondyn wstrzymał zaskoczony oddech i odruchowo wyciągnął ręce, by oprzeć je na ścianie. Między naszymi wargami została maleńka przerwa, tak mała, że mówiąc lekko się o siebie ocierały.
 - Ostrzegałem Cię, blondyneczko - szepnąłem z przymrużonymi oczami. Czułem, jak wstrzymał oddech. Na moją twarz wpełzł złośliwy uśmieszek. Odepchnąłem go od siebie i założyłem ręce na klatce piersiowej. - Drażnienie mnie nie jest dobrym pomysłem.
 - Zapamiętam - burknął odzyskując oddech. Odkaszlnął i skinął głową na drzwi wyjściowe. - Chodźmy na zewnątrz. Świeże powietrze dobrze zrobi Ci przed występem.
Arthur pomyślał o moim samopoczuciu przed występem, panie i panowie, apokalipsa nadciąga. A tak poważnie, to zastanawiałem się, co się stało z tym lekkoduchem z głową w chmurach. Postanowiłem jednak nie komentować, w końcu darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, i podążyłem śladem Lantrose na zewnątrz.
Pogoda do kitu, jak to zwykle w Anglii bywa. Deszcz, deszcz, deszcz... I niespodzianka, znowu deszcz! Dobrze chociaż, że nad drzwiami był większych rozmiarów daszek, pod którym mogliśmy się schronić.
Odetchnąłem głęboko i zerknąłem na Arthura. Wyglądał na zamyślonego. Zrobiło mi się głupio, że tak go potraktowałem. Zasłużył sobie, więc nie zamierzałem przepraszać, ale trzeba było jakąś rozluźnić atmosferę.
 - Dzięki, że przyszedłeś.
Zamrugał powiekami i wbił we mnie swój wzrok, po czym uśmiechnął się szeroko.
 - Nie ma sprawy, księżniczko.

Hold My HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz