Otworzyłam oczy, po chwili jednak szybko je zamykając. Nieskazitelna biel uderzyła w moje oczy, na chwilę odbierając zmysł wzroku.
—Jisoo — usłyszałam znajomy głos, na sam dźwięk którego, łzy niekontrolowanie popłynęły po moich policzkach.
Podniosłam powieki, nerwowo rozglądając się wokół. Kiedy zatrzymałam się wzrokiem na białej postaci, głos ugrzązł mi w gardle.
— Mamo — wydusiłam z siebie, łapiąc ze świstem powietrze. Kobieta uśmiechnęła się, podchodząc do mnie bliżej.
— Moja kochana Jisoo — powiedziała, wyciągając w moją stronę prawą dłoń. Delikatnie przejechała palcami po moim policzku, następnie zakładając jeden, niesforny kosmyk moich włosów za ucho.
— Boże, mamo! — zawołałam, rzucając się mojej rodzicielce w ramiona. Ściskałam ją mocno, jakby miała za chwilę zniknąć.
— Jestem córeczko — odwzajemniła mój uścisk, jedną ręką gładząc moje plecy.
Odsunęłam się od niej lekko, uważnie lustrując jej twarz. Nic się nie zmieniła.
— To nie sen, prawda mamo? — zapytałam, a po moich policzkach znów spłynęły łzy.
— Nie kochanie — odpowiedziała z uśmiechem, wycierając kciukami moje policzki. —To coś gorszego — dodała, podnosząc się z ziemi.
Poczułam, jak moje źrenice gwałtownie się powiększają, a serce przyśpiesza swoją akcję. Mój żołądek wywinął fikołka, przyprawiając mnie przy tym o mdłości.
— Coś gorszego? — zapytałam nieprzytomnie, a po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Ta tylko pokiwała głową, wyciągając rękę.
— Chodź, pokażę ci — rzuciła, patrząc na mnie wyczekująco.
Chwyciłam jej dłoń, dźwigając się z ziemi. Czułam, jakbym miała nogi z waty.
Wolnym krokiem przeszłyśmy kilkadziesiąt metrów, które dla mnie były kilometrami.
— Zobacz — szepnęła i delikatnie machnęła przede mną ręką, jakby chciała zetrzeć z czegoś tę wszechobecną biel.
Moim oczom ukazała się sala szpitalna. Siedział w niej ojciec, Hoseok i Kihyun. Wytężyłam wzrok, chcąc zobaczyć, kto leży na łóżku. Po chwili jednak odskoczyłam jak oparzona, prawie lądując na ziemi.
— Dlaczego ja tam leżę? — zawołałam, znów się zbliżając.
Wyciągnęłam rękę w stronę Kihyuna i gdy już miałam go dotknąć, powstrzymała mnie jakaś bariera. Jakby szyba, która oddzielała mnie od „tamtego świata". Przerażona spojrzałam na mamę, przykładając dłoń do klatki piersiowej.
— Tylko nie mów, że nie żyję — jęknęłam, cofając się o krok. — Błagam.
Kobieta pokręciła rozbawiona głową, „zabierając" mi widok na salę.
— Jisoo, kochanie, ty żyjesz, spokojnie — zaczęła, zbliżając się do mnie. — Jesteś w śpiączce, bo uległaś wypadkowi. Pamiętasz cokolwiek?
Zmrużyłam oczy, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Miałam pójść do sklepu, bo Hoseok chciał zjeść babeczki. Kiedy byłam już w drodze, zadzwonił Kihyun i zaczęłam się z nim przekomarzać. Wtedy weszłam na przejście i... Samochód! Tak, potrącił mnie samochód, którym kierowała...
— Yoona! — krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.
— Czyli pamiętasz wszystko — zaśmiała się, kręcąc głową. — Ty to masz szczęście Jisoo — dodała, obejmując mnie ramieniem.
CZYTASZ
I can be your hero
FanfictionWyobrażaliście sobie kiedykolwiek, jak to jest, gdy wasze życie traci sens? Powoli, rzeczy, które budowaliście przez lata, upadają. Wszystko lega w gruzach, w jednej sekundzie. ~~~ #7 w Opowiadanie - 161217