🔫one🔫

351 65 9
                                    

Potworny ból rozprzestrzenił się po całej głowie blondyna, przez co ten głośno syknął, chwytając się za swoją skroń. Jego wzrok nadal był zamglony, kiedy starał się ujrzeć, miejsce w którym aktualnie się znajdował. Był to pewien zaułek, ceglasta ściana, kontenery na śmieci oraz walające się po brudnej ziemi, szklane butelki. Luke powoli wstał na proste nogi, po czym otrzepał z brudu swoje ubranie. Był nieco zdezorientowany, kiedy nigdzie nie widział swoich oprawców.

Hemmings wyszedł niepewnie z zaułku, nie widząc w pobliżu żadnej osoby, jedynie te same dźwięki co wcześniej, w dalszym ciągu były słyszalne. Przestępcy dopiero zaczynali swoją zabawę.

Blondyn sięgnął do kieszeni spodni po telefon, w celu sprawdzenia godziny. Nie miał pojęcia jak długo był nieprzytomny. Zatapiając dłoń w pierwszej kieszeni, nieco się zaskoczył, kiedy nie odszukał tam swojej komórki. To samo było w pozostałych, jak i tych znajdujących się w bluzie czy kurtce. Znalezienie portfela także było niemożliwe. Został najzwyklej w świecie okradziony.

-No kurwa, miałem tam kupony do Mcdonalda! -burknął, kopiąc w ceglastą ścianę, która od razu sprawiła w jego stopie niemiłosierny ból, przez co głośno jęknął. Już nawet nie chodziło o cholerne kupony, lecz pieniądze, oraz wszelkie dokumenty. Z wściekłością chodził tam i z powrotem. Jedyne co jego oprawcy postanowili mu zostawić, to klucze do mieszkania, co go lekko zaskoczyło.

Luke warknął pod nosem, zasiadając ponownie na brudnej ziemi. Czuł się potwornie. Oprócz przeziębienia, cierpiał także przez poobijanie jego ciała, kiedy został porywany.

Myślał że nie może być już gorzej, jednak wtedy z nieba zaczęły spadać niewielkie krople deszczu, powoli mocząc tym jego odzienie. Ciche westchnięcie opuściło jego usta, jednak mając przy sobie klucze, nie miał zamiaru tutaj tkwić. Stając ponownie na proste nogi schował dłonie do kieszeni.

Blondyn podążył przed siebie, w głębi serca błagając, aby nie został ofiarą kolejnych porywaczy, których w tym momencie, grasowało multum.

Poczuł pewien strach, kiedy jego uszu zlokalizowały kobiecy pisk, następnie rozrastające się w oddali, płomienie ognia, krzyczący mężczyzna, który zostawał zaciągnięty zaułek. To wszystko na prawdę się działo i nikt nie mógł temu zapobiec.

Luke często potrafił zachować zimną krew w danej sytuacji, nie odczuwał strachu lecz rosnącą w nim adrenalinę, jednak w tym momencie było zupełnie inaczej. Czuł się osłabiony i niezdolny do samoobrony, co wiązało się z jego przerażeniem.

Z każdą mijającą minutą, deszcz padał coraz mocniej. Blondyn zakaszlał, w rękaw bluzy, odganiając z czoła, mokre pasma włosów. Choć przeziębienie z reguły nie było aż tak groźne, w tej chwili sprawiało iż Luke był totalnie wykończony, a lodowaty deszcz to potęgował.

-Och patrzcie, kogo my tu mamy -stukanie deszczu o beton, zagłuszył pewien donośny głos. Luke niechcianie zwrócił się w stronę grupki przestępców w czarnych kapturach. Byli podobni do tych wcześniejszych, a może i nawet to ci sami. Hemmings ociężale westchnął. Był w takim stanie że już nic nie zdołało go zdziwić. -Czyżby to twoje? -mruknął jeden z nich, machając przed jego oczami czarnym smartfonem oraz portfelem. Niebieskie tęczówki pociemniały, kiedy tylko ujrzał swoje rzeczy, w ich ohydnych łapskach. -No proszę, odbierz co twoje -rzucił z parszywym uśmiechem, trzymając przedmioty przed sobą. 

Blondyn zacisnął dłonie w pięści, robiąc krok do przodu. Jego ciało całe drżało, lecz nie  ze strachu a zimna. Głowa dosłownie mu pękała i w tej chwili czuł iż byłby w stanie ich zabić za popsucie mu planów w postaci chorowaniu w łóżeczku. W końcu mógłby, przecież dzisiejszej nocy każde przestępstwo jest legalne.

Kiedy Luke był już wystarczająco blisko, wyciągnął dłoń do swojej własności. Przez cały czas wydawało mu się to za piękne i słusznie. Łysy mężczyzna który wykorzystał jego naiwność, uderzył pięścią w jego szczękę, powodując iż Luke runął o ziemię. Był zbyt słaby, aby utrzymać się na nogach, tak też dużo nie wystarczyło aby go znokautować.

-Aż smutno się patrzy na ten żałosny obrazek -jego oprawca parsknął, po czym głośno się zaśmiał, a w tym także i reszta. Hemmings starł wierzchem dłoni krew, która wypłynęła z jego nosa. Czuł się ukresu sił, ale przecież nie mógł się poddać.

Lecz los to podła wiedźma, która ma gdzieś twoją silną wolę, ponieważ i tak sprawi iż ona zaniknie. Zaprogramuje tych ohydnych łysoli, aby zaczęli się nad tobą znęcać, kopać po twarzy i brzuchu, świetnie się przy tym bawiąc. 

Luke czuł nadmiar krwi w ustach, którą o mało co by się nie zadławił. Każdy cios powodował jego jęk. Nie miał siły nawet krzyczeć. Jeśli ktoś by go usłyszał, najprawdopodobniej przybiegłby, aby go jedynie dobić.

Gdy niebieskooki uchylił swoje powieki, widząc jak mężczyzna szykuje się do kopnięcia, nastąpił krzyk. Wszyscy zwrócili się w stronę skąd go usłyszeli, po czym z mroku wyłoniła się pewna męska sylwetka. Padające na niego światło z latarni było na tyle mocne, aby Luke był w stanie ujrzeć jego czerwone, bujne włosy, czarną skórzaną kurtkę opinającą jego ramiona, a do tego całkiem przystojną twarz, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało. 

-Zostaw go -powiedział łagodnie, robiąc krok w przód. 

Łysy mężczyzna jedynie parsknął śmiechem, patrząc na swoich kumpli z gangu, którzy także byli nieźle uśmiani.

-A co ty matka z Kalkuty? Lepiej spierdalaj bo twoja morda będzie czerwona jak twój łeb -warknął głośno, tupiąc nogą co wywołało cichy śmiech ze strony czerwonowłosego jak i Luke'a który nadal leżał na chłodnej ziemi, moknąc na deszczu.

-Twoje przekleństwa nie sprawią że się wystraszę i ucieknę z piskiem -odparł z opanowaniem, kierując się powoli w ich stronę. -No dalej, spraw żeby zrobiło mi się mokro w spodniach, bo raczej u kobiet nigdy Ci się to nie udało -Luke po mimo okropnego bólu zaczął się zwijać lecz ze śmiechu, co przykuło chwilowo ich spojrzenia.

-Blondas, zamknij mordę, a ty -zwrócił się ponownie do pewnego siebie chłopaka. -Nagrabiłeś sobie! -warknął, chcąc wymierzyć cios w jego szczękę, jednak chłopak z gracją uniknął uderzenia, następnie nokautując go po przez uderzenie z pięści w twarz. 

-Marnie człowieku kciuku -parsknął, głaszcząc go po jego łysinie, co potęgowało zdenerwowanie mężczyzny.

-Weźcie coś zróbcie! -warknął do reszty, lecz tamci po prostu odeszli, widząc porażkę swojego szefa, z którego podobno mieli czerpać inspirację.

-Się porobiło co nie? -powiedział z rozbawieniem, sięgając po komórkę oraz portfel, który znajdował się na ziemi. -A teraz żegnam -zamrugał kilkukrotnie, klepiąc łysego po ramieniu. 

Mężczyzna najadł się już z wiele wstydu, więc po prostu się wycofał, uprzednio chcąc go uderzyć, lecz czerwonowłosy wykręcił mu ramię.

Gdy żałosna banda zwąca się gangiem w końcu się wycofała, Luke odetchnął z ulgą. Kolorowowłosy pomógł mu wstać, za co był mu bardzo wdzięczny.

Hemmings sam nie wiedział czy ma coś złamanego, ponieważ wszystko bolało go tak samo. Musiałby być chyba cały połamany, a przecież nie dałby rady chodzić, a jak na razie mu się to udawało.

-Dzięki, to było świetne! -powiedział z niedowierzaniem otrzepując swoje spodnie. Przez chwilę był zwrócony do niego tyłem, a kiedy w końcu się do niego odwrócił zamarł.

-Nie ma za co -odpowiedział z parszywym uśmiechem, przytrzymując przy skroni blondyna, srebrny pistolet.














----

Dzisiaj dodałam aktualizacje do wszystkich swoich ff, więc tu także pojawia się nowy rozdzialik :)

Offense | MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz